Z roku na rok obniżają się kwoty, jakie trzeba wydać, żeby uruchomić własną działalność pod cudzym logo. To efekt nasilającej się konkurencji na rynku.
Obecnie na uruchomienie biznesu franczyzowego trzeba przeznaczyć średnio 738,97 tys. zł netto. Dla porównania rok temu było to 786,8 tys. zł netto, a dwa lata temu 796,4 tys. zł netto – wynika z danych Profit System. Ta statystyka to w dużej mierze skutek rosnącego odsetka sieci, które wymagają od przyszłych franczyzobiorców inwestycji w kwocie mniejszej niż 100 tys. zł. Obecnie jest ich już 628, czyli ponad 53 proc. wszystkich działających na rynku. Dla porównania w 2010 r. było ich ponad dwa razy mniej, a ich udział w rynku sięgał 37 proc. W ostatnim roku przybyło bowiem aż 60 takich sieci. Dla porównania w 2015 r. ich liczba urosła o 16, a w 2014 r. – o 24. Lepszy pod tym względem był tylko 2012 r., kiedy przybyło ponad 100 konceptów oczekujących nakładów do 100 tys. zł.
Wśród takich franczyzodawców jest sieć DDD Dobre Dla Domu, która minimalny koszt inwestycji w sklep o powierzchni 150–200 mkw. wycenia na ok. 64 tys. zł, w tym ok. 5 tys. zł pochłania podstawowa adaptacja lokalu, ok. 6 tys. zł wynajem powierzchni na czas remontu, ok. 50 tys. zł zakup towaru, a 3 tys. zł opłata wstępna. Podobna kwota – 65 tys. zł – jest potrzebna, by zaistnieć w sieci kosmetycznej Stara Mydlarnia, a mniejsza na poziomie 50 tys. zł, by otworzyć sklep pod inną marką kosmetyczną – Golden Rose. Za ok. 30 tys. zł można uruchomić działalność w My Travel, sieci biur podróży, prowadzącej sprzedaż usług wielu touroperatorów, w tym m.in. Wezyra, Neckermanna, Itaki, Grecos Holiday czy Rainbow.
Obniżające się koszty inwestycji to zasługa konkurencji. Już prawie co drugi franczyzodawca nie pobiera opłat za odsprzedaż know-how. Opłaty wstępne nie obowiązują na przykład w sieci odzieżowej Quiosque, gastronomicznej Biesiadowo, finansowej Eurobank czy ze srebrną biżuterią Ada Plus. Właściciele marek nie pobierają opłaty wstępnej ani żadnych opłat miesięcznych.
Wiele innych sieci zawiesiło opłaty na kilka miesięcy lub znacząco je obniżyło. Ostatnio na taki krok zdecydowała się firma Investor Nieruchomości, która wprost przyznaje, że to odpowiedź na potrzebę rynku i posunięcia innych graczy. – Obecnie zamiast 3,8 tys. zł tytułem opłaty wstępnej, pobieramy od nowych franczyzobiorców 1,9 tys. zł netto. Inne opłaty pozostały bez zmian. To oznacza, że przedsiębiorca nadal odprowadza 8 proc. miesięcznych przychodów z tytułu opłaty franczyzowej wraz ze składką na fundusz marketingowy oraz opłatę miesięczną w wysokości 39 zł netto za każdego agenta turystycznego podłączonego do systemu CRM. Po jego stronie są też opłaty za dostosowanie lokalu do wymagań sieci. Oznacza to wydatek 15-25 tys. w zależności od jego stanu technicznego – wyjaśnia Piotr Ociepa, dyrektor zarządzający Investor Nieruchomości.
Innym przykładem jest Próchnik, który właśnie wchodzi we franczyzę. Pierwszych 10 przystępujących do tej sieci inwestorów zostanie zwolnionych z opłaty wstępnej wynoszącej 3 tys. zł. W biznesplanie przedsiębiorcy powinni jednak uwzględnić kapitał rezerwowy na pierwsze dwa miesiące działalności.
Niższe opłaty wstępne to niejedyny sposób na zwiększenie atrakcyjności warunków współpracy. Franczyzodawcy biorą na siebie również koszty zakupu towaru, przejmują częściowo wydatki związane z wyposażeniem lokalu czy dopuszczają możliwość otwarcia punktu na mniejszej powierzchni. Na tego rodzaju zachętę również zdecydował się Próchnik, który towar daje w depozyt. Nakłady, z którymi musi liczyć się przedsiębiorca, to 1500 zł na mkw. salonu. Biorąc pod uwagę, że preferowany metraż sklepu wynosi przynajmniej 80 mkw., daje to 120 tys. zł. Tego rodzaju wsparcie oferuje również Carrefour, przekazując franczyzobiorcy lokal wykończony pod klucz. Po stronie franczyzobiorcy jest jednak pozyskanie lokalu, zakup drukarek fiskalnych i opłacenia koncesji na alkohol. Opłaca też towar. Wartość pierwszego zatowarowania jest związana z powierzchnią sklepu oraz z przewidywanym obrotem. Zwykle wynosi średnio 1200 zł za mkw. Sieć deklaruje jednak, że jest gotowa rozłożyć płatność na raty, nawet z półrocznym okresem spłaty.
Bywa, że franczyzodawcy, by ograniczyć koszty nawiązania z nimi współpracy, zapewniają dofinansowanie, tak jak sieć pizzerii Stopiątka, która udziela nieoprocentowanej pożyczki. Ale nie każdemu. Mogą na nią liczyć tylko te osoby, które pomyślnie przejdą proces rekrutacji i spełnią wszystkie wymogi sieci. Udzielenie pożyczki nie oznacza też, że franczyzodawca nie musi już wykładać własnych oszczędności. Po jego stronie jest wydatek co najmniej 80 tys. zł. Koszt całej inwestycji waha się bowiem w przedziale od 150 do 200 tys. zł. Jak informuje Marcin Ciesielski, prezes firmy Mastergrupa, muszą to być pieniądze własne licencjobiorcy, które może swobodnie przeznaczyć na inwestycję. Nie mogą pochodzić z kredytu.
Dofinansowanie do umeblowania i wyposażenia sklepu oferuje też Ada Plus. Jego wysokość zależy m.in. od wysokości wkładu własnego.
Na rynku pojawiają się też sieci, które gwarantują przychody swoim nowym franczyzobiorcom, oczywiście poza marżą. Wśród nich jest Żabka. – Franczyzobiorca otrzymuje bardzo dobre warunki współpracy, które już na starcie minimalizują ryzyko porażki. Jest mu przekazywany w pełni zatowarowany i wyposażony sklep, a także gwarantowane są przychody w wysokości minimum 6500 zł – wyjaśnia Anna Jarzębowska, rzecznik prasowy Żabki Polska, która ma już 3,5 tys. franczyzobiorców. Aby rozpocząć współpracę z siecią, wystarczy ok. 5000 zł.
Stały dochód gwarantuje też Kolporter, który również pokrywa wydatki na otwarcie saloniku. Franczyzodawca dostaje wynagrodzenie uzależnione od obrotu, premie za realizację celów handlowych i standardów sieci. Przewidziane jest też wynagrodzenie za wdrożenie usług oraz różnego rodzaju dodatki motywacyjne.
Takie działania się opłacają. Jak wynika z informacji Profit System, w branży handlowej średnia liczba placówek przypadająca na jednego franczyzobiorcę wynosi 1,21, a w branży usługowej – 1,25. Największy współczynnik jest w gastronomii 1,67.