Jeśli Boliwia szerzej otworzy się na inwestorów z Europy i Stanów Zjednoczonych, może stać się dla nich ważnym przyczółkiem w przededniu nowego technologicznego wyścigu.

Polityczne przetasowania w Boliwii mogą oznaczać zmianę światowego układu sił w dostępie do jednego z najbardziej strategicznych surowców XXI w. – litu.

Przede wszystkim mogą przyczynić się do uwolnienia największych złóż kluczowego zasobu e-rewolucji oraz dać firmom z Unii Europejskiej i USA szansę na rywalizację na tym polu z Chinami. Obecnie Pekin ma de facto monopol w produkcji ogniw litowo-jonowych, które stanowią technologiczną podstawę m.in. elektrycznych samochodów. Wydawało się, że chińskie firmy uzyskają uprzywilejowany dostęp także do boliwijskiego surowca. Ustąpienie prezydenta Evo Moralesa może jednak poprawić pozycję przedsiębiorstw z krajów zachodnich

Lit to kluczowy komponent baterii i akumulatorów litowo-jonowych, wykorzystywanych w telefonach komórkowych, laptopach czy samochodach elektrycznych. Ma też zastosowanie m.in. w przemyśle lotniczym i farmaceutycznym, w produkcji szkła i ceramiki. To najlżejszy znany metal, a jednocześnie pierwiastek o najwyższym potencjale elektrochemicznym, co oznacza, że świetnie nadaje się do magazynowania dużych ilości energii.
– W kontekście zmian klimatycznych i poszukiwania technologii przyjaznych środowisku, tendencji do miniaturyzacji i podnoszenia wydajności wszelkiego rodzaju urządzeń jest prawdopodobne, że lit będzie zyskiwał kolejne zastosowania. Zapotrzebowanie na niego będzie bardzo dynamicznie rosnąć – mówi DGP Justyna Tomala z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. Rosną także ceny surowca. Jak wskazuje Tomala, oscylowały one w zeszłym roku w okolicy 16 tys. dol. za tonę wobec wobec 5 tys. dol. na początku obecnej dekady.
Według firmy badawczej Bloomberg New Energy Finance absolutnym hegemonem w dziedzinie produkcji ogniw litowo-jonowych są dziś Chiny, które posiadają aż 73 proc. globalnych mocy produkcyjnych. Drugie w rankingu Stany Zjednoczone – zaledwie 12 proc., a według prognoz udział ten może się jeszcze bardziej skurczyć. W sierpniu amerykański „Forbes” pisał, że producenci baterii z tego kraju zmuszeni są importować ogniwa z Chin.
„Obecne tendencje wskazują, że akumulatory litowo-jonowe w coraz większym stopniu zastępować będą te kwasowo-ołowiowe w sektorach transportu i ciężkiego sprzętu. To kluczowa zmiana w świecie zmagającym się z rekordowymi emisjami dwutlenku węgla. Czy wobec tak znacznych przewag zarówno w sferze kosztów produkcji, jak i dostępności surowca Stany Zjednoczone są w stanie konkurować z Chinami na światowym rynku?
(…) USA potrzebują skutecznej strategii, aby uniknąć odstąpienia Chinom kolejnej już szansy związanej z czystą energią” – pisał dwutygodnik.
Ale przewaga Chin nie sprowadza się do konkurencyjnego przemysłu. Tamtejsze firmy dysponują też znacznie większymi rezerwami surowca. Jak podaje „Forbes”, w 2018 r. Chiny wyprodukowały 8 tys. ton litu, 10 razy więcej niż USA. Łącznie chińskie rezerwy surowca szacuje się na milion ton, 30-krotnie więcej niż amerykańskie.
Ale to w Boliwii znajdują się największe na świecie złoża litu. Według szacunków Amerykańskiego Towarzystwa Geologicznego stanowią ok. jednej trzeciej światowych zasobów surowca. Za rządów Evo Moralesa, który z ostrożnością podchodził do zagranicznych koncernów, Boliwia nie prowadziła jednak wydobycia na znaczącą skalę. Dopiero pod koniec 2018 r., po długich negocjacjach, podpisała pierwszą umowę (o wartości ponad miliarda euro) dotyczącą wykorzystania złóż litu z niemiecką firmą ACI Systems, która współpracuje z amerykańską Teslą. Kilka miesięcy później domknięto kolejny projekt, tym razem boliwijsko-chiński, o wartości ok. 2,3 mld dol. 51 proc. udziałów w obu przedsięwzięciach – zgodnie z wymogiem boliwijskiej konstytucji – otrzymał tamtejszy państwowy koncern YLB.
Na początku listopada będący już w poważnych politycznych opałach Morales ustąpił wobec protestów lokalnych społeczności, które domagały się większych korzyści gospodarczych dla regionu, i wycofał się z niemieckiego projektu. Nieco ponad tydzień później podał się do dymisji.
Po odsunięciu Moralesa od władzy wzrosły notowania giełdowe Tesli. Co prawda niemieckiemu inwestorowi zarzucano niewystarczające przygotowanie kapitałowe i niedostateczne doświadczenie, by realizować tak ogromny projekt, a przyczyn wzrostu wartości akcji Tesli można szukać też choćby w przedstawionych parę tygodni wcześniej wynikach finansowych firmy, jednak zbieżności te wywołały, szczególnie wśród lewicowych komentatorów, podejrzenia, że to właśnie interesy przemysłu opartego na licie mogły być motorem zmian w Boliwii.
W rzeczywistości przyczyny, które ostatecznie zmusiły Moralesa do ustąpienia, są znacznie bardziej złożone. Dość wspomnieć, że rozpoczął on czwartą kadencję rządów, mimo że konstytucja Boliwii przewiduje limit dwóch kadencji, propozycja zmiany tych zapisów została odrzucona w referendum, a prezydent w ostatnim czasie tracił część poparcia nawet w swoich „żelaznych” przyczółkach. Rozmówcy DGP są zgodni, że dotychczasowa opozycja może dokonać zmian w polityce dotyczącej surowców.
– Podejrzewam, że do wyborów nie będzie tu gwałtownych zwrotów, bo ugrupowania dotychczasowej opozycji muszą być bardzo ostrożne, żeby nie zniechęcić potencjalnych wyborców. Ale na dłuższą metę amerykańskie firmy, które nie były w Boliwii mile widziane za prezydentury Moralesa, mogą wejść do gry o surowce – mówi dr Radosław Powęska, latynoamerykanista specjalizujący się w sprawach boliwijskich.
Zastrzega, że w wewnętrznej debacie w Boliwii nie ma o tym mowy. – Nikt tu nie twierdzi, jak część komentatorów zewnętrznych, że ustąpienie Moralesa to spisek mający na celu przejęcie tych zasobów. Nie ma też mowy o znaczeniu złóż litu w kontekście układu sił globalnych. Ale uważam, że nie można o tym zapominać, bo zjawiska globalne, takie jak konflikt amerykańsko-chiński, zawsze są istotnym czynnikiem politycznym. Wątpię, żeby zmiana władzy w La Paz miała bezpośredni związek z rywalizacją o dostęp do litu, to nie jest takie proste, ale kwestie te są elementem szerszej geopolitycznej układanki. Z całą pewnością mocarstwa starają się zagwarantować sobie jak największe wpływy w regionie, choćby po to, żeby nie uzyskał ich konkurent – mówi ekspert.
Z poglądem, że nowe władze mogą przychylniejszym okiem patrzeć na związane z litem plany firm amerykańskich czy europejskich, zgadza się Justyna Tomala. Ekspertka ocenia również, że dostęp do boliwijskich złóż jest strategicznie bardzo istotny.
– W perspektywie kilkuletniej Boliwia ma szansę stać się jednym z kilku największych dostawców litu w skali światowej. To gigantyczna szansa nie tylko dla Boliwii, lecz także dla tych państw i koncernów, z którymi będzie ona współpracować w zakresie wydobycia i przetwarzania surowca – przekonuje.
Tomala dodaje, że rozpoczęcie eksploatacji tak wielkich złóż litu, jak te boliwijskie, przyczyni się do spadku cen surowca na globalnych rynkach.
– W horyzoncie kilku lat wątpię, żeby było możliwe podważenie dominującej pozycji Chin na światowym rynku przetwórczym, ale dostęp do dużych złóż daje konkurentom Pekinu szansę na zbudowanie pewnego przyczółka niezależności w zakresie kluczowego surowca e-przemysłu – wskazuje.