Po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza MSWiA obiecywało zmiany w branży. Na zapowiedziach się skończyło.
Koncesję na wykonywanie działalności gospodarczej w zakresie ochrony osób i mienia ma 5727 przedsiębiorców. Podlegają kontroli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. W zeszłym roku resort sprawdził 110 agencji, a w tym planuje 120. W tym tempie zbadanie sytuacji w branży zajmie kilka dekad. Efekt działań resortu za ubiegły rok to 27 wszczętych postępowań o cofnięcie koncesji.
– Trudno to nazwać porządkami na masową skalę – zauważa Paweł Bilko z Polskiego Stowarzyszenia Pracowników Ochrony. Tłumaczy, że często agencje mają kilka koncesji. Gdy jedną zabiorą, pracownicy są zatrudniani przez firmę córkę. Dlatego część branży jest jak beton, nie chce zmian.
– Po zabójstwie Adamowicza potrzebny był kozioł ofiarny. No i się znalazł: Agencja Ochrony Tajfun. Wiele razy analizowaliśmy wydarzenia. Myślę, że niejedna firma miałaby podobne kłopoty z zapanowaniem nad sytuacją – mówi Grzegorz Sawczak z Polskiego Związku Pracodawców Ochrona.
Ale jak można było do kierowania ochroną podczas takiej imprezy zatrudnić osobę z zarzutami, która w dodatku później przyznała, że leczyła się psychiatrycznie? Brakuje do pracy chętnych z odpowiednimi kwalifikacjami, więc bierze się kogo popadnie. Kalkuluje się zatrudniać ludzi z orzeczonymi niepełnosprawnościami. – Firmy ochroniarskie dostają za ich zatrudnienie środki z PFRON. Około miliarda złotych rocznie – mówi człowiek z branży.
– Ma to przełożenie na bezpieczeństwo – podkreśla Mikołaj Bułat, właściciel agencji ochrony. I szacuje, że w 95 proc. przypadków ochroną imprez masowych zajmują się agencje bez statusu SUFO (Specjalistyczna Uzbrojona Formacja Ochronna), mogące zatrudniać niepełnosprawnych.
Przed 1 stycznia 2014 r. branża dzieliła się na pracowników nielicencjonowanych oraz tych z licencją I lub II stopnia. „Dwójka” dawała prawo do kierowania grupami, ubiegania się o koncesję z zakresu ochrony osób i mienia, pracy w SUFO. Deregulacja zniosła podział licencji i końcowy egzamin państwowy w komendzie wojewódzkiej policji. Dziś, żeby zostać kwalifikowanym pracownikiem ochrony, zwykle wystarczy złożenie na komendzie dokumentu poświadczającego ukończenie kursu i badania lekarskie.
Mikołaj Bułat, poza agencją ochrony, ma też firmę szkoleniową. – Ludzie najchętniej w ogóle by się na kursie nie pojawiali. Gdy mówię, że nieobecni nie dostaną kwitka, szukają innej oferty – mówi.
– Stawki dla wszystkich w branży są niemal identyczne, co skutecznie zabija motywację. 14–15 zł netto za godzinę dostają osoby z uprawnieniami na broń. Reszta dostaje minimalną stawkę godzinową: 14,70 zł netto – tłumaczy Grzegorz Sawczak. Jeszcze rok temu miał wrażenie, że branża próbuje odbić się od dna, brakowało rąk do pracy, stawki nieco rosły. Ale coraz częściej znikają intratne kontrakty, rynek się kurczy, bo np. państwowe firmy tworzą własne struktury, rezygnując z usług zewnętrznych. I znów mamy wojnę cenową: kto zaoferuje więcej za mniej. Tnie się koszty. Jak? Na przykład agencja z Warszawy wypłaca pracownikom część pieniędzy w delegacjach. Suma do ręki się zgadza, za to odpadają składki do ZUS.
– Problemem jest twórcze obchodzenie się z paragrafami – dodaje Mikołaj Bułat. – Ustawa o ochronie osób i mienia oraz rozporządzenie szefa MSW z 2013 r. precyzują np., czym jest grupa interwencyjna: to przynajmniej dwie uzbrojone osoby, pieszo lub w pojeździe. Tymczasem są agencje, które w swoich usługach mają zespoły interwencyjne. A na miejsce zdarzenia wysyłają np. jednego człowieka bez broni.
Około 250 tys. osób pracuje dziś w ochronie. Z tego 95,5 tys. to pracownicy kwalifikowani. Podobnie jest z agencjami. Jedynie 892 to specjalistyczne uzbrojone formacje ochronne, a ich liczba od lat spada.
Paweł Bilko wspomina, że rok temu PSPO złożyło w MSWiA projekt powołania samorządu branżowego. Także po to, by przywrócić komisję egzaminacyjną. Bez odzewu. Zamiast tego organizacje branżowe zostały w lipcu zaproszone przez MSWiA do wzięcia udziału w konsultacjach społecznych „z zakresu utworzenia nowej kwalifikacji zawodowej – dozorowanie mienia”. Byłby to zawód dla osób długotrwale bezrobotnych, po 45. roku życia, również niepełnosprawnych, a orientacyjny czas szkolenia wyniósłby ok. 60 godzin. – To oznacza utrwalanie istniejących patologii – ocenia Bilko.
Jaka jest recepta? – Zacząć od egzekwowania prawa. Napisać ustawę o ochronie osób i mienia od nowa. Przywrócić egzaminy państwowe, a na każdej agencji wymóc konieczność posiadania statusu SUFO. To dałoby jej pracownikom uprawnienia m.in. do stosowania broni palnej, środków przymusu bezpośredniego, legitymowania osób. W zamian agencja musiałaby się liczyć z systematycznymi kontrolami policji – tłumaczy Bilko.