- Takie rozwiązanie funkcjonuje chociażby w Stanach Zjednoczonych. Wiele amerykańskich biznesmenów dobrowolnie płaci karę tylko po to, by nie mieć kłopotów na rynku czy giełdzie. Naszym celem jest to, by firmy ponosiły realną odpowiedzialność za przyzwolenie na korupcję w swoich szeregach - mówi Maciej Wąsik w rozmowie z DGP.
Maciej Wąsik zastępca ministra koordynatora ds. służb specjalnych, odpowiedzialny za przygotowanie projektu ustawy o jawności życia publicznego / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z projektem ustawy o jawności życia publicznego przedsiębiorca, który nie zastosuje wewnętrznych procedur antykorupcyjnych lub te procedury będą pozorne bądź nieskuteczne, podlegać ma karze od 10 tys. zł do 10 mln. zł. Pojawia się jednak wątpliwość, co to znaczy „nieskuteczna” polityka antykorupcyjna?
Celem naszej ustawy nie jest masowe karanie przedsiębiorców. Kary mogą zostać nałożone jedynie w konkretnej sytuacji, gdy pracownik danego przedsiębiorstwa albo osoba działająca na jego rzecz w wyniku zawartej umowy ma postawione zarzuty korupcyjne. W takim przypadku szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego będzie mógł przeprowadzić kontrolę w tym przedsiębiorstwie. Jej celem jest stwierdzenie, czy w firmie zostały opracowane i wdrożone wewnętrzne przepisy antykorupcyjne, do których zobowiązywać będzie ustawa, oraz czy były one stosowane i jaka była ich skuteczność. Posłużę się przykładem tzw. infoafery.
Otóż, jak wynika z mojej wiedzy, dwóch dyrektorów z dużych koncernów informatycznych biorących w niej udział ma postawione zarzuty korupcyjne. W mojej opinii są oni jednak swoistymi ofiarami pewnej sytuacji, pomimo tego, że to właśnie ich przyłapano na wręczaniu łapówek. Ci dyrektorzy byli bowiem w pewien sposób zmuszeni do korupcyjnego działania przez model biznesowy, jaki przyjęły oba podmioty. Świadczy o tym np. fakt, że funkcjonował w nich specjalny fundusz, z którego pobierano pieniądze na łapówki. Nasza ustawa ma być jasnym sygnałem, że korupcja jest niedozwolonym środkiem prowadzenia biznesu i będziemy karać te podmioty, których działalność opiera się na łapownictwie. Wzorujemy się tu na rozwiązaniach innych krajów. Proszę zobaczyć, ile koncernów notowanych na giełdzie amerykańskiej musiało płacić karę za to, że dopuściło się praktyk korupcyjnych. Tymczasem w naszym kraju nie było do tej pory przepisów, które w sposób skuteczny zakazywałyby budowania przewagi rynkowej z wykorzystaniem tego typu działań.
Czy jeśli pojawi się człowiek, któremu prokurator nada status sygnalisty, to Centralne Biuro Antykorupcyjne automatycznie uzna, że polityka antykorupcyjna w firmie była nieskuteczna?
W żadnym wypadku. Musi być przeprowadzona rzetelna kontrola. Bo może się okazać, że polityka antykorupcyjna była prowadzona skutecznie, a zawiodła konkretna jednostka. Może się tak zdarzyć, jeśli w firmie istnieje np. polityka przyznawania wysokich premii za zdobycie kontraktu. Zdajemy sobie sprawę, że przedstawiciel handlowy może wyczuć interes i samowolnie podjąć działania o charakterze korupcyjnym, licząc że dostanie wysoką premię, jeśli z użyciem łapówki zdobędzie kontrakt. Czyli zapłaci pięć tysięcy złotych, żeby zdobyć dwadzieścia. W tej sytuacji nie ma mowy o winie przedsiębiorcy, o ile w instytucji wdrożono politykę antykorupcyjną, odbywały się szkolenia z zakresu przeciwdziałania korupcji i firma co rusz dawała znać pracownikom, że korupcji nie akceptuje. Więc ma mowy o odpowiedzialności przedsiębiorstwa. Ważne jest to, skąd realnie idą pieniądze na korupcję. Jeżeli z puli firmy, to najpewniej jej właściciel poniesie za to konsekwencje.
Czyli by uniknąć odpowiedzialności, firma będzie musiała wykazać, że np. miała zatrudnionego compliance officera, że dbała o aktualizację i łatanie polityki antykorupcyjnej?
Dokładnie tak. Pomocne będzie też wykazanie, że pracownik, któremu postawiono zarzuty korupcyjne, podpisał się pod dokumentami wprowadzającymi politykę antykorupcyjną. Albo w umowach z podmiotami zewnętrznymi pojawiał się zapis, że żadna część wynagrodzenia nigdy nie może być przeznaczona na udzielenie korzyści majątkowej.
W projektowanych przepisach pojawiła się nowa procedura nakładania sankcji: otóż wniosek o ukaranie sporządzi szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, który określi też wysokość kary. Jeśli przedsiębiorca w ciągu 30 dni od otrzymania informacji w tej sprawie nie zapłaci kary, to CBA poinformuje o niej Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Skąd pomysł na taką hybrydową procedurę?
Dziś UOKiK może karać przedsiębiorców chociażby za zmowę cenową. Wówczas firmie grozi do 10 proc. przychodów w poprzednim roku. I tak uczestnicy zmowy cementowej zostali ukarani grzywną w wysokości 400 mln zł. I tę decyzję wydał właśnie szef UOKiK. Zaproponowana przez nas hybrydowa procedura była wzorowana na obecnie działających przepisach. Uznaliśmy, że będzie najlepsza.
Jaki charakter będzie miała propozycja wysokości kary przedstawiana przez CBA?
Projekt ustawy zakłada, że po przeprowadzonej kontroli szef CBA może sporządzić wniosek o ukaranie przedsiębiorcy za brak praktyk antykorupcyjnych lub ich fikcyjność. Informacje o takim wniosku otrzymuje przedsiębiorca. Suma, o której będzie mówił ten dokument, będzie wynikała z kontroli prowadzonej u przedsiębiorcy oraz charakteru działań korupcyjnych, które były przyczynkiem do kontroli. Po upływie 30 dni, jeśli przedsiębiorca nie dokona stosownej wpłaty, sprawa trafi do rozpoznania przez UOKiK. Wydaje się, że ta procedura jest jasna i klarowna, zaś przedsiębiorcy będą świadomi, kiedy wniosek w ich sprawie trafi do UOKiK.
Przedsiębiorca ukarany za korupcję przez pięć lat od daty uprawomocnienia się orzeczenia w tej sprawie nie będzie mógł ubiegać się o uzyskanie zamówienia publicznego. Czy mówiąc o wymierzeniu kary mowa o wniosku CBA czy dopiero orzeczeniu UOKiK?
Chodzi oczywiście o karę nałożoną przez UOKiK. Jeżeli przedsiębiorca uzna, że rzeczywiście miał lukę w polityce antykorupcyjnej bądź dopuścił się naruszenia i zapłaci określoną karę wnioskowaną przez CBA – to nie zostanie wykluczony z przetargów. Takie rozwiązanie funkcjonuje chociażby w Stanach Zjednoczonych. Tam wiele firm dobrowolnie płaci karę po to, by nie mieć kłopotów na rynku czy giełdzie. Naszym celem jest to, by firmy ponosiły realną odpowiedzialność za przyzwolenie na korupcję w swoich szeregach.
Wykluczenie z przetargów na pięć lat w połączeniu z karą finansową może oznaczać w praktyce śmierć firmy, która żyje z realizacji zamówień publicznych. Czy potrzebne jest takie podwójne karanie?
Korupcja nie może wpisywać się w model prowadzenia biznesu w Polsce. Przedsiębiorcy muszą zdawać sobie sprawę, że ceny za nią nie zapłaci tylko jeden pracownik, który akurat został przyłapany na wręczaniu łapówki, lecz cała firma. Chcemy pokazać, że w Polsce nie opłaca się korumpować. Dlatego też nie będzie tolerancji dla firm, w których korupcja była dokonywana z premedytacją.