Wraz ze spadkiem finansowania płynącego ze spółek matek zmniejszają się transfery z naszych instytucji finansowych za granicę
Rozpowszechniona jest opinia, że krajowe banki mające zagranicznych właścicieli są dla nich źródłem dużych dochodów. I w niektórych przypadkach zarobki polskich filii stanowią dużą część zysków wypracowywanych na poziomie całej grupy. Tak było w minionym roku w Commerzbanku – zysk należącego do niego mBanku był wyższy niż niemieckiego właściciela. Wynik Banku Millennium niewiele odbiegał zaś od osiągnięcia portugalskiego właściciela – Millennium BCP. Ale kwoty transferowane do zagranicznych właścicieli są jednak stosunkowo nieduże.
Zyski osiągane przez polskie spółki nie trafiają bezpośrednio do inwestorów z zagranicy. Są uwzględniane w ich wynikach netto, ale tylko w części odzwierciedlającej udział właściciela w akcjonariacie. Commerzbank ma niespełna 70 proc. walorów mBanku. Portugalska grupa Millennium BCP ma z kolei 50,1 proc. akcji Banku Millennium. Po 75 proc. akcji w swoich polskich filiach mają Citigroup (Bank Handlowy) i grupa ING (ING Bank Śląski).
Porównanie wyników netto polskich banków i ich zagranicznych właścicieli często wypada bardzo korzystnie dla naszych instytucji finansowych. Ale już biorąc pod uwagę przychody – gorzej. Udział polskich filii jest na ogół wyraźnie mniejszy – nawet gdy bardzo dużo znaczą one dla swoich właścicieli. Jest to 30 proc. w przypadku Millennium czy 15 proc. – mBanku.
Byłby mniejszy, gdyby nie to, że na Zachodzie stopy procentowe są na poziomie zbliżonym do zera. To znacząco ogranicza dochody, a ponieważ u nas poziom oprocentowania jest wyższy – choć także rekordowo niski – znaczenie polskich banków w międzynarodowych grupach rośnie. Zerowe stopy wymuszają też na zagranicznych bankach restrukturyzację, która często wiąże się z wydatkami – dodatkowo pogarszającymi wyniki na poziomie grupy. Zdarza się, że na rezultaty wpływają zdarzenia jednorazowe. Amerykańska Citigroup zanotowała w ub.r. księgową stratę związaną z wejściem w życie przepisów podatkowych przeforsowanych przez prezydenta Trumpa.
Zyski wypracowane przez banki działające w kraju, a mające niepolskich właścicieli, trafiają za granicę dopiero wtedy, gdy uchwalona jest dywidenda. W przypadku mBanku może ona w tym roku stanowić jedną piątą ubiegłorocznego wyniku. Walne zgromadzenie akcjonariuszy odbędzie się w najbliższy czwartek, ale wiadomo, że Komisja Nadzoru Finansowego zaleciła przeznaczenie na fundusze własne 80 proc. zysku. Z 1,1 mld zł wypracowanego zysku niemiecki właściciel może zatem uzyskać ok. 150 mln zł. Poprzednio polski bank wypłacał dywidendę w latach 2013–2014 – wtedy była na tyle wysoka, że Commerzbank uzyskał prawie 800 mln zł. Ale wcześniej od 2001 r. nie miał realnego udziału w zyskach.
Ze względu na stawiane przez nadzór ograniczenia, które są bardziej dotkliwe dla instytucji z dużym udziałem kredytów walutowych, dywidendy nie wypłaci Bank Millennium. Ostatni raz dzielił się zyskiem z udziałowcami w 2014 r. Z wyniku za 2013 r. wypłacił niespełna 267 mln zł.
Udział w ubiegłorocznym zysku ING Banku Śląskiego będzie mieć ING Group. Dywidenda została już uchwalona. Holenderska ING Group zarobi przeszło 300 mln zł. Rok wcześniej wpłaty z zysku nie było, a w latach 2014–2016 do podziału między wszystkich akcjonariuszy było po ponad 500 mln zł rocznie.
Spośród banków z przeważającym udziałem kapitału zagranicznego największą regularnością w wypłacie dywidendy cechuje się Bank Handlowy. Od debiutu giełdowego w 1997 r. nie wypłacił jej tylko raz – w 2009 r. Pozostawienie kapitału w kraju nakazał wówczas nadzór. Amerykańska Citigroup jest inwestorem w Handlowym od 2001 r. W ostatnich latach Handlowy przekazuje akcjonariuszom niemal całość wypracowywanego zysku. Podobnie będzie w tym roku – wniosek zarządu w tej sprawie został już pozytywnie zaopiniowany przez radę nadzorczą.
Jest też możliwość bezpośrednich transferów na linii polski bank – zagraniczny właściciel. Ale i tu trudno mówić o nadużywaniu pozycji przez międzynarodowe grupy finansowe. W żadnej z największych instytucji na naszym rynku saldo kosztów i przychodów w rozliczeniach z zagranicznym inwestorem nie przekroczyło w ub.r. 200 mln zł. W porównaniu z poprzednimi latami największy wzrost nastąpił w Banku Zachodnim WBK, który netto zapłacił spółkom swojego właściciela – hiszpańskiej grupy Santander 143 mln zł. Największy spadek miał miejsce w mBanku. W 2011 r. zapłacił on właścicielowi netto ponad 400 mln zł. W roku ubiegłym – niecałe 20 mln zł. To efekt ograniczenia finansowania pozyskiwanego bezpośrednio od właściciela. W przeszłości linie z Commerzbanku finansowały dużą część kredytów walutowych mBanku. Teraz udział właściciela jest już niewielki.
Najczęściej o tym, jak dużo polski bank płaci swojemu właścicielowi w ramach rozliczeń córka – matka, decyduje właśnie poziom wzajemnych zobowiązań. A ten może podlegać znaczącym wahaniom, zwłaszcza gdy nie opiera się na długoterminowych umowach. Na ogólną kwotę wpływają także transakcje w celu zabezpieczenia ryzyka. Ale mogą też być inne opłaty – np. związane z korzystaniem z logo właściciela. Żaden z dużych banków nie wskazuje wprost, jakie kwoty wchodzą w grę, jednak mieszczą się one w ogólnym limicie rozliczeń. Inne koszty ponoszone przez krajowe banki są związane z doradztwem czy korzystaniem z systemów informatycznych dostarczanych przez właścicieli z zagranicy. ⒸⓅ
Krajowe banki płacą „centrali” za doradztwo czy systemy IT