Jeśli ziści się najczarniejszy scenariusz, który jest coraz bardziej prawdopodobny, kilkanaście tysięcy osób straci na inwestycjach w GetBack łącznie trzy razy więcej niż ci, którzy włożyli pieniądze w Amber Gold.
Kolos na glinianych nogach / Dziennik Gazeta Prawna
Historia sukcesu i porażki giganta
Pięć lat. Tyle czasu potrzebował Konrad Kąkolewski wraz ze swymi ludźmi, by startując z 5 mln zł, stworzyć drugą największą firmę windykacyjną w Polsce.
Dwa miesiące. Tyle czasu wystarczyło, by GetBack ze „spółki, z której Polska może być dumna”, „perły w koronie polskiej windykacji” oraz „dobrze skrojonego biznesu” stał się synonimem jednej z największych afer gospodarczych III RP.
Jak do tego doszło? Jaki błąd popełnił GetBack? Czy oprócz windykacyjnego giganta, który okazał się wydmuszką, winne są również banki, które sprzedawały jego obligacje? I czy inwestorzy mają szanse na odzyskanie pieniędzy? Powstają wreszcie dalsze pytania: czy Komisja Nadzoru Finansowego właściwie odegrała swoją rolę? czy inwestorzy mogą skarżyć Skarb Państwa?
Bohater do naśladowania
„Sektor windykacyjny nie jest najbardziej lubianą branżą w Polsce. Nikt nie przepada za oddawaniem długów, a już na pewno nie lubi firm, które pomagają w tym, by odbywało się to efektywniej, jeszcze na tym zarabiając. Oczywiście, łatwiej cieszyć się z sukcesów producentów gier wideo czy mebli, ale bez względu na to, jaki prywatnie mamy stosunek do firm windykacyjnych, z ich sukcesów możemy być dumni. Model biznesowy wypracowany przez Kruka i Ultimo, a potem powtórzony przez konkurentów, okazał się innowacyjny na skalę europejską. Świadczy o tym nie tylko podbicie rynku rumuńskiego, ale aktualna ekspansja w Niemczech, Hiszpanii i we Włoszech. GetBack przeniósł dodatkowo ten model na wyższy poziom i nieźle zarabia: w zeszłym roku miał 200 mln zł zysku”. To fragment artykułu o Konradzie Kąkolewskim, byłym już prezesie GetBack, z miesięcznika „Forbes”. Data publikacji: 30 sierpnia 2017 r. To tzw. success story, które branżowe media uwielbiają. Dziennikarze pokazują historie tych, którzy osiągnęli sukces, a czytelnicy – w dużej mierze drobni przedsiębiorcy dopiero rozwijający biznes – czytają, by korzystać ze szlaków przetartych przez mistrzów.
Dziennik Gazeta Prawna
Kąkolewski i GetBack byli w jeszcze sierpniu w „Forbesie” przedstawiani jako wizjonerzy. Już sam tytuł artykułu sugerował, że mamy do czynienia z najlepszymi: „Konrad Kąkolewski – człowiek, który w pięć lat zbudował firmę wartą 2 miliardy”. Tekst z „Forbesa” nikogo wtedy nie szokował. W wakacje 2017 r., aż do początku 2018 r., o biznesie windykacyjnym prowadzonym pod szyldem GetBack mówiono w samych superlatywach. Za firmą przemawiały i liczby, i ekspertyzy analityków giełdowych. Tej magii ulegli niemal wszyscy. Jedynie pojedyncze osoby, głównie na internetowych forach dyskusyjnych, dociekały, czy powstający na naszych oczach kolos nie stoi przypadkiem na glinianych nogach. Powątpiewający byli szybko zakrzykiwani.
Papierowy tygrys
Dane publikowane przez GetBack wskazują, że spółka do początku 2018 r. radziła sobie całkiem dobrze. Kłopoty pojawiły się w marcu. Wówczas rynek się dowiedział, że firma potrzebuje ok. miliarda złotych kapitału. Zakomunikowano, że sposobem na jego zdobycie będzie emisja akcji. Ta zapowiedź spowodowała paniczną reakcję akcjonariuszy, którzy zaczęli wyprzedawać posiadane walory. Obawiali się nadmiernego rozwodnienia kapitału, a co za tym idzie, utraty wpływu na podejmowane decyzje. Wielu inwestorów zaczęło się zastanawiać, dlaczego mający dobre wyniki podmiot potrzebuje aż miliarda złotych finansowania i poszukuje go w sposób sugerujący, że potrzeba jest nagła.
W kilkanaście tygodni wycena spółki zmniejszyła się trzykrotnie. Ale najgorsze dopiero nadchodziło.
16 kwietnia o 7.17 GetBack opublikował raport bieżący nr 39/2 pod tytułem „Informacja dotyczącą istotnego finansowania”. Napisano w nim: „Zarząd GetBack S.A. informuje – po uzgodnieniu niniejszej informacji ze wszystkimi zaangażowanymi stronami – o pozytywnym zaangażowaniu w rozmowy z Bankiem PKO BP S.A. („Bank”) oraz Polskim Funduszem Rozwoju S.A. („PFR”) na temat udzielania GetBack lub podmiotom z Grupy Kapitałowej GetBack finansowania o charakterze mieszanym kredytowo-inwestycyjnym. Łączna kwota finansowania udzielonego przez Bank i PFR wyniesie do 250 mln zł. Strony prowadzą negocjacje mające na celu ustalenie pozostałych warunków finansowania. Strony przewidują zakończenie negocjacji oraz podpisanie stosownych umów dotyczących finansowania w jak najszybszym terminie”.
W skrócie: spółka poinformowała, że trafi do niej ok. 250 mln zł. Pod informacją podpisali się prezes Konrad Kąkolewski oraz wiceprezes Anna Paczuska (oboje już nie sprawują funkcji). Jeszcze przed rozpoczęciem sesji padły jednak dwa ciosy. – PKO BP dementuje, że prowadzi rozmowy z GetBackiem – stwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową Szymon Pinderak, kierownik zespołu prasowego i analiz PKO BP.
„Polski Fundusz Rozwoju nie prowadził i nie prowadzi żadnych negocjacji ze spółką GetBack SA, w żadnym zakresie, a w szczególności dotyczących finansowania. PFR SA otrzymał drogą korespondencyjną od prawnika spółki GetBack SA pewne informacje o spółce. PFR SA poinformował Prezesa Zarządu GetBack SA, że nie jest zainteresowany analizą potencjalnej transakcji z udziałem GetBack SA” – wskazano w oświadczeniu PFR. I dodano, że fundusz zawiadomi KNF o potencjalnym ryzyku manipulacji kursem akcji GetBacku przez zarząd tej firmy.