Pekin wprowadza kolejne karne taryfy na amerykańską produkcję. Analitycy alarmują, że grozi to kryzysem m.in. rynku rolnego i motoryzacyjnego.
Chińskie ministerstwo finansów ogłosiło, że wprowadzi cła odwetowe na produkty ze Stanów Zjednoczonych o wartości 60 mld dol. Nowe taryfy wejdą w życie 1 czerwca i będą dotyczyć ponad 5000 produktów. Wśród nich są m.in. baterie, kawa i szpinak. Władze w Pekinie oświadczyły, że drakońskie cła są odpowiedzią na amerykański protekcjonizm handlowy.
Amerykańscy inwestorzy się wystraszyli. Indeks Dow Jones spadł o 613 pkt. W panikę wpadł też Biały Dom. Donald Trump zaproponował spotkanie swojemu chińskiemu odpowiednikowi Xi Jinpingowi. Dojdzie do niego pod koniec czerwca przy okazji obrad grupy G20 w Japonii. Niemniej jednak światowe rynki finansowe trochę odetchnęły. Obie strony tracą na dotychczasowej wojnie celnej, dlatego powinno im zależeć na wypracowaniu kompromisu. Prezydent USA powiedział wprost, że spodziewa się sukcesu w negocjacjach.
Za Trumpem wstawił się w środę trochę nieoczekiwany sojusznik: były prezes banku inwestycyjnego Goldman Sachs Lloyd Blankfein. Ten wpływowy amerykański menedżer był dotąd hojnym sponsorem Partii Demokratycznej, ale też gorącym zwolennikiem wolnego rynku. „Cła mogą być efektywnym narzędziem negocjacyjnym. Mówienie, że nam szkodzą, jest niewłaściwe. Chińczycy opierają się na handlu i na taryfach tracą. Kiedy cła na ich produkcję zaczną doskwierać ich pracownikom i kadrze zarządzającej, otworzy się przestrzeń do kompromisu” – napisał na Twitterze. I dodał, że o ile amerykański konsument może przez jakiś czas cierpieć, płacąc więcej za różne produkty, to będzie bardziej skłonny przerzucić się na rodzime towary, co tylko wzmocni gospodarkę w obliczu coraz trudniejszej rywalizacji z Pekinem.
Co innego mówią jednak dane na bardziej szczegółowym poziomie. Wartość akcji firmy Ford spadła w ciągu roku o ponad jedną trzecią. Największym ciosem dla niej okazały się wprowadzone przez Biały Dom cła na importowane metale. Według danych, które udostępniono Bloombergowi, Ford stracił na droższych surowcach ponad miliard dolarów. Efektem są już masowe zwolnienia robotników, menedżerów i pracowników promocji. Szczególnie te pierwsze uderzają w twardy elektorat obecnego prezydenta. Firma nie podała oficjalnie, ile osób planuje zwolnić, ale z banku Morgan Stanley kilka miesięcy temu wyciekł do mediów raport, wedle którego zarząd chce redukcji zatrudnienia o 12 proc., czyli o prawie 25 tys. osób. Kilka lokalnych fabryk koncernu od początku roku zakończyło działalność.
– Prezydent Trump, zaczynając w zeszłym roku proces nakładania taryf na chińską produkcję, powiedział, że wojny celne są dobre dla gospodarki i łatwe do wygrania. Tu się absolutnie myli, na co przykłady można znaleźć w historii. Ustawa Smoota-Hawleya z 1930 r. nakładała podwyższone cła na 20 tys. towarów z Europy. W ciągu czterech lat zaowocowała obniżeniem się światowego handlu o dwie trzecie, spadkiem Dow Jonesa o 90 proc., a nominalnego PKB USA o 45 proc. – mówi DGP prof. John Doces, politolog z Bucknell University w Pensylwanii.
Naukowiec przypomina, że ówczesny kryzys wywołany wojną celną przyczynił się do wzrostu popularności skrajnie prawicowych ugrupowań w Europie i pomógł w dojściu do władzy Adolfa Hitlera.