Rząd chce w sklepach wielkopowierzchniowych ograniczyć sprzedaż produktów oferowanych pod ich własną marką.
Marka własna w Polsce / DGP
Zapowiedziana przez premiera Mateusza Morawieckiego ustawa, której celem miałaby być promocja polskich marek, budzi duże kontrowersje. Nie tylko wśród handlowców z sieci, na które ma nałożyć ograniczenia, ale i producentów, na rzecz których miałaby być wprowadzona. Ci ostatni wcale nie przyjęli pomysłu premiera z entuzjazmem. Upatrują w nim przede wszystkim zagrożenia dla swojego biznesu.
Z danych firmy analitycznej PMR wynika, że sprzedaż towarów pod marką własną sieci handlowych to ok. 50 mld zł rocznie. Daje to niemal 18 proc. udziału w całej sprzedaży realizowanej przez tego rodzaju sklepy. – Ponad 80 proc. tych produktów dostarczają polscy wytwórcy. W sumie chodzi o kilkaset firm. Duża część z nich istnieje tylko dlatego, że są dostawcami towarów wytwarzanych na zlecenie sieci – wyjaśnia Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. W jego ocenie ograniczenie tego rodzaju asortymentu może być gwoździem do trumny dla wielu przedsiębiorstw.
Ale o swój byt obawiają się też ci przedsiębiorcy, u których produkcja na zlecenie sieci nie stanowiła większości. – Nie ma gwarancji, że w miejsce zlikwidowanej marki własnej sieć zdecyduje się wstawić na półki nasz markowy towar. Odbędzie się przetarg, w którym wygra ten, kto zaproponuje najniższą cenę – wyjaśnia Anna Twardowska, dyrektor handlowy w spółce Clovin, specjalizującej się w chemii gospodarczej. Podaje przykład sieci Auchan, która jakiś czas temu zdecydowała się wycofać ze swojej najtańszej marki własnej. – Utraciliśmy przez to kontrakt, którego nie odrobiliśmy do dziś – tłumaczy Anna Twardowska.
Tomasz Bizoń, menedżer marketingu w spółce POL-HUN, działającej w branży środków czystości, wskazuje na jeszcze inne ryzyko. Według niego sieć może uznać, że lepszym rozwiązaniem będzie wypełnienie wolnego miejsca na półce towarami z zagranicy.
Straci tym samym nie tylko polski producent, ale również konsument. Towary oferowane pod własnym logo producenta nie będą nigdy tak tanie. W kosztach sprzedaży towarów pod swoim logo firma musi bowiem uwzględnić wydatki na promocję, marketing, które są niezbędne do tego, by produkt przebił się do świadomości konsumentów. Musi też doliczyć koszty związane z opłatami półkowymi i gazetkami reklamowymi. Za pojawienie się markowych towarów zapłacą więc ostatecznie konsumenci.
– Może też spaść jakość produktów, zwłaszcza jeśli wzrośnie udział towarów importowanych. Towary produkowane dla sieci pod ich marką muszą spełniać bardzo wysokie normy jakości. W przypadku produktów sprowadzanych z zagranicy może być z tym różnie – zaznacza jeden z producentów makaronów.
Przedsiębiorcy obawiają się, że wraz z pojawieniem się nowej ustawy stracą nie tylko dostęp do konsumentów w Polsce, ale i za granicą. Wytwarzane przez nich towary pod markami private label są bowiem oferowane także w innych krajach. Szacuje się, że eksport za pośrednictwem sieci przekracza już 10 mld zł rocznie.
Zdaniem producentów zwiększy się też ryzyko biznesu. Trudniej utracić kontrakt na produkcję marki własnej, nad którą odbiorca ma pełną kontrolę, niż na dostawy produktów pod własnym logo. Pierwsze są zwykle zawierane na dłużej. Drugie są krótkoterminowe i wystarczy, że pojawi się gracz, który zaproponuje towar na korzystniejszych warunkach, umowa o współpracy jest niemal od razu rozwiązywana. – Gdy dotyczy to towarów robionych na zlecenie sklepu, raczej dochodzi do renegocjacji warunków – mówi Tomasz Bizoń.
Ograniczenie przez rząd sprzedaży marek własnych nie oznacza poza tym, że faktycznie znikną one z rynku. Mogą wręcz stać się dla sieci dodatkowym źródłem dochodu.
– Nietrudno siebie wyobrazić sytuację, w której sklep po zlikwidowaniu marki własnej w kategorii produktów mleczarskich ogłasza przetarg. Wybiera firmę, ale zawarcie z nią kontraktu uzależnia od tego, czy dostarczy produkty w opakowaniach z logo byłej marki. Gdy producent powie, że nie ma jej w swoim portfolio, sklep zaproponuje… licencję i zacznie zarabiać na jej odsprzedaży – dodaje Andrzej Gantner. Taki scenariusz jest według Tomasza Bizonia bardzo prawdopodobny. Jak podkreśla, marki własne sieci są rozpoznawalne przez konsumentów. Sieci mogą nie chcieć z nich rezygnować w obawie przed spadkiem obrotów.
Z pierwszych doniesień wynikało, że przygotowaniem nowej ustawy miałoby się zająć Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii. Na ostatnim posiedzeniu Rady Ministrów Jadwiga Emilewicz, minister przedsiębiorczości, stwierdziła jednak, że resort nie czuje się na siłach, aby być prowadzącym ten projekt. Pytanie więc: kto się tym zajmie i kiedy można oczekiwać założeń projektu.