Theresa May zdołała wymusić na członkach rządu przyjęcie wspólnej strategii. Trudniej będzie przekonać resztę partii i negocjatorów z UE
W tym tygodniu brytyjski rząd opublikuje tzw. białą księgę ws. brexitu – liczący ponad 100 stron dokument, w którym szczegółowo przedstawi swoją wizję stosunków z UE po 29 marca 2019 r., gdy Wielka Brytania formalnie opuści jej szeregi, oraz po 31 grudnia 2020 r., gdy upłynie okres przejściowy. Ogólny zarys tej wizji dość wyraźnie wyłania się z deklaracji przyjętej w piątek na koniec 12-godzinnego posiedzenia rządu w letniej rezydencji brytyjskiej premier. Najważniejsze punkty mówią, że Wielka Brytania akceptuje harmonizację w obrocie towarami z UE, choć parlament będzie miał prawo zdecydować, że dana regulacja nie zostanie inkorporowana do brytyjskiego systemu prawnego. Natomiast w obrocie usługami harmonizacji nie będzie i Londyn będzie sam ustalał obowiązujące u siebie reguły. Wielka Brytania będzie sama mogła negocjować i zawierać umowy handlowe z państwami trzecimi. Nie będzie jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawach spornych między Unią a Wielką Brytanią, zakończy się też swoboda przepływu osób, ale stworzone będą mechanizmy ułatwiające podróżowanie oraz ubieganie się o studia i pracę. Dzięki porozumieniu o połączonym obszarze celnym nie zostanie przywrócona fizyczna granica między Irlandią Północną a Irlandią.
Te propozycje są zdecydowanie bliższe zwolennikom miękkiego brexitu, czyli pozostania kraju w unii celnej z UE lub jednolitym unijnym rynku – choć żadne z tych sformułowań w deklaracji nie padło. Theresa May wymusiła zgodę eurosceptyków w rządzie na ten plan, przywracając zasadę kolektywnej odpowiedzialności, która przestała działać za czasów premierostwa Davida Camerona w 2016 r. – Podczas kampanii przed unijnym referendum kolektywna odpowiedzialność w sprawie polityki wobec UE została czasowo zawieszona. W czasie, gdy wypracowywaliśmy naszą politykę w sprawie brexitu, pozwoliłam kolegom z gabinetu na wyrażanie indywidualnych poglądów. Uzgodnienie tych propozycji wyznacza punkt, w którym to przestaje obowiązywać, i kolektywna odpowiedzialność zostaje w pełni przywrócona – oświadczyła May. To oznacza, że każdy minister, który nie zgadza się z pozycją rządu, będzie musiał zrezygnować ze stanowiska i straci wszystkie ministerialne przywileje.
Ale w przypadku całej Partii Konserwatywnej takich środków nacisku May już nie ma i wśród frakcji twardych zwolenników brexitu pojawiły się głosy niezadowolenia. Ich nieformalny lider Jacob Rees-Mogg powiedział, że wprawdzie trzeba jeszcze poczekać na szczegóły, ale na razie wygląda, że rządowe propozycje są gorsze niż wyjście z Unii bez umowy. Nie można zatem wykluczyć, że mogą oni spróbować doprowadzić do obalenia premier, co jest stosunkowo łatwe, bo May ma bardzo nikłą większość w Izbie Gmin i każde kontrowersyjne głosowanie w sprawie brexitu pociąga za sobą ryzyko porażki.
Powściągliwie na temat brytyjskiego porozumienia wypowiada się na razie też Unia Europejska. Jej główny negocjator Michel Barnier napisał, że czeka na białą księgę, żeby zobaczyć, czy propozycje są realne, i przypomniał, że następna runda rozmów ma się zacząć 16 lipca.