– Specjalnie to policzyłem: poza bankiem miałem spotkania w ubiegłym roku z 500, a może nawet tysiącem klientów. W Davos z 60. Myślę, że spotykałem się z większością inwestorów, jeśli chodzi o ważne inwestycje nieruchomościowe w okolicy (planowanego biurowca spółki Srebrna – red.) – na wczorajszym spotkaniu z dziennikarzami Michał Krupiński, prezes Banku Pekao, starał się pomniejszyć znaczenie swoich kontaktów z Jarosławem Kaczyńskim, prezesem Prawa i Sprawiedliwości, w sprawie budowy „K-Towers”. Chodzi o planowaną inwestycję, do której przygotowania powierzono austriackiemu biznesmenowi Geraldowi Birgfellnerowi. Pekao miał finansować budowę (ostatecznie bank kredytu nie udzielił). Pytany przez DGP o to, jak często rozmawiał z samym Kaczyńskim, Krupiński odparł: – Nie chcę komentować.
Wielka trójka / DGP
Za czasów „pierwszego PiS” Krupiński był wiceministrem skarbu. Po objęciu rządów przez partię w 2015 r. został prezesem Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń. Zwolniono go nieoczekiwanie w marcu 2017 r. Nieoficjalnie wiadomo, że moment dymisji został dobrany w taki sposób, by Jarosław Kaczyński nie mógł natychmiast zareagować (spotykał się wtedy w Londynie z Theresą May, premier Wielkiej Brytanii). Za czasów prezesury w PZU Krupiński dopiął odkupienie od włoskiego UniCreditu kontroli nad bankiem Pekao. Po zamknięciu tej transakcji w czerwcu 2017 r. stanął na jego czele. We wtorek zaprezentował rezultaty pierwszego pełnego roku po „repolonizacji”.
Zysk netto wyniósł niespełna 2,3 mld zł. Był o prawie 8 proc. mniejszy niż rok wcześniej. Prezes zaznaczał jednak, że spadek był związany z nadzwyczajnymi dochodami, jakie bank wykazał w końcówce 2017 r. Przejął wtedy od UniCreditu większościowe udziały w spółce zajmującej się zarządzaniem aktywami. Ponieważ cena była wyraźnie wyższa od wartości akcji wykazywanych w bilansie banku, to pojawiło się ponad 400 mln zł dodatkowego zysku. W efekcie ten „powtarzalny” urósł o 11 proc.
W momencie przejęcia przez PZU Pekao był numerem dwa na naszym rynku pod względem skali działania. W końcówce minionego roku zaliczył spadek: suma bilansowa Santander Bank Polska przekroczyła 200 mld zł. Bilans Pekao, chociaż przez rok urósł o ponad 15 mld zł, zatrzymał się na kwocie 191 mld zł.
– My w naszej strategii skupiamy się głównie na dochodowości mierzonej stopą zwrotu z kapitału. Santander osiągnął swoją pozycję poprzez fuzje i przejęcia. My pokazujemy sukcesy we wzroście organicznym i transformacji organizacji. W najbliższym czasie nie przewiduję realizacji celów akwizycyjnych. Choć uważam, że rynek będzie się konsolidował wokół pięciu–sześciu graczy, więc w przyszłości takie cele będziemy analizować – deklarował Michał Krupiński.
Przed rokiem Pekao rozmawiał na temat fuzji z innym bankiem kontrolowanym przez PZU – Aliorem. Zarządy nie doszły jednak do porozumienia.
Stopa zwrotu z kapitału Pekao wyniosła w 2018 r. 10,2 proc. Rok wcześniej było to 11 proc., ale w ujęciu „znormalizowanym” według Krupińskiego poprawiła się o 1 pkt proc. – Jesteśmy pod tym względem prawdopodobnie drugim bankiem w Polsce – mówił prezes.
Wśród innych sukcesów wymieniał rekordowy przyrost liczby nowych klientów (bank otworzył w minionym roku ponad 400 tys. rachunków osobistych), wysoką dynamikę kredytów oraz dyscyplinę kosztową.
Dla akcjonariuszy kluczowa okazała się jednak zadeklarowana dywidenda. Pod zarządem Włochów Pekao przyzwyczaił graczy giełdowych do wypłacania im niemal całego wypracowywanego zysku. Jesienią ub.r. zarząd zapowiedział, że z dochodu za 2018 r. trafi do nich 90 proc. Okazało się jednak, że będzie to 75 proc. Powód: Komisja Nadzoru Finansowego zaleciła utrzymywanie wyższych buforów kapitałowych. Zarząd jest jednak przekonany, że o ile podejście KNF jeszcze się nie zaostrzy, to w kolejnych dwóch–trzech latach będzie w stanie utrzymać procentowy udział dywidendy w zysku taki jak teraz.
– Pozytywnie odbieramy wysokość dywidendy. Bank jest silnie skapitalizowany, ale rośnie w kredytach i potrzebuje kapitału. W projekcjach zakładaliśmy, że w dłuższym okresie współczynnik wypłaty dywidendy będzie niższy niż 100 proc. – deklaruje Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Ta państwowa instytucja jest wspólnikiem PZU w inwestycji w Pekao, a dywidenda z banku była w ostatnich dwóch latach najważniejszym pojedynczym elementem przychodów PFR.
Akcje nie drożeją
Powszechny Zakład Ubezpieczeń i Polski Fundusz Rozwoju kupowały akcje Banku Pekao, płacąc 123 zł za sztukę. W końcu ubiegłego roku notowania wynosiły 109 zł, a na wczorajszym zamknięciu kurs wynosił 114,75 zł (po publikacji wyników notowania obniżyły się o niecałe 1,1 proc.). Oznacza to, że chociaż udziałowcy mogą liczyć na dywidendę (w ubiegłym roku wyniosła ona 7,9 zł na akcję, rok wcześniej 8,68 zł), to równocześnie muszą uwzględniać w swoich wynikach spadek wartości posiadanych pakietów.
Michał Krupiński, prezes Pekao, zwraca uwagę, że uwzględniając takie wskaźniki, jak np. cena do wartości księgowej, to jego bank jest wyceniany lepiej niż np. PKO BP (według serwisu Stooq.pl w przypadku Pekao wskaźnik C/WK wynosi 1,37, a dla PKO – 1,28; C/WK Santander Bank Polska to 1,54, a PZU – 2,53).
A fakt, że cena akcji kierowanej przez niego instytucji nie rośnie, tłumaczy m.in. regulacjami, jakim podlegają otwarte fundusze emerytalne, czyli wciąż najbardziej licząca się grupa krajowych inwestorów na naszej giełdzie. Mają one limit na lokaty w akcje podmiotów należących do jednej grupy kapitałowej. W tym przypadku chodzi o walory trzech spółek należących do WIG20, najważniejszego indeksu warszawskiej giełdy: Pekao, PZU i Alior Banku.
Poza tym, zdaniem prezesa Michała Krupińskiego, część inwestorów preferuje akcje Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń kosztem należących do niego banków. Ich zyski i tak są uwzględniane w skonsolidowanym wyniku ubezpieczyciela. Równocześnie kupno akcji PZU to bardziej zdywersyfikowana inwestycja.