Ciąg dalszy afery funduszy W Investments. Ich klienci wiedzą, że stracili, ale nie są w stanie dowiedzieć się, na czym.
– Zainwestowałem, żeby mieć spokój na stare lata. Na szczęście nie wszystkie oszczędności – mówił przed czwartkowym walnym zgromadzaniem inwestorów funduszu Vivante jeden z posiadaczy certyfikatów. – Do wpłaty bardzo namawiali mnie doradcy z Aliora. Obiecywana stopa zwrotu nie była wysoka, ale za to gwarantowana. Do tego zniżki w luksusowym domu spokojnej starości. Przecież nie warto być obciążeniem dla rodziny na starość, prawda? – pytał retorycznie inwestor.
Vivante to obok Inwestycji Selektywnych, Inwestycji Rolnych i Lasów Polskich jeden z funduszy stworzonych w ramach Domu Maklerskiego W Investment, kontrolowanego przez poznańskiego biznesmena Piotra Wiśniewskiego. W latach 2012–2016 inwestorzy wpłacili do nich niemal 600 mln zł. Ich głównym dystrybutorem był Alior Bank, ale znajdowały się także w ofercie Banku Ochrony Środowiska. Od ponad roku inwestorzy próbują wypłacić z funduszy pieniądze. Jednak bezskutecznie, bo te utraciły płynność. Klienci nie wiedzą, kiedy mogą liczyć na wypłaty ani jaką część środków odzyskają.
– Zlikwidowałam lokatę, bo ta inwestycja miała być równie bezpieczna. Dzisiaj chcę się przede wszystkim dowiedzieć, w co zainwestowane zostały moje pieniądze – mówiła jedna z poszkodowanych. Taką opinię można było na warszawskim Stadionie Narodowym usłyszeć często. I w czwartek, kiedy odbyło się zgromadzenie inwestorów funduszu Vivante, i w piątek, kiedy spotkali się posiadacze certyfikatów funduszu Inwestycje Selektywne. Zgromadzenia inwestorów dwóch pozostałych funduszy odbędą się w dziś i jutro.
Vivante miał wybudować w Otwocku luksusowy dom spokojnej starości. Osoby, które kupiły certyfikaty, mogły liczyć nie tylko na zyski z zarządzania placówką (z czasem obiektów miało być więcej), kuszeni byli także możliwością zamieszkania w nim na preferencyjnych warunkach. Przekraczający 60 lat średni wiek inwestorów obecnych na czwartkowym zgromadzeniu wskazuje, że był to ważny argument. Dom nie powstał, a zamiast tego fundusz miał inwestować m.in. w „projekty związane z usługami użyteczności publicznej”. Co kupił w rzeczywistości? Tego oficjalnie nie wiadomo. Na podstawie informacji zebranych z pomocą prawników inwestorzy podejrzewają, że był częścią mechanizmu, który firmom zarządzającym – najpierw DM W Investment, a następnie Medrian Fund Investment – umożliwiał kupowanie aktywów powiązanych z zarządzającymi.
W transakcjach, które dziś bada prokuratura regionalna w Łodzi, uczestniczyły także trzy pozostałe fundusze. Każdy miał piętrową budowę – we właściwe aktywa inwestował za pośrednictwem spółek zależnych. Strukturę dopełniały liczne powiązania między spółkami, polegające na przykład na wzajemnym kupowaniu obligacji.
Wycena certyfikatów Vivante spadła w zeszłym roku (ostatnia wycena pochodzi z października) o 20 proc. Na walnym zgromadzeniu inwestorzy chcieli się dowiedzieć, co znajduje się w aktywach.
– Czy pan dyrektor Igantowicz mógłby coś na ten temat powiedzieć? – pytał przewodniczący zgromadzenia. – Nie – odpowiadał dyrektor departamentu instytucji finansowych i usług powierniczych w Raiffeisen Polbanku. W ciągu trwającego ponad sześć godzin walnego funduszu Vivante taką wymianę zdań inwestorzy usłyszeli kilkadziesiąt razy, kiedy pod obrady trafiały kolejne punkty, w których inwestorzy domagali się informacji o inwestycjach.
– Nie mogliśmy podać takich informacji, bo jesteśmy związani tajemnicą zawodową. Za jej złamanie grozi odpowiedzialność karna – wyjaśnia w rozmowie z DGP Radosław Ignatowicz.
– Tajemnica nie stanowi przeszkody, żeby przekazać informacje, stanowi jedynie wygodną wymówkę. Istnieją powszechnie stosowane rozwiązania, wprost przewidziane przez prawo, które tę przeszkodę pozwalają ominąć – ocenia Grzegorz Boguski z kancelarii Matczuk Wieczorek i Wspólnicy reprezentującej na zgromadzeniu inwestorów posiadających ponad połowę wszystkich certyfikatów funduszu. Zgromadzenia wszystkich czterech funduszy już w czerwcu przegłosowały zmiany statutów dające inwestorom szerokie uprawnienia w zakresie dostępu do informacji. Wystarczyło je wprowadzić. Raiffeisen mógł to zrobić od listopada – dodaje Boguski.
Raiffeisen, który jako depozytariusz funduszy stał się ich reprezentantem po tym, jak przed ponad trzema miesiącami Komisja Nadzoru Finansowego cofnęła Fincrea zezwolenie, miał szansę zrobić to w zeszłym tygodniu. Bank modyfikował statuty w związku ze swoją nową rolą.
– Funkcja reprezentanta ma ściśle określone czasowo ramy. Analizy prawne banku w tym zakresie, wsparte wytycznymi KNF, wskazują, że w tym czasie możemy modyfikować statuty tylko w takim zakresie, w jakim jest to konieczne do wykonywania naszych obowiązków reprezentanta. Przeprowadzenie istotnych dla działania funduszy zmian będzie mogło przeprowadzić towarzystwo, które ewentualnie przejmie zarządzanie funduszem – wyjaśnia Ignatowicz.
Raiffeisen musi ją znaleźć do 22 lutego. Jeśli tego nie zrobi, to z mocy prawa fundusze zostaną postawione w stan likwidacji. Wtedy przestanie funkcjonować zgromadzenie, nie powstanie też rada inwestorów.
– Gdy fundusze zostały teraz postawione w stan likwidacji, to inwestorzy prawdopodobnie nigdy nie dowiedzą się, w co zostały ulokowane ich pieniądze. A przecież zmiany w statucie można było przeprowadzić nawet w trakcie zgromadzenia, na sali był notariusz. Do tego trzeba było tylko dobrej woli – ocenia Grzegorz Boguski.
Na zgromadzeniu Vivante inwestorzy jeszcze raz przegłosowali zmiany w statucie funduszy dające zgromadzeniu uprawnienia rady inwestorów. W piątek zgromadzenie funduszu Inwestycje Selektywne wyszło naprzeciw obawom o naruszenie tajemnicy – po kilku godzinach bezowocnych obrad wezwało Raiffeisen do zmian statutu i ogłosiło przerwę do 20 stycznia 2018 r. – Jeżeli bank ma problemy z prawem, a nie z prawdą o stanie funduszy, wprowadzi postulowane zmiany – dodaje Boguski.
Inwestorzy chcą poznać skład aktywów, bo na tej podstawie chcieliby podjąć decyzję o ewentualnej likwidacji funduszy. Przynajmniej część inwestorów zapowiada, że będą domagać się odszkodowań na drodze cywilnej. Ale żeby mogli to zrobić, muszą dokładnie wycenić swoje straty. Bez informacji, co kupiły fundusze, nie są w stanie tego zrobić.
Lista podmiotów, które mogą pozwać, jest szeroka. Obejmuje dystrybutorów funduszy, firmy zarządzające, Fincrea TFI, a także Raiffeisena.