Epidemia dotyka kolejne branże. Coraz mocniej zmaga się z nią sektor logistyczny i wielu krajowych producentów, którzy nie mogą doczekać się na komponenty z Chin.
Koronawirus powoduje, po pierwsze, coraz większe straty w branży transportowej i turystycznej. Po liniach LOT, które rejsy do Chin zawiesiły 9 lutego, bez rozgłosu z połączenia z Warszawy do Pekinu zaczynają się wycofywać chińskie Air China. Regularne loty odbywały się do ostatniego piątku. Ani w weekend, ani w poniedziałek już się nie odbyły. – Air China zredukowała liczbę połączeń, do zaledwie kilku połączeń miesięcznie – informuje Piotr Rudzki, rzecznik Lotniska Chopina. Jak przyznaje Janusz Piechociński, były minister gospodarki, a teraz szef Izby Przemysłowo-Handlowej Polska Azja, zawieszenie połączeń to straty dla naszego sektora turystycznego, bo w ostatnim czasie nasz kraj odwiedzało coraz więcej Chińczyków. W zeszłym roku było ich 200 tys., z czego ogromna część to turyści. Według statystyk obywatel tego kraju zostawia w Warszawie 700 zł.
LOT na razie zawiesił codzienne połączenia do Chin do końca marca. Teraz rodzą się pytania, co z rejsami do północnych Włoch, gdzie pojawiły się ogniska koronawirusa.
– W tej części Italii korzystamy z lotnisk w Mediolanie i Wenecji. Na razie realizujemy połączenia bez zmian. Jesteśmy w bieżącym kontakcie z Głównym Inspektoratem Sanitarnym. Będziemy podejmować decyzje na bieżąco – mówi Krzysztof Moczulski z LOT-u.
Także Olga Pawlonka z linii Ryanair zaznacza, że wszystkie rejsy do Włoch odbywają się normalnie. Dodaje, że we wtorek można się spodziewać pewnych zakłóceń na trasach do tego kraju. Ich powodem będzie jednak zaplanowany na ten dzień strajk pracowników transportu we Włoszech.
Koronawirus coraz bardziej dotyka branżę logistyczną, a także rodzimych producentów. W wielu prowincjach Państwa Środka wciąż trwają przestoje w produkcji.
– W terminalu przeładunkowym PKP Cargo w Małaszewiczach przy granicy z Białorusią hula wiatr, bo nie docierają chińskie kontenery. Nowy Jedwabny Szlak oparty na połączeniach kolejowych w ostatnim czasie mocno się rozwijał. Dlatego wiele firm logistycznych czy zajmujących się przeładunkiem towaru na granicach może dużo stracić – mówi Bartosz Jakubowski z Klubu Jagiellońskiego.
Janusz Piechociński dodaje, że dostaje coraz więcej sygnałów od polskich firm, że przez duże opóźnienia z dostawami komponentów z Chin mogą się pojawić kłopoty z produkcją w naszym kraju.
– Jedna z firm działających w branży energetycznej skarży się, że nie może się doczekać dostawy czujników temperatury. Miały wypłynąć statkiem z Chin 14 lutego, ale nie wiadomo, kiedy do tego dojdzie. Z chińskiej fabryki na razie doszły informacje, że niebawem ma być wznowiona produkcja – opowiada Piechociński. Dodaje, że kłopoty mogą odczuć także m.in. polscy producenci części samochodowych i fabryki motoryzacyjne. Także firmy budowlane sygnalizują, że z kilkumiesięcznym opóźnieniem dostaną z Chin elementy stalowe.
Profesor Halina Brdulak ze Szkoły Głównej Handlowej spodziewa się wzrostu cen części produktów. – Znam przykład polskiej firmy, która produkuje kosmetyki. Nie mogąc się doczekać na dostarczenie surowca z Chin, zaczyna go szukać w innych krajach. Nie wiadomo, jak szybko uda się znaleźć innego dostawcę. Na pewno jednak ich produkt będzie przez to droższy – zaznacza.