Prywatne firmy liczą, że uchwalone we wtorek przez Parlament Europejski przepisy o bezpieczeństwie dostaw gazu ułatwią im konkurowanie z PGNiG
SUROWCE
Rozporządzenie PE to jeden z elementów unii energetycznej. Ma ona zapewnić, że kraje UE będą odporne na zakłócenia w dostawach gazu. Zgodnie z nowymi przepisami, jeśli jedno z państw członkowskich uzna, że zagrożone są dostawy surowca do odbiorców chronionych (to gospodarstwa domowe, szpitale, hospicja i ośrodki pomocy społecznej), inne kraje będą zobowiązane dostarczyć gaz.
– Dostawy gazu już nigdy nie powinny stanowić politycznej broni czy instrumentu szantażu. Dzięki temu również państwa Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polska, energetycznie są najbezpieczniejsze w historii – mówił po głosowaniu Jerzy Buzek, sprawozdawca raportu w tej sprawie.
Obowiązkowe zapasy
Działające na krajowym rynku prywatne firmy liczą, że dzięki nowym regulacjom łatwiej będzie podważyć przed Komisją Europejską zmiany w ustawie o zapasach.
– W takich sytuacjach po raz kolejny powraca temat niedawno uchwalonej nowelizacji ustawy o zapasach gazu, która w sposób drastyczny zmienia sytuację na polskim rynku gazu ziemnego w imię poprawy bezpieczeństwa energetycznego. Należałoby zadać pytanie, czy zasadne jest nadal bronienie i utrzymywanie tak restrykcyjnej regulacji, zamykającej nasz rynek gazowy, skoro z poziomu wspólnoty europejskiej mamy wystarczające zabezpieczenie w przypadku potencjalnego kryzysu – mówi Piotr Kasprzak, prezes firmy HEG, największego niezależnego importera gazu.
Zgodnie z przepisami od października wszyscy importerzy surowca do Polski będą mieli obowiązek utrzymywania zapasów gazu. Dotychczas dotyczył on jedynie mającego dominującą na rynku pozycję PGNiG. W sytuacji, kiedy wykupienie miejsca w krajowych magazynach jest praktycznie niemożliwe, bo zarezerwowało je PGNiG, a przechowywanie surowca za granicą jest nieopłacalne, firmy rezygnują z koncesji na import gazu. Muszą to zrobić, bo utrzymywanie zapasów jest obowiązkowe, nawet jeśli firma już nie importuje surowca, ale robiła to w poprzednich latach. Dlatego koncesje w Urzędzie Regulacji Energetyki złożył m.in. holendersko-brytyjski Shell czy czeski CEZ. W końcu ubiegłego roku takie pozwolenia miało 70 podmiotów. Od 1 października będzie ich 58.
Uzasadnieniem do uchwalenia krajowego prawa była konieczność zagwarantowania dostaw gazu w sytuacji kryzysowej do odbiorców chronionych. Skargę na nowe przepisy złożyła do EFET organizacja skupiająca unijne firmy handlujące energią.
– Choć mówimy tu o różnych poziomach regulacji, to pojawienie się nowego mechanizmu gwarantującego ciągłość dostaw na poziomie UE to argument, który KE może wziąć pod uwagę – mówi Mariusz Swora, były szef URE.
Prywatne firmy zaimportowały w 2016 r. 2,5 mld m sześc. gazu, pokrywając 15 proc. krajowego zapotrzebowania. Import ze strony PGNiG wyniósł 11,5 mld m sześc.
– Nowa ustawa o zapasach stworzyła barierę ekonomiczną przed alternatywnymi firmami działającymi na rynku, faworyzując jednocześnie dominującego gracza. Dlatego można ją uznać za bardzo restrykcyjną – uważa Swora.
Czy grozi nam monopol?
Obawy prywatnych firm przed popchnięciem rynku w kierunku monopolu PGNiG wydają się uzasadnione. W sierpniu krajowy gigant podpisał aneks do umowy z zarządzającą gazoportem w Świnoujściu firmą Polskie LNG, rezerwując sobie 100 proc. przepustowości. Tą drogą może do Polski trafić 5 mld m sześc. gazu. Dodatkowe 8,5 mld m sześc. PGNiG zobowiązane jest kupować od Gazpromu w ramach kontraktu jamalskiego, a ok. 4 mld m sześc. wydobywa. To przekracza roczne zużycie gazu w Polsce.
Monopol grozi wzrostem cen. Znajduje to odbicie w giełdowych notowaniach surowca. PGNiG zobowiązane jest sprzedawać na Towarowej Giełdzie Energii 55 proc. gazu wprowadzanego do krajowego systemu. W sierpniu ceny w Polsce były o ok. 10 proc. wyższe niż na rynku niemieckim, który jest dla nas punktem odniesienia. ⒸⓅ
Po liberalizacji rynku gazu w 2014 r. PGNiG sprzedaje mniej gazu odbiorcom przemysłowym, ale nie wpłynęło to negatywnie na wyniki firmy / Dziennik Gazeta Prawna