Chiny są wciąż poza pierwszą piątką największych inwestorów w Polsce, choć wartość chińskiego portfela wzrosła ze 117 mln w lipcu 2016 r. do 758 mln euro obecnie - powiedział PAP prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu Tomasz Pisula. Dodał, że "dużo szybciej domykamy" umowy inwestycyjne z Japończykami czy Koreańczykami.

Chiny są wciąż poza pierwszą piątką największych inwestorów w Polsce, choć podwoiły liczbę projektów bezpośrednich inwestycji zagranicznych (obecnie prowadzą 9 inwestycji), a wartość chińskiego portfela wzrosła ze 117 mln w lipcu 2016 r. do 758 mln euro obecnie. Za to PAIH zanotowała imponujący wzrost wartości portfolio projektów BIZ z Południowej Korei. Pula ta urosła w rok prawie trzykrotnie - z 370 mln euro do 953,3 mln euro. Liderami są inwestorzy amerykańscy, którzy z Agencją prowadzą teraz 60 projektów typu BIZ o wartości łącznej ponad 1 mld euro. Drugą największą grupę stanowią Niemcy, pracujący nad 21 projektami, wartymi również ponad 1mld euro. Na trzecim miejscu jest Japonia (13 projektów, o wartości 701,3 mln euro), która awansowała względem poprzedniego roku aż o sześć pozycji, ponad dwukrotnie zwiększając liczbę oraz blisko sześciokrotnie wartości projektów realizowanych przy wsparciu PAIH - powiedział w wywiadzie dla PAP prezes Pisula.

W ramach projektu Nowego Jedwabnego Szlaku Chiny szukają możliwości inwestycyjnych w Europie, czy nasz region na tym skorzysta?

Tomasz Pisula: Gospodarka chińska ma nadwyżkę finansową. Po zachowaniu chińskich partnerów widać, że szukają nie tylko w Europie, ale i na całym świecie możliwości zaangażowania się finansowego w duże projekty. Sądzę, że wynika to stąd, że starają się dywersyfikować ryzyko, nie chcą trzymać pieniędzy w jednym miejscu, w Chinach. Wolą mieć różne projekty w różnych krajach. Ze względu na to, że pieniędzy mają bardzo dużo, szukają możliwie największych projektów, czyli takich, w których w jak najszybszy sposób będą mogli pozbyć się jak największej gotówki.

Mogą być potencjalnie dużym inwestorem w również Polsce?

T.P.: Tak. Chociaż na razie nie są. Są kraje azjatyckie, które w Polsce inwestują więcej - np. Japonia i Korea. Jeśli spojrzeć na portfel PAIH pod kątem pochodzenia kapitału inwestycyjnego, narodowymi liderami są inwestorzy amerykańscy, którzy z Agencją prowadzą teraz 60 projektów typu BIZ o wartości łącznej ponad 1 mld euro. Drugą największą grupę stanowią Niemcy, pracujący nad 21 projektami, wartymi również ponad 1mld euro. Na trzecim miejscu jest Japonia (13 projektów, o wartości 701,3 mln euro), która awansowała względem poprzedniego roku aż o sześć pozycji, ponad dwukrotnie zwiększając liczbę oraz blisko sześciokrotnie wartości projektów realizowanych przy wsparciu PAIH. Ożywienie cechuje również innych inwestorów azjatyckich. PAIH zanotowała także imponujący wzrost wartości portfolio projektów BIZ z Południowej Korei. Pula ta urosła w rok prawie trzykrotnie - z 370 mln euro do 953,3 mln euro.

Chiny są poza pierwszą piątką, choć podwoiły liczbę projektów BIZ (obecnie 9 inwestycji), a wartość chińskiego portfela wzrosła z 117 mln w lipcu 2016 r. do 758 mln euro obecnie.

Czy chińskie inwestycje mogą być w przyszłości alternatywą dla kurczących się środków unijnych?

T.P.: Bogatych partnerów tego rodzaju jest wielu. Poza środkami z Chin potencjalnym źródłem kapitału mogą być dla Polski np. kraje arabskie, zwłaszcza, że importujemy stamtąd surowce energetyczne - co więcej pojawia się zadłużenie bilansu handlowego i dobrze by je było zbilansować. Innym potencjalnym partnerem są Indie. Kapitał aktualnie nie jest problemem. Również polski sektor bankowy ma nadmiar gotówki. Można by więc pozyskać z niego komercyjne finansowanie przedsięwzięć infrastrukturalnych czy takich, które trwale podnoszą poziom polskiej gospodarki i mogłyby na siebie zarabiać. Takich jak na przykład Centralny Port Komunikacyjny.

Z dużych inwestycji w skali międzynarodowej, CPK jest obecnie największym, najbardziej ambitnym projektem w Polsce. Jest więc on ważny również dla Chińczyków, dlatego, że teoretycznie mógłby służyć do otwarcia Polski w większym stopniu na chiński biznes, a także do dalszej ich ekspansji na Europę Zachodnią.

Czy zatem stawiamy na strategiczną współpracę z Państwem Środka?

T.P.: Polska ma podpisaną umowę o strategicznej współpracy z Chinami. Zacieśnianie relacji z tym krajem jest więc wypełnianiem jej zapisów. Jest to jeden z najistotniejszych partnerów handlowych, jakich możemy mieć, także finansowych. Pytanie czy Chińczycy będą tak traktowali nas. Patrząc na dotychczasowe zaangażowanie tego kraju w Polsce odniosłem wrażenie, że starają się być raczej wykonawcami robót i zarabiać na zleceniach rządowych niż inwestować na szeroką skalę i liczyć na zwrot z inwestycji.

Nasz kraj jest bardzo atrakcyjny inwestycyjnie. Ma prawie 4-proc. wzrost gospodarczy w tym roku, 20 lat nieprzerwanego wzrostu gospodarczego. Jesteśmy jednym z ostatnich państw w Europie, które nadal ma rezerwę siły roboczej. Jesteśmy stabilni, nie zmagamy się z zagrożeniem terrorystycznym. Zatem zalet dla inwestorów jest bardzo wiele. Chińczycy też to widzą. Choć oni szukają możliwości inwestycyjnych na całym świecie, nie tylko w Unii Europejskiej.

Ale o ile w Europie szukają dużych inwestycji, zwłaszcza związanych z prestiżowymi markami, takimi jak Volvo, o tyle duże interesy robią przede wszystkim w krajach Afryki. Niewykluczone, że negocjatorzy po stronie rządowej tamtych krajów są słabsi. Polska ma europejskie standardy robienia biznesu. Podczas gdy w krajach afrykańskich dominuje zasada: "duży może więcej". Stąd ekspansja chińska przez wiele lat koncentrowała się właśnie na Afryce.

Czy to oznacza, że nieufnie podchodzimy do chińskich inwestorów?

T.P.: Generalnie zachęcamy każdego, kto chciałby się na naszym rynku zaangażować. Każdy inwestor jest tu potrzebny. Przedsiębiorcy chińscy przyjeżdżają do naszego kraju, m.in w ramach organizowanych przez nas wizyt studyjnych. Ale spora część tego ruchu jest niekonkluzywna - sprowadza się głównie do badania możliwości. Zarówno PAIH, jak i inne polskie instytucje organizują wystąpienia na targach przemysłowych czy spożywczych w Chinach. Tam, gdzie możemy staramy się mówić o inwestycjach, zachęcać firmy chińskie. Ale dużo szybciej domykamy umowy inwestycyjne z inwestorami z Japonii i Korei Południowej niż z Chin.

Japończycy po dojściu do przekonania, że Polska jest wiarygodnym partnerem zamykają etap tzw. due diligence, czyli szczegółowego, wielopłaszczyznowego sprawdzania partnera pod względem jego kondycji handlowej, finansowej, prawnej czy podatkowej, i zaczynają inwestować. Słowem szybko podejmują decyzję, a jeszcze szybciej - Koreańczycy.

Chińczycy dotychczas nie wybierali Polski jako partnera przy dużych inwestycjach. Mam wrażenie, że nie uważali dotąd naszego kraju za szczególnie atrakcyjny rynek.

Czy to się zmieni w związku z projektem Nowego Jedwabnego Szlaku, którego Polska ma być częścią?

T.P.: Ze względu na strategiczną decyzję związaną z Nowym Jedwabnym Szlakiem chińscy inwestorzy myślą przede wszystkim o rozwiązaniach komunikacyjnych i jak najszybszym udrożnieniu technicznym dot. napływu towarów z Państwa Środka. Na tym im najbardziej zależy. Dotąd, w przypadku Polski, chińskie inwestycje były związane głównie z szeroko rozumianą branżą motoryzacyjną. Jeśli chodzi np. o inwestycje tzw. greenfieldowe, czyli związane z budową zakładów produkcyjnych koszt pracy w Polsce jest tylko trochę wyższy niż w Chinach. Przedsiębiorcy chińscy, lokując działalność produkcyjną w Polsce, z jednej strony, muszą Polakom płacić tylko trochę więcej niż robotnikom w Chinach, z drugiej strony, nie muszą potem uiszczać ceł wwozowych do innych krajów Unii Europejskiej. Więc oszczędzają na tym.

A co z ruchem w drugą stronę, czyli eksportem polskich towarów do Chin, czy czujemy pod tym względem niedosyt?

T.P.: Tak. Chiny są krajem, który prowadzi politykę protekcjonistyczną. Nie są zainteresowane importem towarów i usług z Europy Zachodniej, poza towarami luksusowymi. Jest to duży rynek dla tego typu produktów z Unii Europejskiej. Natomiast, jeżeli chodzi o rynek masowy, czyli taki, którym my bylibyśmy bardzo zainteresowani to Chińczycy cały czas bronią się przed importem. Mam tu na myśli takie polskie towary, jak wieprzowina, mleko, warzywa. Nie pomaga też to, że trudno jest transportować produkty do Chin w momencie, gdy strona rosyjska nie pozwala na przewożenie niektórych towarów.

Jeżeli więc mówimy o udrażnianiu handlu z Chinami to warto by było przerzucić na naszych chińskich partnerów część odpowiedzialności za negocjacje ze stroną rosyjską. Chińczycy w relacjach handlowych ze stroną rosyjską mają dużo mocniejszą pozycję niż Polacy. Gdyby byli zainteresowani inwestowaniem w Polsce, należałoby od nich również oczekiwać, że będą kupowali polskie towary i usługi.