Najwięcej mogą kosztować dopłaty do pensji dla pracowników firm, które z powodu epidemii musiały zawiesić produkcję.
Rząd szykuje pakiet przepisów, które mają uratować polską gospodarkę w dobie epidemii. Dziś Mateusz Morawiecki ma przedstawić rozwiązania osłonowe nazywane pakietem stabilności i bezpieczeństwa. Nasi rozmówcy nie wykluczają, że premier zapowie nowelizację budżetu, nawet gdyby miała być dokonana za kilkanaście tygodni. Szczegółowe zamierzenia mają się znaleźć w kolejnej specustawie, za której przygotowanie odpowiada szefowa resortu rozwoju Jadwiga Emilewicz. To efekt pracy zbiorowej resortów − poszczególne ministerstwa w ostatnich dniach zgłaszały propozycje w ramach swoich kompetencji.
Dużą część pakietu mają stanowić działania osłonowe dla firm – chodzi m.in. o złagodzenie warunków dopłat do pensji pracowników z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. W zależności od tego, ile osób skorzysta z takiego rozwiązania, może to być najkosztowniejsza część interwencji rządu i wynieść ponad 1−2 mld zł miesięcznie. Niewykluczone, że budżet będzie musiał zasilić fundusz. Pakiet przewiduje też ułatwiony dostęp do gwarancji de minimis czy narzędzia do odraczania płatności podatków. Ministerstwo Finansów (MF) wczoraj informowało o podpisanym już rozporządzeniu w sprawie udzielania przez BGK gwarancji spłaty kredytów w formule pomocy de minimis dla mikro-, małych i średnich przedsiębiorców (MSP). Zmiana ta pozwoli na objęcie gwarancjami do 80 proc. kredytów. MF zdecydowało też o obniżeniu opłaty prowizyjnej od takich gwarancji z obecnego poziomu 0,5 do 0 proc. To wszystko ma ulżyć firmom w momencie ostrego hamowania gospodarki i ograniczyć skalę zwolnień pracowników. Oprócz tego rząd rozważa inne działania osłonowe, np. podniesienie wieku dzieci, za które należy się dodatkowy zasiłek opiekuńczy. Obecnie to osiem lat. Na razie nie wiadomo, czy podniesienie wieku do 12 czy 14 lat znajdzie się w projekcie. Do wczoraj do ZUS spłynęło 6 tys. oświadczeń o wzięciu dodatkowego zasiłku opiekuńczego. Nie jest to jednak pełen obraz, gdyż większość wniosków spływa do pracodawców, co więcej mogą być one zgłaszane nawet wstecznie.
Jak duża będzie skala interwencji fiskalnej, na razie trudno przewidzieć. Nasi rozmówcy z obozu władzy nie wykluczają, że w efekcie deficyt sektora finansów publicznych może sięgnąć 3 proc. PKB. Planowano, że w tym roku nieco przekroczy 1 proc., czyli koszt interwencji mógłby wynieść ok. 40 mld zł. Tym bardziej że niektóre rozwiązania oznaczają mniejsze wpływy do budżetu. Rząd bierze np. pod uwagę odłożenie zmian w OFE, które miały dać 13 mld zł. Większy impuls fiskalny ma być możliwy dzięki zmianie zasad funkcjonowania reguły wydatkowej ze względu na stan zagrożenia epidemią.
Do tego dochodzą rozwiązania proponowane przez poszczególne resorty, które mają ułatwić działanie państwa, gospodarki czy wielu instytucji w trakcie ograniczeń związanych ze zwalczaniem epidemii.
Najważniejsze przepisy mają zakładać wstrzymanie biegu różnych terminów administracyjnych lub przedłużenie rozmaitych rozwiązań czy decyzji, np. ważności badań okresowych dla pracowników czy pozwoleń na pracę osób, którym skończą się one w najbliższych tygodniach. Tego typu rozwiązania mają odciążyć ochronę zdrowia i administrację w momencie walki z epidemią.
Mają być wprowadzone ułatwienia do zdalnego podejmowania decyzji, np. przez organizacje społeczne i pozarządowe. – Przykład pierwszy z brzegu: zbliża się zjazd ZHR z wyborem władz statutowych i jeśli się nie odbędzie, to potem ta organizacja mogłaby mieć kłopot z korzystaniem z dofinansowania ze środków publicznych. Tego typu kwestie trzeba rozwiązać − zauważa jeden z naszych rozmówców z rządu. Podobne problemy dotyczą firm. − Propozycje z naszych spółek spływają, najbardziej pilna dotyczy możliwości zdalnego podejmowania decyzji przez organy spółek, całość prac nad speczmianami gospodarczymi koordynuje Ministerstwo Rozwoju − mówi nam wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń.
Nad swoimi propozycjami w ostatnich dniach pracowali urzędnicy Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej (MFiPR). Jak nieoficjalnie wczoraj usłyszeliśmy, w grę wchodzi poluzowanie pewnych kryteriów w zakresie tzw. trwałości projektów. − Załóżmy, że z pomocą środków unijnych zakupiony został respirator dla uczelni. Trwałość projektu zakłada, że to urządzenie stoi na uczelni i ma służyć do zajęć dydaktycznych. Chodzi o to, by można było go jednak wykorzystać do leczenia i później nie narażać się na zarzuty ze strony unijnych audytorów − tłumaczy nasz rozmówca z MFiPR. Kolejny pomysł dotyczy większej elastyczności w dopuszczaniu pomocy publicznej. Problem w tym, że tego typu pomysły muszą być uzgodnione z KE. Pierwsze uzgodnienia mają zapaść w tym tygodniu − także w zakresie tego, kiedy i na co będzie można wydać 7,4 mld euro udostępnione przez KE w ramach przesunięć w już przyznanych Polsce środkach.
Nie wszyscy nasi rozmówcy z kręgów rządowych popierają tak szybkie działania legislacyjne. − Moim zdaniem na specustawę gospodarczą jest za wcześnie. Brakuje dobrej diagnozy sytuacji, oczekiwania są gigantyczne i cokolwiek teraz pokażemy, zawsze będzie za mało, zwłaszcza dla opozycji. W dodatku ogłaszamy plan bez uzgodnień z KE, np. warunków pomocy publicznej czy reguł budżetowych − ocenia osoba z rządu.