Klęską dzisiejszego życia publicznego jest nienawiść, która dzieli obywateli Państwa na nieprzejednane obozy, postępuje z przeciwnikami politycznymi jak z ludźmi złej woli, poniewiera ich bez względu na godność człowieczą i narodową, zniesławia i ubija moralnie.
Zamiast prawdy panoszy się kłamstwo, demagogja, oszczerstwo, nieszczery i niski sposób prowadzenia dyskusji i polemiki. Żądza władzy i prywata prowadzą bezwzględną walkę o rządy i stanowiska, a pozorują ją troską o Państwo, które zwykle odłamy polityczne utożsamiają z sobą. Chorobliwe podniecenie i namiętność polityczna zasłaniają spokojny sąd o ludziach i sprawach, mieszają politykę do wszystkiego, wszystko osądzają ze stanowiska partyjnego, wyolbrzymiają znaczenie wypadków publicznych, wnoszą niepokój w całe życie” – pisał kard. August Hlond w liście pasterskim z kwietnia 1932 roku.
Trudno coś do tego dodać. Wkrótce minie 100 lat od tych ciężkich słów, a niewiele się zmieniło. W sytuacji, gdy kraj znalazł się nad gospodarczą przepaścią, o państwie, za które popłynęło morze krwi, myśli się raczej w drugiej kolejności. Na pierwszym miejscu są własne interesy. Instynkt państwowy jest w zasadzie w zaniku.
Najbardziej irytujące są skłonności do bitki. O byle co. Każdy pretekst jest dobry dla politycznych kogutów i kogucików. Wydawałoby się, tak oczywista rzecz, jak niezwykle pilna potrzeba uchwalenia ustawy antykryzysowej – staje się okazją do widowiskowej bijatyki politycznej z efektami specjalnymi, a jakże, okraszanej rzekomą troską o państwo. Trudno zwołać nawet posiedzenie Sejmu!
A i sama ustawa staje się doskonałym narzędziem do przepychania pod pozorem troski o dobro publiczne różnych interesików – jak na przykład wykończenie firm pożyczkowych przez UOKiK poprzez narzucenie nieopłacalnego limitu kosztów pożyczek. Nie udało się tego normalnie uchwalić, to spróbujmy teraz pod pozorem antywirusowym.
Gdy krajowi grozi załamanie gospodarcze – dla Naczelnej Rady Aptekarskiej to najlepszy moment do rozprawy z sieciową konkurencją. Najpierw wydaje niejasne i ogólne „zalecenia”, a następnie próbuje z tych „zaleceń” rozliczać, co jest całkowicie bezprawne. Siejąc medialną histerię i pisząc donosy do Inspekcji Farmaceutycznej. Żeby było jasne: prawnie obowiązują wskazania Głównego Inspektoratu Sanitarnego, a nie „zalecenia” NRA, nawet gdyby były zrozumiale. No ale okazja do walki z konkurencją jest idealna i można trochę na strachu loczka pokręcić.
Na wideokonferencji u premiera szefów organizacji pracodawców (poza jednym – TW) i polskich przedsiębiorców właściwie przez aklamację zostaje przyjęte ustalenie, że kosztami kryzysu należy podzielić się tak: 40 proc. budżet państwa, 40 proc. biznes i 20 proc. pracownicy. Wygląda na to, że wszyscy się zgadzają. Owszem, do opuszczenia wideokonferencji. Zaraz potem pojawiają się radykalne żądania, które w zasadzie prowadzą do załamania państwa. Ale co tam państwo? Rząd trzeba obalić, bo obecny się nie podoba.
Nawet nieludzko umordowana ze zmęczenia twarz ministra Łukasza Szumowskiego staje się dobrą okazją do bitki, wyszydzania, kwestionowania działań, oskarżeń o podawanie fałszywych informacji i swego rodzaju kibicowania porażce ministra. Tak samo jak w niepokoju i nadziei część politycznych oszołomów oczekiwała, kiedy wreszcie ta cholerna zaraza się u nas pojawi! I wytchnienie, że oto już jest! Zaczęło się, nareszcie.
To tylko kilka przykładów. Jest tego niestety dużo, dużo więcej.
Rząd oczywiście ma prawo każdemu się nie podobać – ale akurat teraz to nie jest najlepszy czas na jego zwalczanie, szczególnie w obszarach zdrowia i gospodarki. Mamy do czynienia z kryzysem na niespotykaną skalę. Po raz pierwszy od II wojny światowej mamy podażowy kryzys realnej gospodarki, którego łatwo nie da się rozgonić. Biedniejszym krajom – a do takich należymy – grozi to cofnięciem się o lata w rozwoju i ciężką, może nawet długoletnią recesją. W takiej sytuacji – nawet we własnym dobrze pojętym interesie – trzeba zakładać, że sukces rządu w walce z koronawirusem jest naprawdę ważniejszy od załatwienia swojego małego geszefciku, wzmocnienia pozycji politycznej w salonie czy zdobycia albo utrzymania stanowiska.