Z audytu wynika, że Spółka Restrukturyzacji Kopalń jest nieprzygotowana do realizacji swoich zadań.
Audytorzy stwierdzili, że w obecnym kształcie SRK ponosi zbyt wysokie koszty obsługi prawnej, za wolno natomiast pozbywa się przekazywanego jej majątku. Zaniechała także działań restrukturyzacyjnych w przekazanej do niej w 2015 r. kopalni Makoszowy. „Należy ustalić zasady organizowania i monitorowania przetargów, stwierdzone w trakcie audytu nieprawidłowości mogą stanowić zagrożenie odpowiedzialnością finansową i karną dla spółki i członków zarządu” – czytamy w dokumencie przygotowywanym od 1 października do 15 grudnia 2016 r. Kontrola społeczna w SRK była następstwem zapowiedzi PiS o sprawdzeniu działania spółek górniczych po ośmiu latach rządów PO-PSL (które zresztą bardzo krytycznie w sektorze węglowym oceniła NIK w opisywanym w tym tygodniu przez DGP raporcie). Szefem 13-osobowego zespołu audytorskiego w SRK był Wojciech Piecha, senator PiS. Oprócz niego spółkę sprawdzali m.in. Krzysztof Sitarski (poseł Kukiz’15), Ryszard Skiba (górnicza „S”) czy Dariusz Trzcionka (szef związku Kadra).
– To od nowego zarządu i Ministerstwa Energii będzie zależało, jaki będzie teraz kształt SRK. Na razie spółka jest pod kloszem, bo są tam pieniądze – mówi nam Piecha. Do końca 2018 r. zamykanie zakładów wydobywczych zgodnie z unijnym prawem może być dotowane z budżetu państwa. Komisja Europejska dała Polsce zielone światło na wydanie w sumie 8 mld zł na ten cel.
Dlaczego zmiany będą zależeć od nowego zarządu? Obecnemu kończy się kadencja i lada dzień poznamy następcę prezesa SRK. Z informacji DGP wynika, że ostateczna rozgrywka toczy się między obecnym prezesem Markiem Tokarzem i dotychczasowym szefem Katowickiego Holdingu Węglowego Tomaszem Cudnym.
Ten pierwszy nie ma łatwej końcówki kadencji. Jak ustalił DGP, w kwietniu do katowickiej prokuratury wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa dotyczące podwójnych umów na obsługę prawną z jedną ze śląskich kancelarii, co w ostatnich latach kosztowało SRK kilka milionów złotych.
– Prokuratura prowadzi postępowanie. SRK ściśle współpracuje z prokuraturą i przekaże lub już przekazała wszystkie dokumenty, jakich prokurator żąda – mówi nam Witold Jajszczok, rzecznik spółki.
W ubiegłym tygodniu CBA zatrzymało na gorącym uczynku wiceprezesa SRK Mirosława S., gdy na parkingu przed centrum handlowym przyjmował 30 tys. zł łapówki od szefa jednej z firm kooperujących z firmą. Został aresztowany na trzy miesiące. Wczoraj oświadczenie w tej sprawie wydał prezes SRK Marek Tokarz, który jest najdłużej funkcjonującym prezesem w spółce Skarbu Państwa – na stanowisku od 2006 r. – Jako prezes Spółki Restrukturyzacji Kopalń ponoszę odpowiedzialność za funkcjonowanie firmy, a zwłaszcza za prawidłową pracę jej zarządu. Oczywiste jest więc, że w związku z aresztowaniem wiceprezesa jestem gotów ponieść zawodowe konsekwencje – powiedział Tokarz. – Nie oznacza to jednak, że czuję się współwinny bezprawnych działań, które organy ścigania zarzucają któremukolwiek pracownikowi spółki, nawet jej wiceprezesowi – dodał. Jego zdaniem zgodnie z podziałem kompetencji w zarządzie niewłaściwe zachowania, o których bezprawność posądzany jest wiceprezes, dotyczyły spraw, które należały do jego wyłącznego nadzoru.
SRK jest dziś w centrum zainteresowania branży górniczej, ponieważ przez firmę przepływają setki milionów złotych w związku z likwidacją kopalń, których do spółki trafia coraz więcej. W tym roku doszła kopalnia Krupiński i część kopalni Wieczorek. SRK przejmuje od spółek węglowych zakłady do zamknięcia wraz z częścią ich załóg, które albo pracują przy likwidacji, albo korzystają z osłon socjalnych.
W 2015 r. SRK przejęła kopalnię Makoszowy, której restrukturyzację audytorzy ocenili negatywnie. – Niby miała być likwidowana, ale w SRK znalazła się „na chwilę”, bo potem zgodnie z rządowym zapewnieniem miała trafić do Węglokoksu lub innego inwestora. Tymczasem została słabo zareklamowana i nie znaleziono potencjalnego nabywcy – mówi DGP Wacław Czerkawski, wiceszef Związku Zawodowego Górników w Polsce, członek zespołu audytorów. – To paradoks jednak, że kopalnia do likwidacji, czyli podobno nierentowna, nadrabiała braki produkcyjne tych niby lepszych, które sobie nie radziły z wydobyciem – puentuje.