Reindustrializacja Starego Kontynentu może zacząć się w Polsce. Pierwsze skrzypce w tym projekcie będą musiały odegrać największe firmy.
Panel dyskusyjny „Polscy Czempioni na tle europejskiej konkurencji – wpływ innowacyjności na rozwój”. Od lewej: Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju; Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, właściciela PZL Świdnik; Grzegorz Kurdziel, członek zarządu Poczty Polskiej SA; Karol Zarajczyk, prezes zarządu Ursus SA; Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” / Dziennik Gazeta Prawna
Panel dyskusyjny „Reindustrializacja Europy zaczyna się w Polsce?”. Od lewej: Bartosz Radzikowski, ekspert Agencji Rozwoju Przemysłu; Marcin Chludziński, prezes Agencji Rozwoju Przemysłu; Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, właściciela PZL Świdnik; Andrzej Soldaty, założyciel i partner projektu „Inicjatywa dla Polskiego Przemysłu 4.0”; Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen SA; Radosław Kwiecień, członek zarządu Banku Gospodarstwa Krajowego; Karol Zarajczyk, prezes zarządu Ursus SA / Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Jeśli uda się doprowadzić do nowej rewolucji przemysłowej, będzie się ona znacząco różnić od poprzedniej. Przede wszystkim w polskim krajobrazie nie wyrośnie więcej kominów. Sercem przemian będą technologie, dzięki którym nadzór nad procesem produkcyjnym jest dokładniejszy niż kiedykolwiek. Znane są pod terminem: Przemysł 4.0.
Budowanie na nowo
– Przedrostek „re-” w słowie reindustrializacja nie oznacza powrotu do hut. Chodzi o budowanie przemysłu na nowo, dostosowując produkty do potrzeb współczesnego konsumenta. Udział płac w PKB w Polsce jest jednym z najniższych, konkurujemy niestety niskimi kosztami siły roboczej. Ratunkiem jest nacisk na innowacje, robotyzację i nowe technologie. Tylko wtedy zapewnimy gospodarce stabilny rozwój, a pracownikom wyższe płace – powiedział podczas Kongresu 590 w Rzeszowie Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters, włoskiego koncernu będącego właścicielem PZL-Świdnik – jedynego producenta śmigłowców w Polsce.
– Musimy zmienić strukturę przemysłu i dostosować się do realiów. Do przemysłu wkraczają technologie cyfrowe i roboty, które zastępują ludzką pracę. To ogromna szansa. Obniżajmy koszty poprzez cyfryzację i robotyzację, zapewniając sobie lepsze płace. Nie jest ważne to, czy będziemy motorem reindustrializacji. Niech reindustrializacja będzie motorem wzrostu naszej gospodarki – mówił dr Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.
Receptę na niedoskonałości polskiego przemysłu wskazywał Andrzej Soldaty, założyciel i partner projektu „Inicjatywa dla Polskiego Przemysłu 4.0”. Według niego do przeprowadzenia rewolucji przemysłowej w Polsce niezbędna jest analiza następujących komponentów biznesu: rynku, otoczenia, techniki i człowieka. – Infrastruktura techniczna powinna być dostosowana do szybkiego przesyłania danych. Warto śledzić zmiany w prawie, szczególnie te, które w dobie robotyzacji wskazują na odpowiedzialność autonomicznych maszyn. Człowiek zaś odpowiedzialny jest za stworzenie organizacji pracy dostosowanej do wymogów nowoczesnego przemysłu. Najistotniejszym czynnikiem wydaje się jednak rynek. Potrzebujemy zmiany nastawienia i świadomości trwającej rewolucji. Musimy przełamać bariery i stać się jej częścią – dodał.
Więcej, lepiej, dalej...
– Idea Przemysłu 4.0 to coś więcej niż automatyzacja. To przewidywanie i big data. Czy jesteśmy w stanie wystartować w tym wyścigu? Mamy dobre kompetencje, musimy jednak wejść w łańcuchy dostaw międzynarodowych. O takim wyzwaniu musimy myśleć jak o kawałku rzeczywistości, na którym możemy zarobić. Polski rynek pozwala na osiągnięcie dobrego poziomu rozwoju firm, ale ekspansja zagraniczna to jednak pójście o krok dalej – mówił Marcin Chludziński, prezes zarządu Agencji Rozwoju Przemysłu SA.
Otwarte pozostaje pytanie, czy polski biznes en masse jest w stanie uświadomić sobie nadchodzącą rewolucję i związane z tym zagrożenia dla swojego istnienia. – Możemy jedynie uświadamiać innym, że trwa proces przemian, że kto nie weźmie w nich udziału, nie będzie konkurencyjny – przestrzegł Krystowski.
Optymizmem pod tym względem napawają z pewnością sukcesy eksportowe polskich przedsiębiorstw. Dobrym przykładem jest chociażby fabryka w Świdniku, której 70 proc. przychodów pochodzi z eksportu. – Musimy myśleć o kliencie globalnym. Nasze produkty są na wszystkich kontynentach, jesteśmy po uszy zanurzeni w rewolucji przemysłowej – to nasz chleb powszedni – mówił Krystowski. Zwracał także uwagę na konieczność dostosowania produktów do wymogów coraz szerszego spektrum potrzeb będących owocem rewolucji przemysłowej. Przykładem jest śmigłowiec SW-4, który posiada już swoją wersję bezzałogową. Jak dodał Krzysztof Krystowski, śmigłowce niewymagające obsługi przez operatora to właśnie ukłon w stronę reindustrializacji.
Technologiczny niedostatek
Sukcesów eksportowych polskich firm nie można jednak mylić z zaawansowaniem technologicznym polskiej gospodarki jako całości. W 2016 r. udział produktów wysokiej techniki w polskim eksporcie wyniósł zaledwie 8,5 proc. Oczywiście wskaźnik taki cieszy, jeśli weźmie się pod uwagę perspektywę historyczną – dwie dekady wcześniej odsetek ten wyniósł 2,9 proc. – ale to wciąż za mało, jeśli chcemy błyszczeć, chociażby na tle naszych sąsiadów. Zaawansowane technologie odpowiadają za 15,4 proc. czeskiego eksportu oraz za 15,2 proc. węgierskiego. Lepsza od Polski pod tym względem jest nawet Słowacja z prawie 10 proc. A skoro bije nas pod tym względem region, to znaczy, że na tle całej Unii wypadamy nie najlepiej. I faktycznie, jeśli idzie o udział produktów wysokiej techniki w eksporcie, plasujemy się na 18. miejscu we Wspólnocie. Słabiej niż można byłoby się spodziewać, biorąc pod uwagę wielkość naszej gospodarki, a na pewno dużo poniżej naszych ambicji.
Jeśli rozejrzymy się po świecie, Polska wypada jeszcze gorzej. W Korei Południowej, w którą wielu Polaków jest zapatrzonych jak w obrazek przez wzgląd na tamtejszy cud gospodarczy, wyroby wysokiej techniki stanowią 26,8 proc. eksportu. Nic dziwnego, skoro tylko jedna kategoria – układy scalone (obejmująca procesory nie tylko do komputerów, ale też telefonów komórkowych i właściwie każdego urządzenia, które ma jakieś sterowanie, np. pralki czy odkurzacza, ale też pamięci komputerowe) – ma większy udział w sprzedaży zagranicznej kraju niż wszystkie wyroby zaawansowanej techniki w polskim eksporcie. W Chinach, które swój dobrobyt również budują od kilku dekad, ta kategoria stanowi 25,7 proc. eksportu. Nawet Wietnam może się pochwalić wyższą wartością tego wskaźnika – prawie 27 proc.
Rola dla liderów
Otwarte pozostaje pytanie, jak wycisnąć z polskiej gospodarki więcej innowacji. Rząd zdaje się być zdania, że kluczową rolę w tym procesie musi odegrać forpoczta polskiego biznesu, czyli tak zwani „czempioni”. – Firmy takie są w Polsce potrzebne chociażby przez wzgląd na budowę marki „Polska”. Dotychczasowa strategia, oparta na pokazywaniu piękna naszego kraju i folkloru z punktu widzenia gospodarczego, jest zupełnie nieskuteczna. Idąc za przykładem innych krajów, moglibyśmy pokazywać nasze sukcesy poprzez sukces polskich firm – a to najłatwiej osiągnąć dzięki dużym podmiotom, którym najłatwiej jest stać się bazą dla innowacji – mówił Jerzy Kwieciński, wiceminister rozwoju.
Z ministrem zgodził się szef zakładów ze Świdnika. – Jeśli państwo wysyła satelity w kosmos, to dlaczego nie miałbym kupić także golarki z tego państwa? Wspieranie czempionów na rynkach globalnych zaczyna się w kraju. Proszę zwrócić uwagę: przedstawiciele wielu rządów jeżdżą wyłącznie samochodami wyprodukowanymi w ich krajach, bo co mówi rząd, kupując określony produkt dla siebie? Wierzę, że to jest dobry wyrób. Decyzja zakupowa rządu to jest silny manifest polityczny. Logika ta obowiązuje również w przypadku systemów uzbrojenia – stwierdził Krzysztof Krystowski.
Czempioni potrzebni są również z tego względu, że to firmy z najlepszą pozycją do tworzenia innowacji. Dowodów nie trzeba szukać daleko: Komisja Europejska co roku wydaje opracowanie poświęcone nakładom biznesu na badania i rozwój (EU Industrial R&D Investment Scoreboard). W pięćdziesiątce firm przeznaczających na ten cel największe środki próżno szukać banków czy sieci hotelarskich. Są za to koncerny motoryzacyjne, farmaceutyczne oraz działające w przemyśle elektromaszynowym (a także firmy tworzące oprogramowanie). Czempioni ponadto ciągną do przodu całą gospodarkę, bo na ich sukces pracują łańcuszki kooperantów, których liczba decyduje o realnym wpływie danego dużego przedsiębiorstwa na kondycję ekonomiczną kraju.
W skrajnych przypadkach sukces jednego oferującego zaawansowane technologicznie produkty może przesądzić nie tylko o sukcesie gospodarczym danego kraju, ale również o jego percepcji w oczach innych. Takim przykładem jest oczywiście Nokia, której przemiana z firmy działającej w przemyśle papierniczym i chemicznym w producenta elektroniki pociągnęła za sobą całą, fińską gospodarkę. Dzięki gigantowi nie tylko zwiększył się udział nowoczesnych technologii w fińskim eksporcie, ale również do Finlandii jako kraju przylgnęła opinia społeczeństwa nastawionego na przyszłość, zamożnego i innowacyjnego.
Rewolucja pod kontrolą
Rękawicę związaną z postępem technologicznym mogą jednak podejmować nie tylko firmy produkcyjne, ale też świadczące szeroko rozumiane usługi – a nawet podmioty, którym do niedawna nie wróżono świetlanej przyszłości. Na Kongresie 590 mówiło się dużo o transformacji biznesowej Poczty Polskiej i przeniesieniu ciężaru jej rozwoju w kierunku usług kurierskich. To strategia, którą już wcześniej obrali narodowi operatorzy pocztowi w Niemczech (DHL), Wielkiej Brytanii (GLS) i Francji (DPD).
– Mamy tylko prośbę do naszego państwa, aby przesiadka na korespondencję elektroniczną była przeprowadzana we współpracy z narodowym operatorem pocztowym, w przeciwnym wypadku grozi nam sytuacja podobna do tej z Danii, gdzie wiązała się ona z jednorazowym spadkiem liczby listów o 40 proc. Oczywiście duńska poczta przygotowywała się do tego przez pięć lat – mówił Grzegorz Kurdziel, członek zarządu Poczty Polskiej SA.
PARTNER