RPP w tym roku trzykrotnie podwyższała stopy procentowe. Dlatego, chociaż potencjalne zagrożenia inflacyjne utrzymują się, nie ma konieczności szybkich dostosowań w polityce pieniężnej.
• Co się dzieje w polskiej gospodarce w świetle informacji GUS o II kwartale?
- Jesteśmy w takiej fazie koniunktury, w której trudniej jest niż w poprzednich latach prowadzić politykę pieniężną. Od wielu miesięcy jednostkowe koszty pracy szybko rosły. Przypomnijmy, że rosły one w tym roku wyraźnie szybciej, niż wcześniej prognozowano. Relacja tempa wzrostu płac i tempa wzrostu wydajności ulegała wyraźnemu pogorszeniu. Wydajność w przemyśle była i zapewne będzie nadal wysoka, ale przyspieszenie wzrostu płac zaczęło obejmować także inne sektory gospodarki, w tym sektor usług, w którym wydajność jest już niższa. W poprzednich latach umiarkowana aprecjacja kursu złotego do euro łagodziła wpływ presji płacowej na inflację. W tym roku jednak płace zaczęły rosnąć wyraźnie szybciej, a kurs złotego do euro od wielu miesięcy pozostawał stabilny, co może zmienić perspektywy inflacji. Pewien łagodzący wpływ na inflację miała tendencja do wzmacniania się kursu złotego do dolara, która wpływała na koszty importu z krajów spoza Unii Europejskiej. Czynnikiem łagodzącym presję inflacyjną było to, że część rosnącego popytu krajowego wylewała się poza gospodarkę w postaci zwiększającego się importu.
• Wspominał pan, że podwyżka stóp to jak polisa od wzrostu inflacji w przyszłości. Konieczny będzie kolejny ruch?
- Dzięki temu, że ta polisa została wykupiona, nie ma na razie potrzeby szybkich dostosowań w polityce pieniężnej. Teraz możemy przez pewien czas obserwować, jaki będzie rzeczywisty bieg zdarzeń w gospodarce w stosunku do tego, co było wcześniej prognozowane. Ale musimy pamiętać, że mimo wciąż niskiej inflacji potencjalne zagrożenia nie znikną. Stabilizowanie inflacji w warunkach szybkiego wzrostu gospodarczego nigdy i nigdzie nie jest łatwe.
• Czy globalizacja nadal będzie ograniczać wzrost cen?
- Ona cały czas jest czynnikiem, który pomaga utrzymać niski poziom inflacji. Wielkość naszego importu z Chin nadal szybko rośnie. Globalizacja jednak to nie tylko tani import. To także rosnąca konkurencja cenowa na rynku międzynarodowym, która sprawia, że przedsiębiorstwa krajowe mają bardzo ograniczone możliwości podnoszenia cen. Efektem globalizacji jest także napływ inwestycji bezpośrednich oraz wiążący się z nim transfer nowych technologii i metod zarządzania. Inwestycje przyczynią się do podwyższenia poziomu potencjalnego PKB.
• Część ekonomistów zwraca uwagę na niebezpieczeństwo szybkiego wzrostu importu i deficytu na rachunku obrotów bieżących.
- Deficyt na rachunku obrotów bieżących będzie zapewne rósł, ale nie sądzę, by jego wielkość szybko osiągnęła niepokojące rozmiary. Jednym z następstw rosnącej globalizacji rynków finansowych jest to, że obecnie łatwiej są finansowane większe deficyty w obrotach bieżących, niż miało to miejsce jeszcze w poprzedniej dekadzie. Pamiętajmy również, że z punktu widzenia rynków finansowych ryzyko inwestowania w Polsce zmniejszyło się radykalnie dzięki naszemu wejściu do Unii Europejskiej. Bardzo ważna jest jednak struktura finansowania deficytu w obrotach bieżących. Mam nadzieję, że Polska pozostanie krajem przyciągającym inwestycje bezpośrednie i nadal właśnie one będą pokrywały w głównej mierze deficyt w obrotach bieżących.
• Czy polityka budżetowa jest ryzykowna dla inflacji?
- Wpływ polityki fiskalnej na inflację to rzecz skomplikowana. Przykład niefortunnych doświadczeń Węgier z ostatnich lat jest znamienny i należy mieć go na uwadze. Trzeba pamiętać również, że w im większym stopniu wyższe dochody budżetu są przeznaczane na bieżące wydatki, w tym mniejszym stopniu będzie można wykorzystywać w przyszłości politykę budżetową dla podtrzymania koniunktury w okresie, gdy osłabnie.
• Jakie mogą być konsekwencje zawirowań na amerykańskim rynku finansowym?
- Trzeba jeszcze trochę czasu, by można było ocenić, jakie będą skutki zaburzeń na rynkach finansowych dla gospodarki amerykańskiej. Powszechnie jednak przyjmuje się, że nie będą one tak poważne jak w latach 2000-2001, gdy wywołały recesję. Na razie wydaje się również, że zaburzenia te nie wpłyną w dużym stopniu na gospodarkę europejską, na którą przypada 80 proc. naszego handlu zagranicznego.
• ANDRZEJ SŁAWIŃSKI
profesor SGH, przewodniczący Rady Naukowej PTE, członek Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN