Chińskie firmy, które startują w przetargach na budowę infrastruktury w Polsce, odpadają z nich już na wstępnych etapach.
Jak się dowiaduje GP, Wrocław może powtórzyć przetarg na stadion budowany z myślą o Euro 2012. Decyzja w tej sprawie ma zapaść w najbliższych tygodniach.
- Rozważana jest decyzja o unieważnieniu przetargu na stadion - przyznaje Magdalena Malara ze spółki Wrocław 2012.
Nieoficjalnie mówi się, że jednym z powodów, dla których przetarg na arenę może zostać powtórzony, jest chęć zaproszenia do niego chińskich firm, które poprzednio odpadły. Podobnie jak z wielu innych projektów. Z dużych inwestycji chińskie firmy biorą udział jedynie w przetargu na stadion w Gdańsku.
Kilkanaście dni temu szansy na złożenie oferty cenowej w przetargu na Stadion Narodowy w Warszawie (inwestycja o wartości ponad 1,2 mld zł) pozbawiono koncern China Metallurgical Group Corporation, budowlanego giganta z Chin. Komisja uznała, że dokumentacja ofertowa nie spełnia formalnych warunków przetargu.
- Oferent nie dostarczył wymaganych prawem dokumentów - wyjaśnia Marcin Hadaj ze spółki Narodowe Centrum Sportu, odpowiedzialnej za budowę areny na Euro 2012.
Jakich - na ten temat spółka milczy do czasu rozstrzygnięcia przetargu. China Metallurgical Group Corporation ma na swoim koncie realizację kilkudziesięciu inwestycji, a ostatnio wybudowała w Pekinie tzw. Ptasie Gniazdo, czyli główną arenę ubiegłorocznej letniej olimpiady.
Polsko-chińskie konsorcjum wypadło z gry już w przedbiegach także z przetargu na budowę innego stadionu w stolicy, na którym grać ma Legia Warszawa. Powód - ponownie braki w papierach. Chińczycy nie przedstawili np. dokumentu świadczącego o tym, że w stosunku do państwowego przedsiębiorstwa nie toczy się postępowanie upadłościowe. Ostatecznie najtańsza oferta złożona w przetargu była o ponad 120 mln zł wyższa od zaplanowanych w budżecie środków na budowę. W efekcie ratusz, który finansuje obiekt, musiał wybierać: rezygnować z inwestycji czy dołożyć do niej. Dołożył.
Najgłośniejszym echem w mediach odbił się przetarg na budowę centralnego odcinka drugiej linii metra w Warszawie. Chińskiego konsorcjum nie dopuszczono do składania ofert - część dokumentów złożono po mandaryńsku, w oficjalnym języku Chin. Pod koniec lipca władze stolicy unieważniły gigantyczne zamówienie. Zachodnie firmy spróbowały wykorzystać pośpiech przed Euro 2012: zamiast przewidzianych w kosztorysie 2,8 mld zł zażyczyły sobie 6 mld zł za budowę 7 kilometrów trasy.
- Polska nagle stała się łowiskiem dla tych, którzy chcą u nas budować wszystko dwa, nawet trzy razy drożej, niż robili to we Francji czy w Niemczech. Nie jesteśmy zmuszeni płacić dwa razy drożej niż wynosi rzeczywisty koszt inwestycji. Chińczycy mogą zbudować dla nas stadiony, autostrady i lotniska nawet dwa razy taniej - powiedział wtedy Mirosław Drzewiecki, minister sportu.



Do tej pory jednak nie otworzył drzwi chińskim firmom.
Z takiego obrotu sprawy cieszą się pozostali gracze na polskim budowlanym rynku.
- Chińczycy popełniają błędy proceduralne, więc są usuwani z przetargów - kwituje Dariusz Słowiński, dyrektor w austriackim Strabagu.
Ostrzega, że ewentualna wygrana Chińczyków w którymś z dużych przetargów może oznaczać zagarnięcie rynku.
- Chińskie molochy budowlane próbują za wszelką cenę wejść do Europy, nawet jeśli kontrakt nie będzie opłacalny. Z tego powodu nikt w Europie nie dopuścił dotąd Chińczyków do tak wielkich inwestycji - uważa.
Wypomina też kiepską jakość chińskich dróg budowanych w ekspresowym tempie. Eksperci podkreślają, że firmy zza Wielkiego Muru wcale nie muszą okazać się dużo tańsze.
- Siłę roboczą mają tańszą, ale to nie jest decydujący element ceny. Nie zaoszczędzą na materiałach, ponieważ zgodnie z przepisami ponad połowę materiałów muszą kupić na polskim rynku - uważa Wojciech Malusi z Ogólnopolskiej Izby Drogownictwa.
Specjaliści przyznają, że sam udział Chińczyków w przetargu wymusiłby na zachodniej konkurencji obniżkę ofert.
OPINIA
JACEK BOCHENEK
dyrektor projektu Euro 2012 w Deloitte Polska
Nie byłbym zaskoczony, gdyby większość infrastrukturalnych przetargów w najbliższych latach trafiła jednak do firm i konsorcjów z regionu, a nie do chińskich oferentów, choć tak się wcale nie musi stać. Chińczycy mają wysoką kulturę biznesową, są pokorni i szybko się uczą, więc z pewnością szybko wyciągną wnioski z ostatnich niepowodzeń. Mają też bardzo poważny atut w sytuacji kryzysu finansowego - są w stanie na siebie wziąć ciężar okresowego finansowania inwestycji. Dzieje się tak, ponieważ jako firmy państwowe mogą mieć dostęp do gigantycznych rezerw dolarowych Państwa Środka. Szkoda, że w wyborze najlepszych ofert nie pomaga polskie prawo, które od zagranicznych, a więc i chińskich firm wymaga na przykład przedstawiania pisemnych referencji od klientów z wykonanych kontraktów. To niepotrzebna i czasochłonna komplikacja. Przecież w większości państw zachodnich dokumentem potwierdzającym należyte wykonanie zlecenia może być dowód zapłaty za zrealizowany projekt.
DGP