Na dzisiejszym posiedzeniu rządu Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii ma przedstawić raport o skutkach ograniczenia handlu w niedziel.
Jadwiga Emilewicz, szefowa resortu, zapowiedziała, że będzie on zawierał pozytywne informacje, które różnią się od tych przedstawianych przez przeciwników zakazu sprzedaży (głównie sklepy wielkopowierzchniowe). Nie przewiduje też istotnych zmian w dotychczasowych przepisach.
Takie optymistyczne informacje byłyby spójne z prezentowanymi przez związkowców i niektóre zrzeszenia przedsiębiorców. Alfred Bujara, szef handlowej Solidarności, przedstawiał dane, z których wynika, że w ubiegłym roku zamknięto mniej o 4,9 tys. placówek handlowych niż rok wcześniej (miarodajne dane GUS ma przedstawić za kilka miesięcy). Naczelna Rada Zrzeszeń Handlu i Usług przytoczyła statystyki, z których wynika, że właściciele placówek małoformatowych (do 300 mkw.) odnotowali wzrosty sprzedaży (od 3 do 9 proc.).
Przeciwnicy ograniczeń (m.in. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców) sugerowali z kolei, że utrudniona została działalność małych placówek handlowych. Wnioskodawcy zakazu nie przewidzieli, że duże sieci handlowe będą obniżać ceny i stosować promocje zachęcające do zakupów w piątki i soboty.
Na niekorzyść zwolenników zakazu przemawiają badania opinii społecznej. Według IBRIS 62 proc. Polaków sprzeciwia się wprowadzeniu czwartej niehandlowej niedzieli w miesiącu (od 1 stycznia 2020 r. sklepy będą otwarte w siedem niedziel w roku, m.in. przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą).
Wiele wskazuje, że w najbliższym czasie nie dojdzie do istotnej korekty liczby niedziel objętych zakazem handlu. Z nieoficjalnych informacji DGP wynika, że rząd zapewniał o tym związkowców. Przed wyborami do europarlamentu nie chce wywoływać sporu z sojuszniczą Solidarnością, czyli inicjatorem wprowadzenia zakazu. Także ze względu na to, że i tak sojusz ten osłabiły ostatnio sytuacja w oświacie i brak porozumienia dotyczącego wzrostu wynagrodzeń w sferze budżetowej.