Po wyroku, jaki zapadł w Holandii, linie lotnicze już tak łatwo nie unikną roszczeń niezadowolonych pasażerów.
Od stycznia do końca sierpnia tego roku w całej Europie opóźnionych powyżej 15 minut lub odwołanych było 1,2 mln lotów, w tym ponad 28,7 tys. w Polsce. Pokrzyżowało to plany, narażając na problemy i straty finansowe 144 mln osób. 3,1 mln odczuło negatywne konsekwencje w związku z problemami lotów obsługiwanych z naszego kraju.
Prawo do odszkodowania należy się za opóźnienie większe niż 3 godziny w stosunku do zaplanowanej godziny lądowania. W takiej sytuacji, w zależności od długości trasy, pasażer może otrzymać od 250 do 600 euro. Firmy specjalizujące się w pomocy prawnej udzielanej pasażerom szacują, że w związku z tegorocznymi zakłóceniami uprawnionych do odszkodowania może być 5 mln pasażerów w Europie, a w Polsce 120 tys.

Klauzula Ryanaira

Linie lotnicze utrudniają jednak wypłatę rekompensat. Przybywa takich, które wprowadziły do swoich regulaminów klauzulę ograniczającą prawa pasażerów. Mówi ona, że w przypadku opóźnienia lub zakłócenia lotu pasażer, który chce złożyć wniosek o odszkodowanie, musi najpierw osobiście skontaktować się z linią lotniczą. Dopiero po takiej próbie i niepowodzeniu podróżny może skorzystać z pomocy prawnej w celu uzyskania należnych pieniędzy.
Jako pierwszy taką zasadę wprowadził przed trzema laty Ryanair. Ponieważ była ona podtrzymywana przez sądy w Anglii, linie lotnicze zaczęły ją stosować masowo. Zrobiły to m.in. British Airways i EasyJet. Wśród linii, które mają taką klauzulę, są też m.in. Virgin Atlantic czy Aer Lingus. Efekt: jak wynika ze statystyk AirHelp, między 1 stycznia 2016 r. a 31 grudnia 2018 r. EasyJet nie uznał 96 proc. roszczeń pasażerów, a Ryanair – 95 proc.

Holenderski wyrok

Przełomem w sprawie był lipcowy wyrok sądu holenderskiego w sprawie przeciwko liniom Ryanair. W orzeczeniu stwierdzono, że klauzula stosowana przez przewoźnika jest niesprawiedliwa. To może być sygnał dla sądów w całej Europie. – To pierwsze tego rodzaju orzeczenie, które zostało wydane w dużym kraju europejskim i potwierdza nasze przekonania. Pasażerom lotniczym należy umożliwić dochodzenie swoich praw w dowolny sposób. Dlatego też mamy nadzieję, że decyzja ta przełoży się na wyroki sądów w całej Europie. Z naszej strony to dopiero początek starań odnośnie kwestionowania nieuczciwych warunków handlowych – mówi Christian Nielsen, szef działu prawnego w AirHelp, firmie specjalizującej się w prawach pasażerów lotniczych i odszkodowaniach za zakłócone loty, która wniosła do sądu sprawę przeciwko Ryanairowi.
Eryk Bogdas, prowadzący sprawy o wypłatę odszkodowań od przewoźników, dodaje, że ważniejszy jest wyrok TSUE, który z kolei wiąże sądy wszystkich krajów członkowskich. – Zgodnie z tym orzeczeniem pasażerowie mają prawo pozywać linie lotnicze w sądzie właściwym dla siedziby głównej przewoźnika, dla lotniska miejsca lądowania lub dla lotniska miejsca wylotu – dodaje. Jego zdaniem w jaki sposób to zrobią, nie ma znaczenia.

Rzecznik nie rozstrzygnie

Od 1 kwietnia tego roku możliwości pasażerów w kwestii dochodzenia roszczeń w Polsce też zostały ograniczone. Zniknęła bowiem jedna z dwóch dostępnych dróg, a mianowicie możliwość rozstrzygania spraw przez prezesa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, którego decyzja była wiążąca strony. Tym samym w sytuacji gdy linia nie chce polubownie załatwić sprawy, czyli nie odpowiada na udokumentowane przez pasażera roszczenia, pozostał tylko sąd.
Pasażerowie zyskali wprawdzie instytucję rzecznika praw pasażerów przy prezesie Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Jego zadaniem jest prowadzenie mediacji pomiędzy pasażerami a liniami lotniczymi, do których została złożona reklamacja, postępowanie to jest jednak dobrowolne. Może być prowadzone tylko za zgodą obu stron sporu, a w dodatku rozstrzygnięcie rzecznika nie jest wiążące i sprawa może i tak trafić do sądu.