Jeszcze w tym roku mają zniknąć wszelkie ograniczenia sprzedaży internetowej na unijnym rynku ze względu na miejsce zamieszkania klienta.
Geoblokowanie w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
Już dziś na sesji plenarnej Parlament Europejski będzie debatował nad rozporządzeniem o zakazie nieuzasadnionego blokowania geograficznego i innych form dyskryminacji konsumentów. Ostateczne głosowanie w tej sprawie przewidziane jest na jutro. Nowe regulacje zaczną obowiązywać po dziewięciu miesiącach od publikacji w dzienniku urzędowym UE, czyli tuż przed świętami Bożego Narodzenia.
Kompromisowy projekt przepisów uzgodnionych przez unijne instytucje zasadniczo zabrania sprzedawcom online nierównego traktowania konsumentów w zależności od tego, gdzie mieszkają lub jakie mają obywatelstwo. Obecnie takie praktyki to kwestia jednostronnych decyzji e-handlowców, rzadziej zakaz transgranicznej dystrybucji towarów wynika z umowy zawartej z producentem. Zgodnie z zaproponowanym rozporządzeniem sklepy internetowe nie będą już mogły – na podstawie adresu IP, danych z GPS czy informacji wysyłanych przez przeglądarki – nikomu blokować wejścia na stronę swojej oferty.
Każdy może kupić
Zakazane będzie również automatyczne przekierowywanie klientów na specjalnie dla nich przygotowaną rodzimą wersję witryny. – Będzie to dopuszczalne tylko za wiedzą i zgodą konsumenta. Musi on mieć także możliwość powrotu na stronę, z której został przekierowany – podkreślała europosłanka Róża Thun, sprawozdawczyni projektu, na piątkowej konferencji prasowej. Sklepy online prowadzące działalność w wielu państwach europejskich bardzo często przygotowują nie tylko specyficzne dla danego rynku oferty, lecz także ceny (dotyczy to np. Amazona czy Zalando). Pod tym względem po wejściu w życie nowego rozporządzenia nic się nie zmieni. – Sprzedawca będzie mógł utrzymać różne oferty dla klientów z różnych krajów członkowskich, pod warunkiem że nie dyskryminuje ze względu na obywatelstwo lub miejsce zamieszkania konsumenta – podkreśla Róża Thun. Sklepy internetowe nie będą jednak mogły narzucać zróżnicowanych cen w ramach tej samej oferty w zależności od tego, w jakim kraju znajduje się kupujący. Innymi słowy, jeśli polski klient wybrał sobie towar na niemieckiej wersji platformy sprzedażowej, bo tam znalazł go taniej lub w interesującym go wariancie, to nie będzie na siłę zwracany na polską stronę.
Zakaz filtrowania konsumentów obejmie także dotychczasowe utrudnienia w dokonywaniu płatności. E-sprzedawcy nie będą już mogli wymagać od kupujących, aby do transakcji zakupowych wykorzystywali np. tylko karty kredytowe wydane przez jeden z banków kraju, w którym ma siedzibę. Zabronione stanie się również oferowanie zróżnicowanych warunków sprzedaży czy stosowanie formularzy elektronicznych, których klienci z części państw UE nie mogą wypełnić ze względu na technologiczne restrykcje.
Bez cyfrowych treści
Zasady te mają być stosowane przy nabywaniu zarówno dóbr konsumpcyjnych, jak i usług świadczonych lokalnie, np. przy zakupie biletów lotniczych, rezerwacji pobytu w hotelu czy wypożyczania samochodu. To samo dotyczy usług świadczonych drogą elektroniczną (np. hostingowych czy przechowywania w chmurze). Zakaz geoblokowania oraz innych form nierównego traktowania klientów na rynku wewnętrznym nie rozciąga się natomiast na gry, e-booki, oprogramowanie, pliki muzyczne i inne utwory objęte ochroną prawnoautorską i wynikającymi z zawartych umów licencyjnych ograniczeniami terytorialnymi. – Na skutek bardzo silnego lobbingu producentów i sprzedawców treści cyfrowych większość ministrów zasiadających w Radzie UE, w tym polski, nie wyraziła zgody na włączenie ich do zakresu rozporządzenia – przyznaje Róża Thun.
Co ważne, e-sklepy, które nie prowadzą aktywnej sprzedaży na danym rynku (czyli np. nie reklamują się tam, nie dostosowują oferty do lokalnej specyfiki), nie będą musiały organizować transgranicznej dostawy dla nowych zagranicznych klientów. To kupujący będą musieli znaleźć firmę kurierską, która dostarczy im towar do kraju, albo sami pofatygować się po niego do siedziby firmy za granicą. Analogicznie na mocy nowych unijnych regulacji w założeniu e-przedsiębiorcy działający głównie na miejscowym rynku nie będą zmuszeni do ponoszenia dodatkowych kosztów dostosowania się do prawa państwa zamieszkania klienta. Oznacza to, że w przypadku sprzedaży pasywnej znajdą zastosowanie przepisy dotyczące oznakowania towarów, ochrony konsumentów czy naliczania VAT obowiązujące w kraju, gdzie sklep ma siedzibę. Jeśli polski klient zechce zareklamować rzecz na gwarancji kupioną u małego zagranicznego sprzedawcy internetowego, to będzie musiał to zrobić zgodnie z lokalnymi warunkami przedsiębiorcy.
Kłopot dla gigantów
Wielu ekspertów uważa, że nowe unijne rozporządzenie w rzeczywistości pociągnie za sobą więcej zmian dla internetowych gigantów sprzedażowych obecnych w większości państw UE niż dla e-sklepów funkcjonujących w małej skali.
– Te duże portale dążą do ujednolicenia warunków sprzedaży, bo wówczas koszty ich działalności są najniższe. Tymczasem zgodnie z rozporządzeniem będzie obowiązywało je prawo miejsca zamieszkania konsumenta, co będzie oznaczało większe dostosowanie oferty do lokalizacji – zauważa dr Katarzyna Karasiewicz, partner w kancelarii Deloitte Legal.