Producenci e-papierosów z pesymizmem patrzą w przyszłość. Od 2018 r. czekają ich dodatkowe obciążenia podatkowe. Będą też musieli znaleźć pieniądze na dostosowanie parku maszynowego.
Polski rynek e-papierosów / Dziennik Gazeta Prawna
Od 2018 r. papierosy elektroniczne i wyroby nowatorskie zostaną objęte akcyzą. Od każdego mililitra liquidu producenci będą musieli odprowadzić podatek w wysokości 70 gr. Na wyroby nowatorskie, czyli te, które mają w swoim składzie tytoń, nałożona zostanie stawka 141,29 zł za każdy kilogram i 31,41 proc. średniej ważonej ceny detalicznej sprzedaży tytoniu do palenia.
Poszukiwanie pieniędzy na ten cel nie jest jedynym problemem branży. Latem, podczas spotkania z jej przedstawicielami, resort finansów obiecywał uproszczenia w nakładaniu i wzorze znaków akcyzowych na opakowania płynów do e-papierosów. W ostatecznym projekcie ustawy o akcyzie, którym niebawem ma zająć się Sejm, nie ma o tym wzmianki.
Jak zauważa Szymon Parulski z kancelarii Parulski i Wspólnicy Doradcy Podatkowi, przepis regulujący zasady i tryb nanoszenia znaków akcyzowych pozostał bez zmian. Dla producentów e-papierosów oznacza to konieczność zainwestowania w park maszynowy. Chodzi o kwoty na poziomie kilkuset tysięcy złotych. Obecnie opakowania liguidów są zbyt małe, by zmieściły się na nich znaki akcyzowe przewidziane dla wyrobów tytoniowych.
– Naklejenie banderoli nie jest możliwe w ten sposób, by przy otwarciu opakowania uległa ona zniszczeniu. Do tego pudełka liquidów otwierają się z obu stron. Wychodzi na to, że będziemy musieli je powiększyć do rozmiarów równych paczkom papierosów – mówi Piotr Zieliński, prezes Okpl, spółki działającej na rynku e-papierosów.
Przypomina, że już raz branża była zmuszona do inwestycji. Po tym jak 8 września 2016 r. weszła w życie dyrektywa tytoniowa.
– Musieliśmy dostosować park maszynowy do produkcji liquidów z nikotyną w opakowaniach do 10 mililitrów. Wcześniej robiliśmy kilka razy większe. Wydaliśmy na ten cel 300 tys. zł – dodaje Piotr Zieliński i przekonuje, że kwota ta stanowi ponad 50 proc. jego rocznego zysku.
Na rynku działa 30 producentów e-papierosów. Tylko trzech z nich to duże międzynarodowe koncerny, które stać na przeprowadzenie zmian. W ich przypadku przestawienie maszyn to kilka proc. zysku.
Branża sugeruje, że jeśli regulacje będą działały na jej niekorzyść, to przeniosą produkcję do Czech lub Niemiec. W takim wariancie polskim konsumentom produkty byłyby oferowane online.
– To zejście do podziemia. Nie będziemy mieli jednak innego wyjścia. Poniesienie kolejnych wydatków nie wchodzi w grę. Nie chcemy też zamykać działalności – wyjaśnia jeden z polskich producentów. – Wynajem powierzchni u naszych południowych sąsiadów jest tańszy, a samo przeniesienie produkcji nie jest dużym wyzwaniem. Przynajmniej pod względem logistycznym. Maszyny ważą około 2 ton – dodaje jeden z producentów.
Krzysztof Wiński, menedżer w PwC, zauważa jednak, że świadome wchodzenie do szarej strefy jest mocno ryzykowne. – Szczególnie, że resort finansów zapowiadał, iż zwiększy kontrole tego kanału sprzedaży. Do tego monitorowanie przesyłki kurierskiej nie jest wyzwaniem. Znając adres sklepu, łatwo ustalić właściciela, który w ten sposób naraża się na karę grzywny lub nawet karę pozbawienia wolności – tłumaczy Wiński.