W ubiegłym roku odbiorcy nielegalnie pobrali prąd, który wystarczyłby na rok dla 35 tys. gospodarstw domowych.
Ilość kradzionego w Polsce prądu przestała się zwiększać, ale skala zjawiska jest nadal ogromna. Prognozowana wielkość prądu nielegalnie pobranego w całym ubiegłym roku odpowiada rocznemu zużyciu około 35 tys. przeciętnych gospodarstw domowych. Danych za 2008 rok jeszcze nie ma, ale straty sektora energetycznego trzeba liczyć w milionach. W 2007 roku przychody energetyki z egzekucji należności oraz z tytułu kar za nielegalny pobór prądu wyniosły blisko 50 mln zł, a rok wcześniej ponad 60 mln zł.
Za kradziony prąd płacą w większości uczciwi odbiorcy. Ceny dystrybucji, która stanowi znaczącą część rachunków za prąd, uwzględniają, choć nie w 100 proc., koszty straconej energii, w tym skradzionej.
Nasilające się kontrole i technika, która ułatwia wykrywanie nielegalnego poboru, powodują, że skala wykrywanych kradzieży od dwóch lat nie rośnie. Na podstawie danych Urzędu Regulacji Energetyki (w okresie styczeń-wrzesień 2008 r. wykryto kradzież około 52 GWh) można szacować, że w całym 2008 roku udowodniono kradzież ok. 70 GWh - to o około 3 proc. mniej niż w roku poprzednim.
Energetycy twierdzą też, że motywem przestępstw nie jest już najczęściej bieda odbiorców, lecz chęć zysku.
- Nasze pojedyncze roszczenia sięgają nawet 100 tys. zł - mówi Alina Geniusz-Siuchnińska, rzecznik Energa Operator.
Firma ta dostarcza prąd około 2,7 mln odbiorców, a co roku wykrywa około 2 tys. kradzieży i odzyskuje około 10 mln zł.
W 2006 roku kradło prąd co najmniej 21,2 tys. odbiorców, a w 2007 roku już mniej - nieco ponad 12 tys. 99 proc. stwierdzonych przypadków dotyczy odbiorców prądu z sieci niskich napięć, czyli małych firm i gospodarstw domowych. Skala zjawiska może być znacznie większa, niż wynika z oficjalnych statystyk, nie wiadomo bowiem, jaka jest wykrywalność tych przestępstw. Z 14,4 mln gospodarstw domowych można sprawdzić tylko niewielką część.
- Wykrywalność kradzieży prądu wynosi 20-30 proc. - ocenia Roman Pionkowski, pełnomocnik ds. inwestycji gdańskiej Energi.
- Przeprowadzamy kilkadziesiąt tysięcy kontroli rocznie. W ubiegłym roku wykryliśmy około 5 tys. przypadków nielegalnego poboru - mówi Grzegorz Kinelski, dyrektor obsługi klientów w Vattenfall Business Service, spółce zajmującej się wykrywaniem kradzieży.
Bardzo trudno policzyć, ile dokładnie kosztują kradzieże. Każdy dystrybutor kupując energię u producenta, liczy się ze stratami w czasie przesyłu - z powodu wad sieci oraz kradzieży. Nie ma jednak możliwości sprawdzenia, w jaki sposób dokładnie traci prąd. Gdyby jednak przyjąć, że za stracone 70 GWh w ubiegłym roku jednak by zapłacono, to rachunek opiewałby na 28 mln zł (netto).
- W 2008 roku kupiliśmy 380 tys. MWh na pokrycie strat przesyłowych, co stanowi 9,14 proc. naszych zakupów. Na straty składają się straty techniczne i handlowe, w tym nielegalny pobór. Energetyka nie ma jednak możliwości określenia rodzaju strat - mówi Andrzej Piekarski, rzecznik PGE Dystrybucja Białystok.