Po aferze GetBacku rynek wróci do normy, ale będą na nim panowały nieco inne reguły gry – mówi DGP Krzysztof Borusowski, prezes firmy Best, jednego z największych windykatorów w Polsce.



Jak wygląda dzisiaj rynek firm windykacyjnych po aferze z udziałem GetBack?

Jest ciekawie, ale to zaczęło się dziać już na przełomie ubiegłego i tego roku. Wówczas bowiem zaczęły napływać coraz szerszym strumieniem sygnały, że sytuacja GetBack może być daleko inna od tej przedstawianej oficjalnie. To rozpoczęło falę zmian na rynku windykacyjnym i być może dokończy naturalną fazę jego konsolidacji. Od jakiegoś czasu małe firmy wchodzą do większych struktur – to jedna z bezpośrednich konsekwencji wyższych nakładów inwestycyjnych, jakie stają się niezbędne w naszej branży. Mam na myśli nakłady na m.in. zaawansowane technologie informatyczne, które są kluczowe dla efektywnej windykacji na dużą skalę. Bez nich nie da się skutecznie docierać do dłużników czy obsługiwać setek tysięcy mikrowierzytelności z takich sektorów, jak telekomunikacja czy energetyka. Po sprawie GetBack pozostał nam niedosyt w zakresie wymogu większej rzetelności sprawozdań finansowych. Uważam, że należałoby wypracować jednolite założenia praktyk księgowych – na przykład we współpracy z Konferencją Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce lub samorządem biegłych rewidentów i audytorów. Przykładowo, BEST czy KRUK uznają znaczną część nakładów na zabezpieczanie wierzytelności w bieżące koszty operacyjne. Inne podmioty te koszty kapitalizują, czyli traktują jako inwestycję w daną wierzytelność i uznają dopiero w następnych okresach. Obydwie metody mają swoje uzasadnienie, ale dają nieporównywalne wyniki finansowe. W tym drugim przypadku, zysk netto w latach ponoszenia znacznych nakładów może być istotnie wyższy.

Z punktu widzenia BEST jednak, jeśli ceny portfeli wierzytelności spadną, to będzie to korzystna sytuacja, bo nie ma gracza, który je windował.

Ceny na przetargach spadają. Wciąż jednak uważamy, że w stosunku do cyklu koniunkturalnego i sytuacji gospodarczej są one za wysokie. Banki i inne instytucje sprzedające portfele wierzytelności dopiero adaptują się do tej sytuacji. Wiele przetargów kończy się bez rozstrzygnięcia. Jak wiemy z doniesień medialnych, poziom zawyżania cen był ogromny. Skalę tego, jak różne były oczekiwania sprzedających wobec wewnętrznych wycen, zarówno instytucji finansowych, jak i firm windykacyjnych, obrazuje przykład jednego z dużych banków – różnica ta przekraczała 100 proc. Zakładamy, że ceny portfeli będą powoli wracały do realnej wartości. GetBack nie może się powtórzyć. Wnioski z tej historii powinny obejmować także skuteczną egzekucję i mądre stanowienie prawa.

Chodzi Panu o skrócenie okresu przedawnień długów z 10 do 6 lat, które weszło w życie w tym roku?

Chodzi mi o szereg zmian w prawie, które mają wpływ na branżę: nową ustawę o wzmocnieniu nadzoru nad rynkiem i ochronie inwestorów, nową ustawę o komornikach, nowy okres przedawnienia długów, zapowiedzi dalszego zaostrzenia przepisów dotyczących windykacji. Ten cykl zaczął się od zmiany ustawy o EPU (ekonomiczne postępowanie upominawcze). Po kilku latach już widać, że obecny system jest mniej wydolny niż poprzedni, za to znacznie bardziej pracochłonny, zarówno dla branży windykacyjnej, jak i sądów. Wcześniej lubelski sąd (EPU) przetwarzał setki tysięcy rekordów szybko, sprawnie i skutecznie. Parę przypadków nierzetelności mniejszych firm spowodowało, że ten system zmieniono w sposób nieuzasadniony. Teraz te setki tysięcy spraw wraz z na nowo rozbudowaną dokumentacją trafia do sądów rejonowych w całym kraju. One nie są na to przygotowane. Dużo prościej byłoby skontrolować nierzetelne firmy i wyciągnąć wobec nich konsekwencje, niż wywracać cały system do góry nogami. Zwłaszcza, że w wyniku tych zmian, to dłużnicy ponoszą większe koszty tej całej rozbudowanej biurokracji. W zakresie skrócenia przedawnienia: po pierwsze, firmy windykacyjne zabezpieczyły swoje wierzytelności w tym zakresie. Nie będą więc bezpośrednim adresatem zmian. Po drugie, nie zyskają zwykli dłużnicy, bo ich zobowiązania i tak zostały już w znacznej mierze „przeprocesowane” i zmiana okresu przedawnienia ich już nie obejmie.

Co ze zmianami w zakresie pracy komorników?

Nowe prawo całkowicie zmienia system współpracy firm windykacyjnych z komornikami. Obecnie komornik może otrzymać istotne wynagrodzenie za nieodzyskanie wierzytelności, a zatem może mu się bardziej opłacać umorzenie sprawy, niż egzekwowanie wierzytelności. Można wyobrazić sobie taki przykład: pewna firma windykacyjna powierza komornikowi 2 miliony spraw. Wystarczy, że ten umorzy 1/3 z nich i wystawi rachunek na 100 mln zł, a jednocześnie firma nie odzyskuje ani złotówki. To zupełny absurd. Co powiedzieliby na to obligatariusze takiej firmy?

Skoro nie jest Pan entuzjastą obecnego kształtu przepisów, to jak powinny wyglądać zmiany? Bo one nie mogą być korzystne tylko dla firm windykacyjnych.

Przede wszystkim na rynku musi panować równowaga. Państwo musi jednoznacznie usankcjonować system, w którym dłużnik powinien spłacać swoje zobowiązania, a nie rozszerzać furtki do uciekania przed nimi. Pierwsza ważna kwestia to możliwość dotarcia do dłużnika, czyli m.in. umożliwienie elektronicznego dostępu do bazy PESEL oraz rozwiązanie kwestii doręczeń korespondencji. Dzisiaj często nawet sąd nie jest w stanie skutecznie doręczyć pisma stronie. Kolejny obszar to wdrożenie elektronicznych usprawnień procesów administracyjnych oraz sądowych, rejestru umów zawieranych elektronicznie, po ponowne udrożnienie procesu EPU, żeby sprawy trafiały do dedykowanego sądu, a nie do nieprzygotowanych i nieprzystosowanych na masową obsługę setek tysięcy spraw sądów rejonowych.

Polacy powszechnie nie płacą nawet małych długów, bo system im na to pozwala. To jest nieakceptowalne. Zwyczajowo firmy windykacyjne odzyskują około 30-40 proc. długów. Dlatego tak ważne jest wyposażenie firm windykacyjnych w skuteczne narzędzia.

Dostęp GetBack do bazy PESEL jednak był zgodny z prawem, bo wynikał z decyzji ministra spraw wewnętrznych.

Inne firmy takiego dostępu nie uzyskały. To jest złamanie podstaw wolnej konkurencji. Większość uczestników rynku została postawiona w dużo gorszej sytuacji. Firmy windykacyjne mają uzasadniony interes, by mieć dostęp do tej bazy, podobnie jako ponad 1700 komorników w całej Polsce. Jaki więc problem, by dać dostęp do tej bazy około trzydziestu licencjonowanym, profesjonalnym podmiotom? Zapytanie o jeden adres w bazie PESEL kosztuje 31 zł, a cały proces jest realizowany w formie papierowej, tradycyjną pocztą. Wypełniamy wniosek, uzyskujemy podpisy odpowiednich osób reprezentujących fundusz sekurytyzacyjny, wkładamy do koperty i wysyłamy. Na odpowiedź czekamy od pięciu do sześciu miesięcy. W Skandynawii takie zapytanie to koszt kilkudziesięciokrotnie niższy. Udostępnienie bazy PESEL wszystkim licencjonowanym firmom windykacyjnym usprawniłoby obieg gospodarczy i pozwoliło na procesowanie zapytań masowo i szybko, a zatem i taniej.

To są bardzo wrażliwe dane i trudno będzie przekonać kogokolwiek, że dostęp do nich powinien być dla windykatorów swobodny.

Zgadzam się, tylko że można ten interes społeczny zabezpieczyć mądrym nadzorem. Dzisiaj już jesteśmy mocno uregulowaną i nadzorowaną branżą. Działamy na podstawie licencji wydanej przez KNF, która może być zawieszona lub cofnięta. Firmy windykacyjne są poddawane różnym kontrolom i audytom, również w zakresie ochrony danych osobowych.
Historia BEST czy innych firm windykacyjnych pokazuje jednak, że bez bazy PESEL da się żyć, nawet jeśli konkurencja ją ma.
Oczywiście, żyć się da. Ale czy jest to rozwiązanie optymalne? Mając bazę PESEL, GetBack poprawiał swoje marże kosztem konkurencji. Ten, kto kupi dzisiaj GetBack, kupi też jego bazę, która nadal będzie funkcjonowała w legalnym obiegu gospodarczym.

Mówił Pan już o pogorszeniu warunków finansowania. Za chwilę może to być nie tylko efekt sytuacji rynkowej, ale również zmiany przepisów np. o ofertach prywatnych obligacji. Jak to wpłynie na biznes windykatorów?

Niestety, cenę za problemy wywołane przez GetBack płaci cały rynek finansowy. Jest mniej emisji obligacji, co oznacza ograniczenia w finansowaniu m.in. naszego sektora, ale także brak możliwości lokowania kapitału dla inwestorów. BEST zrezygnował z aktualizacji prospektu dotyczącego publicznej emisji obligacji i zamknął trzeci program ich sprzedaży na poziomie 96 mln zł zamiast 350 mln zł. Rynek skomentował to jako teatralny gest, tymczasem był to wyraz racjonalnego działania. Rynek długu zamarł i dlatego nie chcieliśmy ponosić kosztów związanych z aktualizacją prospektu. W naszym przypadku w powstałą lukę weszły banki, które bardzo dobrze znają sektor i są w stanie skutecznie go analizować i finansować.

Gdzie BEST chce się dzisiaj rozwijać: w Polsce, w innych krajach? Przejmować konkurencję, kupować portfele za granicą?

Obecnie przygotowujemy się na to, co czeka gospodarkę w kolejnych latach. Ekonomiści są zgodni, że będzie zwalniała. Jednym z efektów będzie pogorszenie jakości obsługi zobowiązań. Skuteczne dochodzenie należności sprawi, że konsekwencje dla całej gospodarki będą mniej dotkliwe. Polska to nasz macierzysty rynek, ale ja uważam, że biznes robi się tam, gdzie jest odpowiednia skala. Więc na naszym celowniku jest rynek włoski, na którym rozwijamy własne operacje. Interesujące są też Hiszpania, być może Stany Zjednoczone.

W regionie Europy Środkowo-Wschodniej nic was nie interesuje?

To płytkie rynki i trudne. Wolę patrzeć na większe rynki, bo im warto poświęcać uwagę.

Jakie wnioski dla branży windykacyjnej i regulatora płyną z dotychczasowych wydarzeń na rynku?

Przykładem dobrze działającego systemu jest Skandynawia, skąd pochodzą największe firmy windykacyjne w Europie. Na drugim biegunie znajduje się zupełnie rozregulowany rynek włoski, na którym nie powstała żadna większa międzynarodowa firma windykacyjna. W Skandynawii przeciętny poziom nieregularnych należności bankowych (ang. NPL) wynosi około 1 proc. wszystkich udzielonych kredytów. We Włoszech przekracza 15 proc.. We włoskim systemie bankowym jest 300 mld euro nieobsługiwanych kredytów. Przynosi to opłakane skutki gospodarcze i jest jedną z bardziej istotnych przyczyn obecnych problemów tego kraju. Polska powinna dążyć do modelu skandynawskiego. W interesie państwa leży, by windykacja była rzetelna, transparentna i skuteczna, bo tylko wtedy gospodarka może się zdrowo rozwijać.