Szacujemy, że w tym roku liczba upadłości konsumenckich może przekroczyć 7,5 tys., co oznacza, że będzie ich o ok. tysiąc więcej niż w 2018 r. Z jednej strony to tendencja korzystna, pokazuje bowiem wzrost świadomości o możliwym rozwiązaniu dla osób nadmiernie zadłużonych – często takich, które z różnych życiowych powodów wpadły w spiralę zadłużenia.
Dla nich ogłoszenie upadłości jest szansą na nowy start. Z drugiej jednak – bez koniecznych zmian systemowych będzie dochodziło do tego, co już teraz obserwujemy przy rosnącej liczbie spraw o upadłość – do coraz większej niewydolności sądów zajmujących się tego typu postępowaniami. Niestety nie wystarczą zmiany, które wejdą w życie od marca 2020 r. – te tylko częściowo rozwiązują problem.
Od 2015 r. liczba sądów upadłościowych zmniejszyła się z 47 do ok. 30. Sprawia to, że jeden sędzia musi dziś prowadzić nawet 200 spraw jednocześnie, z których 80 proc. dotyczy upadłości konsumenckich – prostszych formalnie, ale nadal czasochłonnych administracyjnie. Sędzia i syndyk są obarczeni obowiązkami, których zasadność jest wątpliwa, np. muszą przygotowywać sprawozdania niesłużące żadnemu interesowi gospodarczemu kogokolwiek. Syndyk musi liczyć się ze znikomą opłacalnością prowadzenia upadłości konsumenckiej, natomiast sędzia-komisarz, mimo posiadanych kompetencji, zajmuje się sprawami, które z powodzeniem mógłby prowadzić inny organ postępowania. W obecnym kształcie wszystko zaczyna przypominać raczej system opieki społecznej – a tak być nie powinno.
Przygotowując kolejne przepisy, regulujące działanie sądów upadłościowych zapominamy o uwzględnianiu budżetu czasowego sędziego, czyli określenia, ile spraw jest w stanie efektywnie prowadzić w określonej jednostce czasu. Dorzucamy mu obowiązków, a tymczasem o te same, bardzo ograniczone zasoby sędziego konkuruje coraz więcej podmiotów. Cierpieć zaczynają wszystkie sprawy – przede wszystkim restrukturyzacyjne i upadłościowe – a terminy instrukcyjne stają się fikcją.
Należy pamiętać, że sąd upadłościowy jest przede wszystkim sądem gospodarczym. Został powołany do rozwiązywania skomplikowanych procesów przedsiębiorców – trudnych restrukturyzacji i upadłości, np. przygotowanych likwidacji (tzw. pre-pack) o wartościach sięgających często kilkuset milionów złotych. To od efektywnej pracy sądu, szybkości i celności jego decyzji zależy to, czy gospodarka będzie się dalej rozwijać, pracownicy nie będą tracić pracy, a aktywa nie będą niszczeć. Bolączką sądów upadłościowych jest także słabość zaplecza – ograniczonych czasowo i personalnie sekretariatów, których sposób funkcjonowania nie jest dostosowany do realiów życia gospodarczego. Na przykład pracownicy administracyjni sądów często kończą pracę o godz. 15.00, co przesuwa możliwość uzyskania informacji lub załatwienia pilnej sprawy o co najmniej kilkanaście godzin. Dlatego też częściowo ta praca musi być przejęta przez sektor syndyków i ich kancelarii – innego rozwiązania nie ma.
Prawo restrukturyzacyjne i upadłościowe jest nadal „prawem dzielnicowym”, niejednolitym orzeczniczo. Istnieją sądy, w których np. układ częściowy z podziałem na grupy jest możliwy, dla innych takie rozwiązanie jest niedopuszczalne i tego rodzaju układ nie zostanie zatwierdzony. W ciągu ostatnich trzech lat sądy restrukturyzacyjne odmówiły zatwierdzenia 25 układów. To dużo. Słynnym przykładem jest kazus RUCH-u, gdzie sąd podjął takie postanowienie, powołując się na decyzję sędziego-komisarza, z którą się nie zgadzał. Ostatecznie decyzja ta została skorygowana przez sąd okręgowy, ale niewątpliwie tego typu sytuacje są ewenementem, podważają zaufanie do sądowej restrukturyzacji i niepotrzebnie wydłużają całe postępowanie, narażając podmiot, którego dotyczą, na niekorzystne konsekwencje.
W marcu 2020 r. wejdzie w życie najnowsza nowelizacja prawa upadłościowego (Dz.U. z 2019 r. poz. 1802). Jej zapisy odpowiadają w pewnej części na problemy sektora. Ustalono, że w prostych sprawach upadłościowych postępowanie będzie prowadził syndyk, nie zaś sędzia-komisarz. To pomysł alternatywny wobec koncepcji przesunięcia prowadzenia upadłości konsumenckich na sądy cywilne lub komorników sądowych. Syndyk nie może być jednak obarczony niepotrzebnymi obowiązkami administracyjnymi, a jego budżet powinien być wystarczający do zatrudnienia profesjonalnego sekretariatu. Tym bardziej że nowelizacja przenosi zgłoszenia wierzytelności do syndyków, a nie sądów upadłościowych. Efektywność działań zależeć będzie zatem od uruchomienia profesjonalnego biura. Spodziewany jest koniec tzw. syndyków teczkowych, którzy korzystają z zasobów upadłego. W praktyce oznacza to, że zaplecze administracyjne syndyka przejmie w pewnym zakresie obowiązki sekretariatów sądów. Wspomniana nowelizacja nie jest wolna od wad i nieścisłości. Niepokoją szczególnie zmiany dotyczące pre-packu – wprowadzenie ogłoszenia o złożonym wniosku czy aukcji (co zbliża pre-pack do upadłości ogólnej), a także niejasna próba zwiększenia uprawnień pracowników wobec nabywcy przedsiębiorstwa (wprowadzenie tzw. odpowiedniego stosowania art. 231 kodeksu pracy do transakcji upadłościowych).
Postępowania upadłościowe będą efektywne tylko wtedy, gdy będą przyjazne inwestorom, czyli podmiotom, które chcą sprawnie nabyć aktywa. Skoro ma nastąpić szybka sprzedaż, to musi istnieć przyjazne otoczenie dla inwestora, gdzie jasne są obowiązujące przepisy, a przedsiębiorca chcący dokonać zakupu może liczyć na dobre zrozumienie jego pozycji. Nie jest on bowiem formalnie uczestnikiem postępowania, ale z ekonomicznego punktu widzenia – jego najważniejszym interesariuszem, a dalej – gwarantem pomyślnej finalizacji całego przedsięwzięcia również dla wierzycieli.