O ponad jedną trzecią w ciągu ostatnich pięciu lat spadła liczba formularzy i sprawozdań, jakie duże firmy muszą rocznie przesyłać urzędom skarbowym. Ale to może być pozorna poprawa.
Do takich wniosków doszli analitycy firmy doradczej Grant Thornton, którzy prześledzili obowiązki sprawo zdawcze, jakie nakładane są na polskich przedsiębiorców. To zaskakujące, bo inne badania – np. robione w ramach raportu Doing Business, przygotowywanego przez Bank Światowy – wskazują raczej na odwrotny trend. Uszczelnianie systemu podatkowego w firmach przekłada się na zwiększenie liczby godzin, jakie muszą poświęcać na rozliczanie podatków i składek ubezpieczeniowych. Według Doing Business w 2019 r. polski przedsiębiorcza ślęczał nad nimi średnio 334 godziny w roku, to ponad dwa razy dłużej niż średnia dla krajów OECD (156 godzin). I znacznie dłużej niż w 2014 r., kiedy to rozliczanie podatków w Polsce zajmowało wtedy firmom 269 godzin w roku.
Tymczasem zgodnie z opublikowanym wczoraj raportem Grant Thornton średnia liczba sprawozdań, jakie duża firma musi wysyłać do urzędów skarbowych, spadła w tym samym czasie o 36 proc. Sprzeczność? Tylko pozorna. Autorzy raportu zwracają uwagę, że liczba sprawozdań dla fiskusa rzeczywiście spadła – w ubiegłym roku wynosiła ok. 50 – ale zakres informacji, jakich żąda aparat skarbowy, wcale się nie zmniejszył.
– Na przykład nie trzeba już co miesiąc wysyłać sprawozdań dotyczących wpłacanych zaliczek podatkowych, wystarczy to zrobić raz w roku. Ale z drugiej strony rośnie zakres danych w plikach przesyłanych elektronicznie – mówi Monika Smulewicz z Grant Thornton. Dobry przykład to odejście od deklaracji VAT, jakie dziś składają przedsiębiorcy, i zastąpienie ich nową strukturą w jednolitym pliku kontrolnym. Nastąpi to od 1 kwietnia tego roku i zapewne statystyka składanych sprawozdań znów się poprawi, ale zakres informacji przesyłanych do urzędów skarbowych będzie taki sam. Bo z jednej strony ubędzie wysyłanych dokumentów, ale JPK zostanie rozszerzony.
Z raportu Grant Thornton wynika też, że to wcale nie urzędy skarbowe są najbardziej żądne wiedzy. Najwięcej dokumentacji duże firmy muszą składać do Narodowego Banku Polskiego – 151 rocznie. To o 14 proc. więcej niż w 2014 r., gdy poprzednio to sprawdzano. NBP wymaga przede wszystkim wszelkich danych o rozliczeniach z kontrahentami zagranicznymi. Na ich podstawie mierzy bilans płatniczy, w tym wartość eksportu i importu. Bank centralny pyta też o oszczędności trzymane za granicą i dług zaciągany na innych rynkach, monitoruje wielkość zaangażowania kapitału zagranicznego w polskich przedsiębiorstwach. Najbardziej aktywne firmy muszą przesyłać NBP nawet 25 formularzy miesięcznie.
Drugim co do wielkości odbiorcą danych z firm jest Główny Urząd Statystyczny. GUS interesują przede wszystkim informacje o inwestycjach, zatrudnieniu, płacach, warunkach pracy, ale też wynikach finansowych czy zadłużeniu. To średnio 72 raporty rocznie.
Gdyby policzyć, jak zmieniała się papierologia związana z obsługą „wielkiej trójki” publicznych instytucji (NBP, GUS i aparat skarbowy), to od 2014 r. łączna liczba formularzy wymaganych od największych firm spadła o ok. 5 proc. Ale patrząc na łączne obowiązki sprawozdawcze, postęp jest bardziej wyraźny: dziś najwięksi przedsiębiorcy, zatrudniający powyżej 249 pracowników, muszą wysyłać średnio 317 raportów w roku. A to aż o 18 proc. mniej w porównaniu z 2014 r. Wynik robi przede wszystkim ograniczenie sprawozdawczości dla PFRON (o 74 proc.) i izb celnych (o połowę).
Choć to duże firmy mają najwięcej kwitów do wypełnienia, to relatywnie większym obciążeniem sprawozdawczość jest w małych i mikroprzedsiębiorstwach. Szczególnie w tych ostatnich, które często są jednoosobową działalnością gospodarczą, 114 sprawozdań na rok (a tyle muszą przeciętnie składać) może być sporym kłopotem. Bo nie dysponują one profesjonalnym zapleczem administracyjnym, które mogło by się tym zajmować. Eksperci Grant Thornton zwracają uwagę, że w niektórych mikrofirmach, np. tych świadczących usługi na rynku finansowym, liczba sprawozdań może być znacznie większa od średniej, wynosić nawet 198 rocznie. Ale też i mniej skomplikowana działalność jest obłożona tym obowiązkiem, np. jednoosobowy zakład rzemieślniczy ma do wypełnienia ok. 30 raportów.
Tu też jest poprawa, jeszcze w 2014 r. mikroprzedsiębiorca musiał wypełniać przeciętnie 130 druków rocznie. Ale byłaby ona jeszcze większa, gdyby urzędy w większym zakresie wymieniały się między sobą pozyskiwanymi danymi. Bo w wielu przypadkach informacje się dublują. A często też instytucje proszą o coś, z czego potem nie korzystają. Monika Smulewicz uważa, że to efekt nadgorliwości urzędów, które wychodzą z założenia, że lepiej mieć więcej danych – choćby nie dało się ich przetworzyć – niż mniej. Brak współpracy między instytucjami to kolejny problem. Stworzenie jednego publicznego punktu przesyłania informacji, z którego potem instytucje mogłyby pobierać to, co je interesuje, znacznie ograniczyłoby liczbę raportów.
– Częściowo to również skutek tego, że państwo ma niskie zaufanie do przedsiębiorców. To powoduje generowanie dodatkowych formularzy do wypełniania – ocenia Monika Szmulewicz.