W trakcie negocjacji zakupu systemu Himars Polska zaproponowała, by w ramach „rozwiązania pomostowego” przybył do nas batalion wyposażony w taki sprzęt. To będzie tematem m.in. wrześniowych rozmów Duda – Trump
Ta artyleria dalekiego zasięgu może razić cele odległe nawet o 300 km. Amerykanie użyli jej m.in. przeciwko rosyjskim najemnikom z tzw. Grupy Wagnera w Syrii w lutym tego roku. Polska rozpoczęła negocjacje w sprawie zakupu tego sprzętu jeszcze w 2015 r. Odpowiadała za nie Polska Grupa Zbrojeniowa, która miała doprowadzić także do transferu technologii.
Udało się wtedy wynegocjować, że polska strona sama będzie budować system kierowania i dowodzenia dla tego sprzętu. Miał on być oparty na oprogramowaniu Topaz produkowanym przez ożarowskie WB Electronics. Skorzystać miały też inne spółki polskiej zbrojeniówki, głównie z Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Jednak pod koniec ubiegłego roku negocjacje się załamały. W lipcu Ministerstwo Obrony narodowej ogłosiło, że kupimy ten sprzęt w drodze negocjacji międzyrządowych w ramach procedury FMS (Foreign Military Sales).
W uproszczeniu można powiedzieć, że zamiast zakupu sprzętu z częściowym przeniesieniem produkcji i pozyskaniem technologii kupujemy go po prostu z „półki”, czyli to, co standardowo jest produkowane przez największy na świecie amerykański koncern zbrojeniowy Lockheed Martin.
Dokładnie tak jak zrobiła Rumunia. Z tym że nasi południowi sąsiedzi rozpoczęli negocjacje w 2017 r., a na pierwsze dostawy mogą liczyć już pod koniec 2020 r. Tymczasem my rozmowy rozpoczęliśmy w 2015 r., a teraz termin dostaw, o którym mówi strona amerykańska, to 2024 r.
Polacy zaproponowali więc, by w międzyczasie stacjonował u nas batalion żołnierzy amerykańskich wyposażonych w wyrzutnie Himars. – Taka jednostka miałaby najpewniej 18 wyrzutni, do jej obsługi potrzebnych byłoby zapewne ok. 200 żołnierzy – powiedział nam wysoki rangą oficer znający kulisy rozmów.
Wiadomo, że ten temat był omawiany podczas wizyty wiceministra obrony Sebastiana Chwałka w Stanach Zjednoczonych na przełomie lipca i sierpnia. Sprawę ma także poruszyć prezydent Andrzej Duda podczas wrześniowego spotkania z prezydentem USA Donaldem Trumpem.
Z polskiej strony jest presja, by ta decyzja zapadła szybko, ale to Amerykanie ją podejmują. Stacjonowanie w Polsce takich wyrzutni byłoby realnym wzmocnieniem naszych zdolności obronnych. Trzeba jednak pamiętać, że to nasi sojusznicy podejmowaliby decyzję, czy i kiedy ich użyć.
Jeśli Amerykanie nie zgodzą się na stacjonowanie nad Wisłą swoich żołnierzy z Himarsami, na których szkolić by się miało Wojsko Polskie, to być może zaproponują szybszy termin dostaw. Wciąż jednak nie wiadomo, czy i jakie korzyści z wartego miliardy złotych zakupu odniesie polski przemysł.
– Była duża szansa, by faktycznie pozyskać jakieś technologie dla polskiej zbrojeniówki. Teraz może się jednak okazać, że zakłady nic nie dostaną – mówi nam osoba znająca kulisy rozmów.
W czasie spotkania prezydentów Dudy i Trumpa zapewne omawiany będzie również temat zakupu tarczy przeciwrakietowej Wisła czyli systemu Patriot. Jak na razie umowa ma wartość ponad 16 mld zł. Wiadomo, że będzie znacznie droższa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama