Minister finansów Jacek Rostowski powiedział we wtorek w Brukseli, że nawet jeśli prognozy Komisji Europejskiej o obniżeniu do 2 proc. wzrostu polskiego PKB się spełnią, to nie ma potrzeby nowelizacji tegorocznego budżetu.

"Nawet gdyby ta projekcja się ziściła (...), to nie mamy żadnej potrzeby jakiejkolwiek nowelizacji budżetu" - powiedział Rostowski. "W sposób normalny i spokojny będziemy przygotowywali harmonogram wydatków budżetowych dla wszystkich resortów na pierwsze półrocze i zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie" - dodał.

W opublikowanych w poniedziałek prognozach gospodarczych Komisja Europejska przewiduje, że polski PKB wyniesie 2 proc. w 2009 roku. W UE jedynie Słowacja ma mieć większy wzrost gospodarczy (2,7 proc.). Unijny PKB będzie ujemny i ma wynieść -1,8 proc. (-1,9 proc. w strefie euro).

Rząd w budżecie na 2009 rok zakłada wzrost PKB na poziomie 3,7 proc. PKB.

"Prognoza KE dotycząca wzrostu PKB jest naprawdę bardzo rozczarowująca dla całej UE. Nie dla Polski, bo gdybyśmy patrzyli jak wypadamy w porównaniu z innymi krajami, to paradoksalnie nasza pozycja się poprawiła" - powiedział minister.

"Wolałbym 3,8 proc. i być na czwartym albo nawet dziesiątym miejscu, niż 2 proc. i być na drugim"

W listopadowych prognozach KE zakładała wzrost PKB na poziomie 3,8 proc., plasując Polskę na 4. miejscu w UE pod względem tempa wzrostu gospodarczego. W poniedziałkowych prognozach Polska zajmuje drugą pozycję w UE, choć z gorszymi prognozami.

"Wolałbym 3,8 proc. i być na czwartym albo nawet dziesiątym miejscu, niż 2 proc. i być na drugim" - przyznał minister.

"Fakt, że jesteśmy w ścisłej czołówce krajów, jeśli chodzi o wzrost w tym roku - według projekcji oczywiście - pokazuje, że KE ma jednak bardzo duże zaufanie do stanu gospodarki polskiej w porównaniu z innymi gospodarkami UE" - uważa minister.

Zdaniem Rostowskiego fakt, że KE musiała po dwóch miesiącach zrewidować w dół swe prognozy o około 2 punkty procentowe "pokazuje, jaka dynamiczna, w złym sensie tego słowa, jest cala sytuacja".

"Jedynym poważnym i odpowiedzialnym podejściem do obecnej sytuacji na świecie jest na bieżąco zarządzać kryzysem i minimalizować jego skutki. Tak rząd do tego podchodzi" - zapewnił.



"Nasza struktura prawna (...) z deficytu robi punkt stały w systemie budżetowania"

Wykluczył możliwość zwiększenia deficytu polskiego sektora finansów publicznych, podtrzymując zakładane przez rząd 2,5 proc. PKB w tym roku. "Nie widzę powodu, dlaczego nie miałoby tak być" - powiedział Rostowski, odrzucając prognozowany przez KE deficyt w wysokości 3,6 proc.

"Nasza struktura prawna (...) z deficytu robi punkt stały w systemie budżetowania" - przypomniał. "Musimy podjąć działania zapobiegawcze, aby w tym deficycie się zmieścić. Oni (KE) tego w ogóle nie biorą pod uwagę i to jest bardzo nieadekwatne podejście do tych prognoz" - ocenił.

Wskazał, że wiele krajów strefy euro ponosi koszty zwiększonego deficytu, płacąc więcej za obsługę swojego zadłużenia. "Obecnie Grecja musi płacić kilkakrotnie więcej niż płaciła wcześniej i musi płacić - mimo że jest w strefie euro - tyle samo co Polska".

"W sytuacji kiedy jest kryzys, to przesuwamy wydatki rzeczowe, to normalne"

"My nie chcemy zwiększyć deficytu tylko po to, żeby te dodatkowe wydatki szły na obsługę zadłużenia i żeby te pieniądze, którymi dysponujemy na cele rozwojowe i socjalne, zostały na tym samym poziomie".

Rostowski nie wykluczył, że w zależności od rozwoju sytuacji gospodarczej, rząd będzie podejmował konkretne kroki. Tak jak uczynił pod koniec roku, kiedy okazało się, że z powodu niższego wzrostu PKB w listopadzie i grudniu były mniejsze dochody do budżetu i mniej środków niż początkowo zakładano trafiło np. do MON.

"To było dostosowanie wyłącznie po stronie wydatków rzeczowych - zapewnił minister. - W sytuacji kiedy jest kryzys, to przesuwamy wydatki rzeczowe, to normalne".

"Jak jest mniej pieniędzy, to trzeba bardziej racjonalnie administrować tymi, które się ma. Jeśli chodzi o modernizację (polskiej armii), to ten aspekt modernizacji, który polega na wydatkach rzeczowych, może będzie musiał być przesunięty w czasie, ale tymczasem tego (problemu - PAP) nie widzimy" - powiedział.