W 2008 roku tylko w nielicznych przypadkach dochodziło do zajęcia mieszkania czy domu za niespłacone kredyty hipoteczne - wynika z informacji uzyskanych w Związku Banków Polskich (ZBP).

"Nie można jednak wykluczyć, że na skutek pogorszenia sytuacji gospodarczej takich przypadków w tym roku może być więcej" - powiedział dyrektor ds. legislacyjno-prawnych ZBP Jerzy Bańka.

Jak wyjaśnił, przepisy przewidują możliwość zajęcia przez komornika nieruchomości za niespłacone kredyty hipoteczne, ale banki traktują to jako ostateczność.

"Banki za wszelką cenę chcą tego uniknąć. Po pierwsze, może to zaszkodzić ich wizerunkowi. Po drugie, procedury są w takich przypadkach bardzo długotrwałe i kosztowne" - wyjaśnił Jerzy Bańka.

Powiedział, że jeżeli kredytobiorca nie spłaca rat zaciągniętej pożyczki, bank najpierw przypomina mu o tym i wzywa do zapłaty. W takiej sytuacji kredytobiorca zazwyczaj wyjaśnia bankowi, że jego sytuacja pogorszyła się na skutek np. utraty pracy i w rezultacie nie jest w stanie wywiązywać się ze swoich zobowiązań. Bardzo często klienci sami zgłaszają się do banku i informują o swoich kłopotach.

"Banki generalnie starają się dojść do porozumienia z mającym problemy klientem"

"Banki generalnie starają się dojść do porozumienia z mającym problemy klientem. Odraczają płatności rat, określają nowy terminarz uregulowania zobowiązań itp." - powiedział Jerzy Bańka.

"Dopiero wtedy, gdy nie dojdzie do ugody, bank wypowiada umowę kredytową i wystawia tytuł egzekucyjny" - powiedział.

Dodał, że tytuł egzekucyjny bank musi skierować do sądu. Sąd nadaje tytułowi egzekucyjnemu klauzulę wykonalności, co pozwala rozpocząć czynności egzekucyjne.

Komornik zajmuje nieruchomość, dokonuje jej wyceny i wystawia na licytację. Uzyskane ze sprzedaży mieszkania lub domu pieniądze otrzymuje bank, jako wierzyciel. Ewentualną nadwyżkę, która pozostaje po sprzedaży i uregulowaniu wszystkich zobowiązań związanych z egzekucją, otrzymuje dłużnik.

"Od wezwania klienta banku do uregulowania zaległych kredytów do sprzedaży nieruchomości może minąć nawet dwa lata" - powiedział Bańka.