Godzina zero coraz bliżej. Po więcej niż trzech latach trudnych negocjacji Brytyjczycy żegnają się z Unią Europejską. Wszystko jednak wskazuje na to, że formalne wystąpienie Wielkiej Brytanii z Wspólnoty to tylko początek trudnych negocjacji między Londynem a Brukselą.
Izba Gmin dała zielone światło dla umowy brexitowej. Za ustawą o wyjściu zagłosowało 330 posłów, przeciwnych było 231 posłów. Taki wynik nie był zaskoczeniem, bowiem po grudniowych wyborach Partia Konserwatywna zdobyła wymarzoną większość w brytyjskim parlamencie. Teraz projekt ustawy trafi do Izby Lordów.
Co przewiduje umowa wyjścia?
Między innymi uchyla ustawę, na mocy której Zjednoczone Królestwo w 1973 roku dołączyło do państw Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, w okresie przejściowym daje podstawę prawną do przekazywania płatności do budżetu UE, wyjaśnia kwestie związane z granicą między Irlandią Północną a Irlandią oraz tłumaczy w jaki sposób Wielka Brytania będzie podlegać jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Umowa handlowa w tak krótkim czasie? To możliwe
Eksperci i komentatorzy zastanawiają się jak będą wyglądać przyszłe relacje Zjednoczonego Królestwa z Unią Europejską. Na pewno wiemy, że brytyjski rząd nie chce być ani w jednolitym rynku unijnym, ani w unii celnej, bowiem pozostanie w tych układach podlega pod jurysdykcję UE. Bardzo możliwe, że przyszła umowa handlowa Wielkiej Brytanii z Unią Europejską będzie przypominać porozumienie z Kanadą.
- Różnica polega jednak na tym, że ta umowa nie dotyczy usług, tak jak w przypadku z Kanadą. Możemy więc mówić, że przyszłe porozumienie będzie tzw. Kanadą Plus. Usługi dla Wielkiej Brytanii są bardzo istotne, pokazują to dane, które mówią o wzajemnym handlu. Warto jednak pamiętać, że Kanada nigdy nie była związana z Unią Europejską. Inaczej jest z Wielką Brytanią, była w gronie państw unijnych ponad 40 lat i do tej pory pozostaje. Nie będą więc to negocjacje od zera – mówi Michael Dembinski z Brytyjsko-polskiej Izby Handlowej.
Dembinski zaznacza, że niektóre źródła mówią, iż w czasie okresu przejściowego Wielka Brytania ma wynegocjować ponad 750 indywidualnych umów. Ursula von der Leyen twierdzi, że 11 miesięcy na rozmowy w sprawie porozumienia handlowego to za mało. Boris Johnson natomiast już to wpisał do umowy rozwodowej i okres przejściowy musi się skończyć 31 grudnia 2020 roku.
- Poza tym Boris Johnson udowodnił, że jest elastyczny. Mówił, że do brexitu dojdzie 31 października, a jednak rozwód z UE został przesunięty o kolejne trzy miesiące. Brytyjczykom udało się uniknąć twardego lądowania teraz i chyba uda się z końcem okresu przejściowego. Następne 11 miesięcy to czas niełatwych negocjacji, które, mam nadzieję, skończą się porozumieniem między Wielką Brytanią a Wspólnotą – dodaje ekspert z Brytyjsko-polskiej Izby Handlowej.
Żadnego przedłużenia, żadnych „ale”
W mijającym tygodniu do Londynu przyjechała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Z brytyjskim premierem rozmawiała o przyszłych relacjach Zjednoczonego Królestwa z Unią Europejską. Mówiła, że 11 miesięcy to zbyt krótki okres na wynegocjowanie umowy handlowej. Johnson natomiast już w bardzo typowy dla siebie sposób powiedział „żadnych ale, żadnego przedłużenia okresu przejściowego”.
Po takiej wypowiedzi premiera prasa zaczęła pisać, że to bardziej Unii zależy na porozumieniu z Brytyjczykami. Tezom tym zaprzecza dr Jarosław Wiśniewski.
- Johnsonowi zależy na porozumieniu z Wspólnotą, nawet jeśli w najbliższych tygodniach w prasie wielokrotnie czytać będziemy, że Wielka Brytania gotowa jest na „no deal”. Po raz kolejny jest to element strategii negocjacyjnej, która tym razem będzie o tyle bardziej przekonywująca, że nie przeciwstawi się jej brytyjski parlament, w którym Johnson ma zdecydowaną przewagę. Ewentualny brak jakiegokolwiek porozumienia miałby jednak poważne konsekwencje dla brytyjskiej polityki krajowej, m.in. dla kwestii przyszłego statusu Szkocji. Decydujące tutaj będą wybory w 2021 roku do szkockiego parlamentu. Dlatego w interesie politycznym Johnsona jest osiągnięcie jakiegokolwiek kompromisu z Unią, nawet jeśli jego zakres będzie stosunkowo mały. Gotowość do tego zasugerowała Ursula von der Leyen. Przewodnicząca KE mówiła o konieczności spriorytetyzowania określonych obszarów wobec braku czasu na całościowe porozumienie – mówi dr Wiśniewski.
Ekspert dodaje, że główną linią podziału w negocjacjach będzie kwestia rozbieżności regulacyjnych pomiędzy Zjednoczonym Królestwem a Unią, do których Londyn będzie dążył, ale są one sprzeczne z interesem Wspólnoty, bowiem państwom członkowskim zależy na ochronie integralności wspólnego rynku.