Po czterech miesiącach tego roku kasa państwa jest bliska równowagi – i to dobra wiadomość. Zła: wpływy z najważniejszych podatków przestały rosnąć.
DGP
Po czterech miesiącach dziura w państwowej kasie wyniosła zaledwie 75 mln zł. Zaledwie, bo miesiąc wcześniej było 4,5 mld zł deficytu. Dobry wynik Ministerstwo Finansów zawdzięcza wysokim dochodom, przede wszystkim z podatku dochodowego od osób prawnych. Tylko w kwietniu fiskus ściągnął z niego prawie 8 mld zł. To o ponad jedną trzecią więcej niż rok wcześniej. A po czterech miesiącach wpływy z CIT to już ponad 18 mld zł, ponad połowa kwoty zaplanowanej na cały rok. Z podatkiem dochodowym od osób fizycznych też jest nieźle: dał państwowej kasie do tej pory prawie 20 mld zł, z czego w samym kwietniu 6,5 mld zł. To o 6,5 proc. więcej niż w kwietniu 2018 r.
Wpływy z podatków dochodowych wskazują, że budżetowi nadal sprzyja koniunktura. PKB w I kwartale był o 4,6 proc. wyższy niż rok wcześniej. Wiele wskazuje na to, że wzrost ten był generowany przez popyt krajowy, który z kolei jest pochodną dobrej sytuacji na rynku pracy. Wzrost funduszu płac, czyli sumy wszystkich pensji zatrudnionych w gospodarce – to odpowiedź na pytanie, dlaczego budżet ma coraz więcej pieniędzy z PIT.
W przypadku CIT sprawa jest bardziej złożona. Można by to przypisać coraz lepszym wynikom firm, ale według danych GUS największe przedsiębiorstwa w I kwartale zanotowały o 5 proc. gorszy wynik brutto niż rok wcześniej. Trudno zakładać, że w kwietniu nastąpiła istotna zmiana trendu. Bardziej prawdopodobne jest inne tłumaczenie, które proponują niektórzy ekonomiści. To efekt uszczelnienia systemu podatkowego.
– Polega ono na ograniczeniu możliwości odliczania straty finansowej od bieżącego zysku operacyjnego. Firmy mogą je odliczać od zysków w kolejnych latach. Stąd ten wynik w CIT. On raczej jest jednorazowy. Trudno go będzie powtórzyć w kolejnych miesiącach. Tak dużych wzrostów już bym się nie spodziewał – mówi Karol Pogorzelski, ekonomista ING Banku Śląskiego.
O ile uszczelnienie w CIT zdaje się działać i przynosić efekty, o tyle w innych podatkach jego potencjał zdaje się wyczerpywać. Świadczą o tym dane dotyczące VAT i akcyzy. Podatek od towarów i usług jak dotąd dał o około 400 mln zł mniej niż w czterech pierwszych miesiącach 2018 r. W akcyzie mamy niewielki wzrost (o około 200 mln zł), choć pierwsze trzy miesiące były trudne.
Pełne skutki piątki Kaczyńskiego zobaczymy dopiero jesienią
W 2018 r. fiskus wycisnął z VAT-u o 18 mld zł więcej niż rok wcześniej. – Około połowy tych dodatkowych wpływów było efektem uszczelnienia. Teraz widać, że ono już nie jest tak spektakularne, co może niepokoić w kontekście planów MF na kolejne lata, że da mu ono jeszcze kilka dodatkowych miliardów złotych – zwraca uwagę Pogorzelski.
Ale jest jeszcze jedno wytłumaczenie zadyszki w VAT. To rosnące inwestycje firm. Przedsiębiorcy mogą występować do urzędów skarbowych o zwrot podatku zapłaconego w tego typu wydatkach. Na razie dowodów na to nie ma, ale są poszlaki, jak prawie 22-proc. wzrost nakładów na inwestycje w największych przedsiębiorstwach w I kwartale.
Dlatego informacje o VAT mają na razie słodko-gorzki smak. Z jednej strony najważniejsze źródło pieniędzy dla państwa nie jest tak obfite, jak rok temu, co jest niedobre w kontekście wyzwania, jakim będzie sfinansowanie pełnej piątki Kaczyńskiego, czyli wydatków zapowiedzianych w trakcie kampanii wyborczej. Z drugiej może świadczyć o tym, że w końcu odpalił drugi silnik wzrostu gospodarczego, czyli inwestycje. Ekonomiści bardzo chcą wierzyć w ten scenariusz i podnoszą swoje prognozy dla polskiej gospodarki.
Efekty piątki Kaczyńskiego widać już w budżetowych wynikach, choć pełne skutki zobaczymy dopiero jesienią. Na razie mamy szybko rosnącą dotację do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Po czterech miesiącach MF przelało na konta ZUS prawie 11,5 mld zł, o 3,6 mld zł więcej niż rok wcześniej. Było to zapewne związane ze skokowym wzrostem wydatków w maju. To wtedy wszystkim emerytom wypłacono trzynastą emeryturę, co kosztowało około 9 mld zł.
Według Karola Pogorzelskiego dotychczasowe wyniki budżetu i informacje z gospodarki pozwalają stwierdzić, że w tym roku raczej nie będzie kłopotów ze sfinansowaniem nowych wydatków budżetowych. Z najważniejszym z nich, czyli rozszerzeniem programu „Rodzina 500 plus”, trzeba będzie się zmierzyć w październiku, kiedy to dodatki zostaną wypłacone za trzy miesiące wstecz.
– Deficyt wzrośnie, ale do poziomów, które Ministerstwo Finansów zakładało już wcześniej, czyli do 1,7 proc. PKB. Deficyt budżetowy też pewnie zmieści się w limicie z ustawy, czyli 28,5 mld zł i nie będzie potrzeby nowelizacji budżetu. Ale na pozytywne niespodzianki, do których przyzwyczaiło nas MF w ostatnich latach, też bym nie liczył – ocenia ekonomista.