Nowe przepisy prawa własności przemysłowej pozwalają właścicielom znaków towarowych wysuwać roszczenia nie tylko wobec sprzedawców fałszywek, lecz także podmiotów, z usług których oni korzystali. Eksperci uważają, że przez niedoprecyzowane przepisy mogą ucierpieć niewinni pośrednicy
DGP

Pomoc nieuczciwym handlarzom może słono kosztować

Wyobraźmy sobie, że pewien przedsiębiorca handluje podróbkami znanej marki butów. Sprzedaje je w hali targowej centrum handlowego. Właściciel znaku towarowego informuje policję o naruszeniu. Ta znajduje na stoisku podrabiane towary. Właściciel znaku wysuwa roszczenia wobec przedsiębiorcy, domagając się zapłaty sumy pieniężnej tytułem poniesionych strat. Problem w tym, że wkrótce po tym handlarz pod osłoną nocy zabiera swój towar i znika bez śladu. Właściciel znaku towarowego nie ma ochoty go tropić, więc kieruje swoje roszczenia wobec właściciela centrum handlowego. I ten nagle – zwłaszcza wtedy, kiedy będzie można udowodnić mu, że najemca obracał trefnym towarem ‒ ma kłopot. Abstrakcyjna sytuacja? Nic bardziej mylnego – przepisy umożliwiają wystosowanie takich roszczeń przez właścicieli znaków towarowych.
A wszystko to za sprawą ustawy z 20 lutego 2019 r. o nowelizacji ustawy ‒ Prawo własności przemysłowej (Dz.U. poz. 501; dalej: p.w.p.), która zaledwie kilka dni temu, bo 16 marca, weszła w życie. Sen z powiek właścicielom centrów handlowych i targowisk spędza nowe brzmienie art. 296 ust. 3. Wynika z niego, że z roszczeniami „można wystąpić również przeciwko osobie, która tylko wprowadza do obrotu oznaczone już znakiem towarowym towary, jeżeli nie pochodzą one od uprawnionego albo osoby, która miała jego zezwolenie na używanie znaku towarowego, jak również przeciwko osobie, z usług której korzystano przy naruszeniu prawa ochronnego na znak towarowy”.
Inaczej mówiąc, osoby, które wydzierżawiają powierzchnię handlową, muszą mieć się na baczności. Mogą być bowiem ścigane, jeśli okaże się, że na wynajmowanych przez nie powierzchniach sprzedawane są podróbki.
Dziennik Gazeta Prawna
Wprowadzone przepisy to próba poradzenia sobie wciąż z potężnym rynkiem fałszywek. Z ubiegłorocznego raportu Urzędu Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej wynika, że rocznie z powodu ich sprzedaży do polskich producentów i sprzedawców nie trafia nawet 11,4 mld zł. To 12 proc. całej sprzedaży w sprawdzonych przez EUIPO sektorach gospodarki. Organ wyliczył, że przez to do budżetu państwa z tytułu podatków nie trafia blisko 2 mld zł.
Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, które jest autorem przepisów, nie ukrywa, że w ten sposób chciało na nowe tory skierować walkę z przestępcami wynajmującymi stoiska w halach targowych typu Wólka Kosowska. Od lat grają oni na nosie właścicielom znaków towarowych, a walka z nimi przypomina walkę z wiatrakami. Nie pomaga nawet uruchomienie we wspomnianej hali przez Krajową Administrację Skarbową stale działającego punktu informacyjnego – w praktyce po to, aby mieć oko na handlarzy podróbkami. Rzecz w tym, że nawet jeśli organom uda się przyłapać na gorącym uczynku jednego właściciela stoiska, to zaraz na jego miejscu pojawia się inny handlowiec oferujący te same towary sprowadzane z zagranicy.
Do tej pory wysuwanie roszczeń wobec centrum handlowego czy targowiska było w Polsce praktycznie niemożliwe, mimo że na ściganie pośredników pozwala unijne prawo. Potwierdził to głośny wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie Tommy Hilfiger przeciwko czeskiej spółce Delta Center (piszemy więcej o tej sprawie w drugiej części tekstu). Jednak w polskim systemie prawnym źle implementowano przepisy dyrektywy unijnej. Brakowało tym samym przepisu, który pozwalałyby takie roszczenia wysnuwać wobec pośredników. Teraz jednak przy okazji nowelizacji prawa własności przemysłowej resort chciał uszczelnić lukę, co wyraźnie podkreślił w uzasadnieniu: „Z uwagi na to, że obecnie obowiązujące brzmienie art. 296 ust. 3 p.w.p. nie zapewnia ochrony w tak szerokim zakresie konieczna jest nowelizacja”.