Radykalne modyfikacje spowodują, że dojdzie do napięć i zamiast reform będziemy mieli co chwila nowe problemy - mówi w wywiadzie dla DGP Zygmunt Berdychowski, organizator Forum Ekonomicznego w Krynicy.
Tegoroczne hasło Forum Ekonomicznego w Krynicy to: „Europa wspólnych wartości czy Europa wspólnych interesów”. Dlaczego „czy”, a nie „i”? Czy wspólne wartości w obecnym świecie mają szanse się utrzymać?
Projekt integracji europejskiej w pierwszej fazie był poszukiwaniem wspólnych interesów. Stanowił odpowiedź na to, jak najlepiej robić ze sobą biznes, tak by nie dochodziło do sytuacji jak te z końca lat 30. i pierwszej połowy 40. minionego wieku. Myślano, że biznes przyniesie to, na co wszyscy czekają – spokój, bezpieczeństwo i zrozumienie. Ten proces integracji został w ostatnich 20 latach silnie wzmocniony impulsem politycznym. Polityczna część integracji znacznie przyspieszyła konsolidację. Na skutek tego w wielu miejscach pojawiły się tak duże pęknięcia, że po raz pierwszy przeżywamy wyjście państwa z UE. Zatem pytanie, czy powinniśmy myśleć o tym procesie jako o czymś ułatwiającym robienie biznesu, czy też unifikującym wartości, jest jak najbardziej aktualne. Europejczycy albo nie chcą, albo nie są przygotowani na nadmiernie szybkie tempo unifikacji.
Czy bieżąca polityka odciśnie swoje piętno na dyskusjach? Spotkanie Angeli Merkel z Władimirem Putinem nasuwa sporo refleksji. Może też się okazać, że liczba konfliktów spowoduje, iż pojawi się więcej polityków, którzy jak Emmanuel Macron będą kwestionować zasadność wspólnoty opartej na interesach i uznają, że lepiej, by np. Polska była poza nią.
Europa w swojej historii nigdy nie miała tak długiego okresu prosperity. Dzięki temu, co wydarzyło się w połowie XX w., gospodarka europejska, a przede wszystkim niemiecka i francuska, jest bardzo konkurencyjna i dynamiczna. Ostatnie kilkanaście lat pokazuje, że decyzje o rozszerzeniu integracji na Europę Środkową były niezwykle korzystne dla obydwu stron. Bezsporny jest fakt, że następowały transfery na rzecz Polski i innych państw regionu, ale równie bezsporne jest to, że te kraje w unikalny sposób otworzyły się na partnerów z Europy Zachodniej. Wystarczy spojrzeć, kto u nas buduje drogi, kto inwestuje czy produkuje samochody. To nie jest złe – korzysta jedna i druga strona. Mnóstwo osób z Europy Środkowej pracuje na Zachodzie na bardzo atrakcyjnych dla tamtejszych pracodawców warunkach. Wzmacniają tym samym potencjał eksportowy tych gospodarek. Nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie integracja i rozszerzenie Unii. Za jakiś czas będziemy mogli też porównać efektywność pracy migrantów z Europy Środkowej z tymi, którzy przybyli np. do Niemiec w ostatnich latach spoza UE.
W programie forum znalazła się dyskusja o zmianach klimatycznych. Czy nie jesteśmy świadkami klęski wspólnotowej polityki energetycznej?
To mnie nie dziwi. Cały projekt integracji europejskiej jest oparty na zasadzie „trzy kroki do przodu, dwa wstecz”. Najpierw pojawiają się ambitne plany i marzenia, aby coś błyskawicznie zmienić. Potem okazuje się, że nie wszystko da się zrobić tak szybko i trzeba się cofnąć. A następnie znowu pojawiają się jeszcze dalej idące plany. Byłbym jednak spokojny – nie zawrócimy przecież z wytyczonej ścieżki dostosowywania się do wyzwań klimatycznych. Jedynym problemem jest tempo, w jakim będziemy się poruszać. Jeśli prawie cała nasza gospodarka przez dziesiątki lat działała w oparciu o węgiel, to trudno wyobrazić sobie nagłą zmianę w zaledwie 10 lat. Nikt tego nie jest w stanie zrobić. Pamiętam reformy wprowadzane w roku 1999, gdy z sektora węgla kamiennego odeszło kilkadziesiąt tysięcy osób. To były bardzo trudne i kosztowne zmiany. Nie można co dwa lata przeprowadzać tak wielkich reform w państwie, które wciąż jest na dorobku. Poza aspektem gospodarczym jest też problem społeczny. Pewne tempo zmian społecznych jest akceptowalne, lecz zbyt szybkie nie. Radykalne modyfikacje spowodują, że dojdzie do napięć i zamiast reform będziemy mieli co chwila nowe demonstracje, wybory i problemy.
Ważnym aspektem w debatach ma być transport. Obecnie realizowanych jest kilka dużych projektów takich jak Via Carpatia...
To chyba największy sukces Polski w tej dziedzinie polityki wspólnotowej. Na pewno takim wyczynem nie były przecież autostrady A2, A4 czy A1. Via Carpatia to całkowicie nowy korytarz, który daje szansę na ożywienie w Polsce obszarów mających najwięcej do nadrobienia.
Samorządowcy u naszych południowych sąsiadów nie są zadowoleni z obecności polskich przewoźników na północy swojego kraju...
A czy nasze firmy przewozowe były zadowolone z obecności rynkowych potentatów z zagranicy? Nie. Podobnie wielcy operatorzy kolejowi. Niektóre decyzje polityczne nie zawsze będą akceptowane na niższych regionalnych czy lokalnych szczeblach. Te spory są normalne, niezależnie od państwa. Podobnie jak konflikty partyjne.
Nie ma pan wrażenia, że nasz konflikt polityczny jest ostrzejszy?
Jeśli sięgniemy pamięcią do tego, co wydarzyło się na Litwie, gdzie parlament przeprowadził impeachment urzędującego prezydenta, a Sąd Najwyższy po dwóch latach orzekł, że nie było ku temu podstaw, to okaże się, że u nas nie jest tak źle. Kilka lat wcześniej syn urzędującej głowy państwa został uprowadzony ze Słowacji do Wiednia. W Czechach przez dziewięć miesięcy partie wybrane do parlamentu nie mogły utworzyć rządu. Nie wspominam już o Węgrzech czy Ukrainie. U nas wciąż politycy działają delikatniej. Z gospodarką jest podobnie.