Zamiast państw Europy Środkowej pieniądze mają dostać Grecja, Włochy i Hiszpania. – Polityka spójności nie może być ofiarą kłopotów Południa – mówi Konrad Szymański.
Na nieco ponad tydzień przed zaprezentowaniem projektu unijnego budżetu z Brukseli płyną niepokojące dla Polski sygnały. Do wcześniejszych zapowiedzi dotyczących powiązania unijnych funduszy z praworządnością i przyjmowaniem migrantów dochodzi teraz plan wsparcia krajów, które najbardziej ucierpiały podczas kryzysu finansowego. Ma on być realizowany kosztem Europy Środkowej. Pisał o tym wczoraj „Financial Times”. Brytyjski dziennik podał, że strumień środków z polityki spójności ma zostać przekierowany po 2020 r. z Polski, Węgier, Czech czy krajów bałtyckich – dotychczas największych beneficjentów netto – do Hiszpanii, Grecji, Włoch, a nawet niektórych regionów Francji. Oznaczałoby to rewolucję w polityce spójności.
Według wiceministra spraw zagranicznych Konrada Szymańskiego Polska jest coraz bogatsza, więc rola budżetu UE będzie dla naszego kraju malała. – Nie zgodzimy się na działania dyskryminacyjne i próby zrewolucjonizowania unijnego budżetu. Polityka spójności dobrze służy całej Europie i nie może być ofiarą politycznych kłopotów Południa i wewnętrznych sprzeczności strefy euro – powiedział DGP wiceszef MSZ.
Do tej pory pieniądze z polityki spójności były kierowane do najbiedniejszych regionów, ich podziału dokonywano na podstawie wielkości PKB per capita. Teraz wprowadzone mają być nowe wskaźniki, chociaż – jak zapowiedziała niedawno unijna komisarz do spraw polityki regionalnej Corina Creţu – PKB nadal będzie najważniejszym z nich. Według niej dodanie nowych kryteriów ma doprowadzić do lepszego reagowania na inne problemy występujące w niektórych bogatszych regionach. Creţu niepokoją niskie nakłady na inwestycje publiczne w krajach i regionach najbardziej dotkniętych kryzysem finansowym z 2008 r. Teraz wielkość środków ma być determinowana także np. poziomem bezrobocia wśród młodych ludzi, napływem migrantów, innowacyjnością, edukacją czy stanem środowiska.
Polityka spójności wraz ze wspólną polityką rolną to dwie najważniejsze dla Polski unijne stategie. W ramach obecnej perspektywy do 2020 r. na spójność mamy zagwarantowane w budżecie prawie 78 mld euro. To ponad jedna piąta całego funduszu spójnościowego – na tę politykę w obecnej perspektywie przeznaczono łącznie 350 mld euro. Według wyliczeń Brukseli na zachowanie wsparcia dla regionów na podobnym poziomie w przyszłej perspektywie potrzeba 370 mld euro.
Sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje, gdy dodamy do tej układanki brexit. Wyjście w marcu przyszłego roku Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej pozbawi wspólnotową kasę od 10 do 12 mld euro rocznie. Natomiast trzeba znaleźć dodatkowe pieniądze na nowe zadania UE związane z bezpieczeństwem i migracjami.
Już wcześniej zapowiadano, że polityka spójności w tradycyjnym wydaniu może paść ofiarą skurczonego budżetu i nowych wyzwań. Proste cięcia oznaczałyby jednak, że najwięcej straciłyby regiony najbogatsze położone w krajach „starej” Europy, przy zachowaniu praktycznie niezmienionego poziomu finansowania dla krajów ze wschodniej części kontynentu, które więcej z unijnego budżetu dostają, niż do niego wpłacają. Trudno byłoby o zgodę na takie rozwiązanie. Stąd pomysł na wprowadzenie innych – poza wskaźnikiem PKB – kryteriów w polityce spójności, przez co zmieni ona swój charakter i cele. Planowane bonusy za przyjmowanie migrantów to instrument skrojony pod państwa, do których napłynęło najwięcej migrantów. W ten sposób Komisja Europejska próbuje odpowiedzieć na rosnące niezadowolenie społeczne, któremu dali wyraz w wyborach parlamentarnych Włosi, popierając partie eurosceptyczne najgłośniej podnoszące problem presji migracyjnej. To drugie podejście KE w tej sprawie. Poprzednie – relokowanie uchodźców do innych krajów unijnych – zakończyło się fiaskiem. W ramach programu relokacyjnego z Grecji i Włoch udało się przesiedlić niecałe 30 tys. osób, planowano – 160 tys. Przyjmowania uchodźców odmówiły Polska i Węgry, a Czechy przestały relokację realizować.
Już dzisiaj wiadomo, że w projekcie budżetu ma zostać także zapisana warunkowość dotycząca przestrzegania unijnych wartości. To również wynik presji ze strony niektórych krajów członkowskich – płatników netto, którzy chcą większej kontroli nad wydawaniem unijnej kasy.
– Wartości traktatów UE są naszymi wartościami. Stoimy na stanowisku, że każde euro powinno być wydawane transparentnie i rzetelnie – mówi DGP Szymański. Dodaje jednak, że stanowisko polskiego rządu będzie zależne od brzmienia tych zapisów. – Nie zgodzimy się na uznaniowe mechanizmy, które z zarządzania funduszami będą robiły instrument presji na polityczne zamówienie – podkreślił wiceminister odpowiedzialny za sprawy europejskie. Szymański zastrzega, że warunkowości nie należy łączyć z prowadzonym obecnie dialogiem z KE w sprawie zmian w sądownictwie, ale – jak przyznał – „porozumienie z Brukselą może pomóc w wielu sprawach, w sprawach budżetowych także”.
Wiceminister podkreślił, że Polska ma pragmatyczne stanowisko w sprawie nowego budżetu i uznaje potrzebę jego reform. Warszawa jest m.in. za zwiększeniem składek krajów członkowskich oraz za zniesieniem rabatów, z których – w ślad za Londynem – korzystały także Dania, Holandia, Szwecja i Austria. – Te negocjacje będą nerwowe, ale na końcu musimy znaleźć pełne porozumienie wszystkich państw członkowskich – powiedział Szymański.
Szczegóły budżetu po 2020 r. poznamy 2 maja, gdy Komisja Europejska zaprezentuje projekt. Wtedy oficjalnie ruszą negocjacje budżetowe. Bruksela chciałaby je zakończyć, zanim ruszy kampania do Parlamentu Europejskiego (eurowybory odbędą się w dniach od 23 do 26 maja 2019 r.). Będzie to jednak trudne.