Dach trzeba naprawiać, póki świeci słońce – twierdzi Komisja Europejska. I wobec braku konkretnych propozycji co do przyszłości wspólnej waluty zaprezentowała pakiet własnych rozwiązań.
To jest dobra okazja, żeby dokończyć konstrukcję strefy euro – mówił podczas wczorajszego briefingu prasowego odpowiedzialny za wspólną walutę wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Valdis Dombrovskis. Cel jest jeden: uczynić gospodarki odpornymi na różne wstrząsy, jak gwałtowne spadki koniunktury czy nawet kryzys zadłużeniowy.
Najważniejszą z propozycji jest utworzenie Europejskiego Funduszu Walutowego. Chociaż nazwa nawiązuje do Międzynarodowego Funduszu Walutowego, EFW nie miałby stanowić europejskiej konkurencji dla MFW, czyli instytucji skierowanej do szerokiego grona państw. Fundusz służyłby tylko państwom strefy euro, będąc ostatnią linią obrony przed przyszłymi kryzysami. Pożyczałby pieniądze krajom, którym z powodu ciężkiej sytuacji trudno byłoby pozyskać środki z innych źródeł.
W ten sposób fundusz zastąpiłby instytucję, która taką funkcję pełni obecnie, czyli Europejski Mechanizm Stabilności. ESM stworzono pod koniec kryzysu zadłużeniowego, czyli fali bankructw państw – członków strefy euro kilka lat temu. Działa on w ten sposób, że zdobywa kapitał na wolnym rynku po to, żeby potem pożyczyć go rządom w tarapatach (maksymalnie może udzielić pożyczek o łącznej wysokości 500 mld euro). Zabezpieczeniem dla emitowanych przez ESM obligacji jest wkład członków unii monetarnej (80 mld euro w gotówce plus 622 mld euro dalszych gwarancji). ESM może tym wkładem obracać, ale nie może z niego finansować pożyczek dla państw w tarapatach.
Dodatkowo Komisja chciałaby, aby EFW pełnił funkcję „pożyczkodawcy ostatniej szansy” dla Jednolitego Funduszu Restrukturyzacji i Uporządkowanej Likwidacji (SRF), który zapewnia kapitał bankom ze strefy euro w fatalnej kondycji lub finansuje proces upadłości (chociaż ESM też może dokapitalizować banki). Obecnie na SRF zrzucają się instytucje finansowe. KE uważa, że zapisanie w prawie, iż fundusz ma za sobą wsparcie EFW, przyczyni się do większej pewności na rynkach finansowych. Przez to pozytywnie wpłynie na stabilność sektora w strefie euro.
Chociaż przekształcenie ESM w EFW wydaje się być jedynie zmianą szyldu, Komisja argumentuje, że projekt ma sens. W obecnym kształcie mechanizm nie stanowi instytucji unijnej, chociaż w nazwie ma „europejski”, a wśród członków tylko kraje strefy euro. Został bowiem powołany na drodze zwykłego porozumienia międzyrządowego, a nie na mocy unijnego prawa. Powód: kraje strefy euro w samym środku kryzysu uznały, że nie mogą ryzykować dopisywania do traktatów unijnych zapisów o nowej instytucji, bowiem uruchomiłoby to długotrwały proces ich akceptacji. Teraz Komisja jest zdania, że znalazła sposób na to, aby uczynić ESM elementem unijnego porządku prawnego.
Przy okazji EFW dostałby się pod jurysdykcję Komisji – w ESM najwięcej do powiedzenia mają ministrowie finansów państw strefy euro. Na czele funduszu stanąłby europejski minister finansów – to nowe stanowisko, którego utworzenie zaproponowała wczoraj Bruksela.
Oprócz szefa Europejskiego Funduszu Walutowego „eurosuperminister” stanąłby również na czele eurogrupy zrzeszającej ministrów finansów państw strefy euro. Jak ważne jest to grono, niech świadczy fakt, że to właśnie ono podejmowało decyzje odnośnie do wysokości i sposobu wypłacania środków w ramach programów ratunkowych dla Grecji czy Portugalii. Dodatkowo minister pełniłby też funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Europejskiej.
Łącznie te dwie propozycje oznaczałyby zwiększenie nadzoru Komisji Europejskiej nad strefą euro. Na tym jednak nie koniec. Komisja chciałaby też doposażyć się w kij i marchewkę, które pomogłyby w funkcjonowaniu Eurolandu.
„Kijem” miałoby być włączenie do unijnego prawa traktatu o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Walutowej. Nakładałby on na państwa członkowskie wymogi dotyczące dyscypliny budżetowej. Podobnie jak w przypadku ESM, chociaż traktat obowiązuje wyłącznie państwa unijne, to nie stanowi elementu prawa UE, lecz umowę międzyrządową zawartą, aby ominąć problem zmieniania traktatów.
„Marchewką” byłyby zaś nowe instrumenty finansowe, które – z wykorzystaniem unijnego budżetu – służyłyby państwom w trudnej sytuacji i pozwalałyby walczyć z konkretnymi problemami, np. bezrobociem wśród młodych lub podtrzymaniem poziomu inwestycji w znajdującej się w tarapatach w gospodarce. – Wiadomo, co się robi w czasach kryzysu – tnie wydatki na inwestycje – mówił wczoraj Valdis Dombrovskis. Komisja chciałaby mieć narzędzia pozwalające ograniczyć negatywny wpływ takich działań.
Propozycje zwiększają uprawnienia Komisji, co nie musi spodobać się państwom członkowskim. Doskonale wyraził to Guntram Wolff, szef brukselskiego think tanku Bruegel, jeszcze przed wczorajszą konferencją. Ekonomista skrytykował pomysł powołania europejskiego superministra finansów jako pozycji niepotrzebnie naruszającej delikatną równowagę pomiędzy interesami całej Wspólnoty – na straży których stoi Komisja Europejska – z interesami poszczególnych państw członkowskich, których pilnują szefowie rządów skupieni w Radzie Europejskiej. – Lepszym krokiem byłaby reforma eurogrupy, która jasno określiłaby mandat przewodniczącego tego ciała oraz uczyniła ze stanowiska pracę na pełen etat – napisał.