W związku z widmem spowodowanego przez pandemię kryzysu rozwiązanie, traktowane jeszcze do niedawna jako utopijne, ma największe w historii szanse na realizację.
„Tak jak z pandemią nie sposób poradzić sobie, stosując standardowe rozwiązania polityki zdrowotnej, tak samo globalne załamanie wymaga czegoś więcej niż tradycyjne polityki społeczne. Czas, by rządy wprowadziły w życie awaryjny bezwarunkowy dochód podstawowy, zapewniając, by wszyscy podlegający ich jurysdykcji mieli wystarczająco dużo pieniędzy, by kupić jedzenie i inne produkty niezbędne do przeżycia” – czytamy w opublikowanym przed kilkoma dniami liście otwartym. Do tej pory podpisało go prawie 800 zachodnich ekspertów i aktywistów.
Niewykluczone, że ich postulat w niektórych stolicach zostanie wysłuchany. Tydzień temu Biały Dom ogłosił zamiar przekazania Amerykanom poszkodowanym przez kryzys czeków o wartości 1000 dolarów. Podobną propozycję przedstawił wcześniej republikański senator Mitt Romney. Donalda Trumpa próbują przelicytować także demokraci. Ich senatorowie, w tym walczący o nominację Bernie Sanders, postulują, by wsparcie na czas kryzysu było wypłacane co miesiąc i wynosiło po 2000 dolarów. na rodzinę. Według Departamentu Skarbu pierwsza fala wypłat, których dokładna wysokość może być powiązana z wysokością dochodów i wielkością rodziny, miałaby się rozpocząć 6 kwietnia. Ich łączna wartość ma sięgnąć 500 mld dolarów.
Wprowadzenia dochodu powszechnego w obliczu kryzysu nie wykluczył też premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Rozwiązanie to – jak powiedział – „z pewnością zostanie wzięte pod uwagę”. „Daily Mirror” przytacza jednak słowa osoby z otoczenia szefa rządu, która ostrzega przed takim krokiem. – Naszym priorytetem jest wypracowanie rozwiązań, które mogą zostać zrealizowane szybko, są efektywne i trafiają do właściwych odbiorców – mówi źródło.
Bezwarunkowy dochód podstawowy (BDP) to idea, której korzenie sięgają XVI w. Koncepcja pojawia się m.in. w „Utopii” Thomasa More’a, którego zdaniem zapewnienie środków do życia stanowić miało lepszy niż surowe kary sposób na walkę z kradzieżą. „Nawet tym, którzy roztrwonili swoje majątki poprzez rozpasane życie – hazard, nierząd, nieumiarkowany przepych, żarłoczność i spekulację – powinno dać się jedzenie, bo nikt nie powinien umierać z głodu” – pisał Juan Luis Vives.
Postulat ma od lat grono orędowników zarówno po lewej stronie – w Polsce podnosili go politycy Partii Razem – jak i wśród części środowisk prorynkowych. W wersji kanonicznej BDP powinien być wypłacany każdemu obywatelowi bez żadnych warunków wstępnych. Wśród jego zwolenników są miliarderzy Mark Zuckerberg i Elon Musk, a także politycy lewicowi, jak były minister finansów Grecji Janis Warufakis czy amerykańska kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez
Przeciwnicy krytykują go za utopizm i ogromne koszty. Zwracają również uwagę na umiarkowane powodzenie dotychczasowych prób przekładania idei na praktykę. Zwykle kończyło się na programach pilotażowych – tak było w Finlandii, kanadyjskim stanie Ontario czy Barcelonie. W Szwajcarii o BDP w 2016 r. decydowano w referendum. Projekt, który zakładał comiesięczną wypłatę 2500 franków dla pełnoletniego obywatela i 625 franków dla niepełnoletniego (odpowiednio 10,8 tys. i 2,7 tys. zł), nie uzyskał jednak poparcia żadnej z głównych sił politycznych i został odrzucony większością 77 proc. głosów. Nieco lepsze doświadczenia wiążą się z funkcjonowaniem programów częściowo tylko realizujących założenia BDP, jak brazylijski program Bolsa Família czy… polskie 500 plus.
Teraz idea pensji obywatelskiej wraca na salony. Jeden z orędowników BDP, współpracujący m.in. z DGP publicysta Rafał Woś, dostrzega szanse na wprowadzenie tego rozwiązania na fali nadchodzącego kryzysu. – Realizowane w ostatnich latach w Europie i na świecie symulacje pokazują, że już dawno wyszliśmy poza poziom teorii – przekonuje. Woś podkreśla, że BDP nie powinien zastępować innych instrumentów polityki społecznej, a jego finansowanie powinny zapewniać zmiany w systemie podatkowym oraz odpowiednio prowadzona polityka monetarna.
Zapał studzi dr hab. Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego. – Ten pomysł wraca przy kolejnych kryzysach gospodarczych, ale argumenty finansowe, organizacyjno-prawne czy moralne przeciwko niemu pozostają takie same – mówi. Szarfenberg podnosi też, że kluczową kwestią dla oceny konkretnych projektów kryzysowego BDP jest źródło jego finansowania. – Każde rozwiązanie fiskalne bez wzrostu podatków będzie powodowało znaczne zwiększenie długu publicznego, które np. w Polsce napotka od razu na bariery konstytucyjne – podkreśla.