Kolejna batalia w walce z papierosową szarą strefą zaczęła się w internecie. Urzędnicy próbują poradzić sobie z nielegalnymi sprzedawcami
DGP
Choć od niemal trzech lat istnieje formalny zakaz sprzedaży wyrobów tytoniowych na odległość (wprowadzony dyrektywą tytoniową), to w internecie wciąż można znaleźć portale i sklepy, które je oferują. Nie odstraszają ich kary grożące za złamanie tego zakazu – ograniczenie wolności, grzywna w wysokości do 200 tys. zł, a nawet obydwie łącznie. W ostatnich miesiącach można dostrzec prawdziwy wysyp tytoniowych biznesów online.
W Krajowej Administracji Skarbowej od pewnego czasu funkcjonuje wyspecjalizowana komórka zajmująca się zwalczaniem przestępczości ekonomicznej w środowisku elektronicznym. Jednym z realizowanych przez nią zadań jest identyfikacja ogłoszeń o sprzedaży wyrobów tytoniowych. Biuro prasowe Ministerstwa Finansów potwierdza, że prowadzone są kontrole sprzedawców wyrobów tytoniowych w sieci, ale ze względu na wciąż prowadzone czynności KAS nie ujawnia żadnych informacji na temat wyników.
Branża tytoniowa już od pewnego czasu oczekiwała, że resort wkroczy do internetu. W ostatnim czasie, jak zauważają firmy, urzędnicy skoncentrowali swoje działania na drogach i granicach, co oczywiście dało efekt w postaci znaczącego spadku szarej strefy, ale też spowodowało rozkwit nielegalnej sprzedaży online. – Zwiększenie kontroli na drogach i granicach odwróciło oczy urzędników od internetu. Wykorzystały to nielegalnie działające podmioty, które na potęgę pojawiają się w sieci. Teraz jest szansa, że ten proceder znowu zostanie ukrócony – mówi przedstawiciel jednego z koncernów tytoniowych.
Jeszcze w 2015 r. rynek przemycanych i podrabianych papierosów wynosił ponad 7 mld sztuk. Obecnie, według danych KPMG, jest to 4,1 mld sztuk. Nadal jednak udział nielegalnego rynku stanowi 10 proc. legalnej produkcji, co przynosi straty nie tylko budżetowi państwa, ale też koncernom tytoniowym. Obecnie są one szacowane na ponad 2 mld zł rocznie. W ten sposób na rynek trafiają produkty niewiadomego pochodzenia, często złej jakości. Szacuje się, że wciąż 10 proc. klientów zaopatruje się tą drogą. – To nadal aktywny kanał sprzedaży i dystrybucji dla nielegalnie działających podmiotów. Oferowane są nie tylko tradycyjne wyroby tytoniowe, ale i e-papierosy, co również nie jest dozwolone. Nikt sobie nic nie robi z zakazów, bo wykrycie sklepu nie jest proste – uważa Jakub Bińkowski, ekspert Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że serwisy działają legalnie. Większość z nich informuje, że oferuje wyroby tytoniowe produkowane poza UE, a tym samym zakaz sprzedaży na odległość wprowadzony dyrektywą ich nie dotyczy, bo działają zgodnie z lokalnym prawem. Chodzi o serwisy, które dostarczają produkty z Białorusi, Ukrainy czy Chin. Z pierwszych dwóch krajów pochodzi najwięcej nielegalnych papierosów dostępnych na naszym rynku. W ubiegłym roku było to w sumie 2,16 mld sztuk. Oferują bardzo konkurencyjne ceny od 3,5 do 6,5 zł za paczkę, czyli o połowę taniej niż w Polsce. Sprzedawcy na swoich stronach nie kryją, że jest to możliwe dzięki ominięciu kontroli celnej. Kuszą też tym, że w razie niedostarczenia przesyłki zwracają pieniądze lub odsyłają jeszcze jedną paczkę na swój koszt. – To wskazuje, że sklep nie odprowadza należnych podatków, jak cła, akcyzy czy VAT, tym samym nie prowadzi działalności w sposób legalny – mówi Zbigniew Sobecki, ekspert podatkowy w zespole ds. cła i akcyzy w KPMG.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie spodziewają się spektakularnych skutków działań resortu. Podkreślają, że przeszukiwanie internetu jest jak walka z wiatrakami, bo nawet jeśli uda się zamknąć jakąś stronę, to po chwili sprzedawca działa już pod nowym adresem. – Jak ścigać podmiot, który działa na antypodach, wykorzystując do tego serwery znajdujące się na drugiej półkuli? Wysłanie urzędników, którzy zamkną biznes, nie wchodzi w grę – dodaje Zbigniew Sobecki. Rozwiązaniem, które pozwoliłoby na skuteczną walkę z szarą strefą, jest blokowanie stron. Taka cenzura budziłaby jednak duży opór społeczny.
Udział nielegalnego rynku nadal stanowi 10 proc. legalnej produkcji