Cykl wyborczy pomoże. Efekty statystyczne będą przeszkadzać. Cały rok powinien zamknąć się wzrostem PKB zbliżonym do wyniku z ubiegłego roku.
Na koniec roku bezrobocie nie będzie przekraczać 6 proc. / Dziennik Gazeta Prawna
Nasza gospodarka urośnie w tym roku o 4,5 proc. Taka jest mediana prognoz w ankiecie DGP przeprowadzonej wśród ekonomistów 13 krajowych instytucji. Obecne oczekiwania analityków są bardziej optymistyczne niż w naszej poprzedniej sondzie sprzed trzech miesięcy.
Główny powód: popyt konsumpcyjny. W grudniu ekonomiści spodziewali się, że wzrost konsumpcji nie będzie przekraczał 4 proc. Teraz mediana prognoz wynosi 4,3 proc. Niektórzy – jak Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, spodziewają się wyraźnie wyższego wyniku. – Boom na rynku pracy utrzyma wzrost konsumpcji w pobliżu 5 proc. – mówi Bujak.
Nieco wyższe są również oczekiwania dotyczące inwestycji. W grudniu ekonomiści spodziewali się, że w tym roku urosną one o 7,4 proc. Aktualna mediana prognoz to 8 proc. – Mamy do czynienia ze znaczącym przyspieszeniem inwestycji publicznych, wynikającym zarówno z harmonogramu wykorzystania środków unijnych, jak i kalendarza wyborczego. Wraz ze stopniowym ożywieniem aktywności w sektorze prywatnym zaowocuje to niemal 10-proc. wzrostem nakładów na środki trwałe – przewiduje Piotr Bujak.
Stymulacja na wszystkich frontach
Podobne powody do optymizmu widzą analitycy mBanku. „Gospodarka urośnie o 4,6 proc. Polska wchodzi w cykl wyborczy – w tym roku mamy wybory lokalne, w przyszłym parlamentarne, a w 2020 r. prezydenckie – z bardzo mocnym rynkiem pracy, korzystnym otoczeniem zewnętrznym i stymulacją na wszystkich frontach” – napisali w ubiegłotygodniowym komentarzu dla klientów.
Co mają na myśli, pisząc o stymulacji? Wzrost wydatków budżetowych, bo okres wyborczy sprzyja obietnicom ze strony polityków, ale także łagodną politykę pieniężną. Po marcowym posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej Adam Glapiński, jej przewodniczący i prezes Narodowego Banku Polskiego, zapowiadał, że nie widzi potrzeby podnoszenia stóp ani w tym, ani w przyszłym roku, a jeśli scenariusz rozwoju sytuacji w gospodarce przewidywany przez analityków banku centralnego będzie się sprawdzał, to podwyżek może nie być nawet w 2020 r.
Ekonomiści wzięli te zapewnienia za dobrą monetę. Z grudniowej sondy DGP wynikało, że na 13 instytucji tylko dwie nie spodziewały się w tym roku wzrostu stóp banku centralnego, a cztery obstawiały nawet dwie podwyżki, które skutkowałyby podniesieniem głównej stopy do 2 proc. Teraz jednej podwyżki oczekuje już tylko jeden analityk – Jarosław Janecki z Societe Generale. Główny powód: niepewność co do inflacji. – Najważniejszym czynnikiem jest utrzymywanie się presji kosztowej wynikającej z sytuacji na rynku pracy, co będzie wpływało m.in. na wzrost cen usług. Do tego dochodzą wysokie oczekiwania inflacyjne przedsiębiorców, które mogą przekładać się na większą ich skłonność do podwyżek cen – wyjaśnia ekspert SocGen. Jego zdaniem nie bez znaczenia jest również kwestia wzrostu cen paliw na światowych rynkach, prawie o 40 proc. w porównaniu z połową ubiegłego roku. Do tej pory mocniejszy złoty amortyzował negatywne tendencje na międzynarodowych giełdach, ale ryzyko kontynuacji wzrostów cen, przy względnej stabilizacji kursu złotego, może przyczynić się do dodatkowego skoku inflacji.
Janecki ocenia, że jeśli ceny będą rosnąć szybciej, niż zakłada bank centralny, podwyżki stóp nie można wykluczyć. Ale nawet gdyby do niej nie doszło, to rynkowe stopy procentowe i tak mogą pójść w górę. Wśród uczestników naszej ankiety są tacy, którzy spodziewają się, że w końcu tego roku rentowność 10-letnich obligacji skarbowych, która dziś wynosi ok. 3,2 proc., dojdzie do 3,8–4 proc. Dominuje jednak pogląd, że długoterminowe stopy dojdą do 3,5–3,6 proc.
Większość analityków nie spodziewa się jednak kłopotów z inflacją. Wprawdzie do końca roku nie będzie już tak niska jak w lutym, gdy wyniosła 1,4 proc., ale najwyższy oczekiwany poziom – w sierpniu – to 2,3 proc.
Właśnie przeżywamy szczyt koniunktury
W minionym roku hamulcem dla inflacji był szybko zyskujący na wartości złoty. Wprawdzie początek roku był dla naszej waluty bardzo dobry – szczególnie jeśli chodzi o relację do dolara, ale ekonomiści nie widzą powodów, by tendencja do szybkiej aprecjacji miała się utrzymywać w kolejnych kwartałach.
Fakt, że cały rok gospodarka ma zamknąć wynikiem zbliżonym do najwyższego niemal od początku dekady wzrostu z 2017 r., nie oznacza, że wszystkie kwartały będą równie udane. Szczyt koniunktury przeżywamy właśnie w tej chwili. Zdaniem ekonomistów pierwsza połowa roku pod względem statystyk makro będzie wyraźnie lepsza od drugiej. Zdaniem części uczestników naszej sondy pod koniec roku dynamika PKB może być już niższa od 4 proc. Tak zadziała efekt bazy. W IV kw. ub.r. wzrost przekraczał 5 proc. Rok wcześniej – 2,7 proc. Równie znaczące poprawienie wyniku z końca ub.r. będzie trudniejsze niż tego z końcówki 2016 r.
Widać to np. w prognozach inwestycji. Po tym, jak w IV kw. zeszłego roku zanotowany został wzrost przekraczający 11 proc., w ostatnich trzech miesiącach 2018 r. analitycy nie oczekują – średnio rzecz biorąc – wyniku lepszego niż 7 proc., choć są oczywiście i tacy, którzy uważają, że da się osiągnąć 12 proc. w skali roku.
Statystycznie spowolni także konsumpcja. Mimo to oczekiwania odnośnie do jej dynamiki są teraz wyższe niż trzy miesiące temu. To m.in. efekt lepszych od oczekiwań danych z rynku pracy w ostatnich miesiącach i większego optymizmu co do stopy bezrobocia do końca roku. Obecnie ekonomiści są zdania, że jesienią może ona spaść do 5,5 proc. (w grudniu nastąpi sezonowy wzrost do 5,7 proc.).
W ankiecie DGP wzięli udział ekonomiści następujących instytucji: Bank Handlowy, Bank Millennium, Bank Ochrony Środowiska, Bank Pekao, Bank Pocztowy, Bank Zachodni WBK, Credit Agricole Bank Polska, Krajowa Izba Gospodarcza, mBank, PKO BP, Plus Bank, Polityka Insight, Societe Generale.