Nie wiadomo, na jakich zasadach na rynek trafią dziesiątki tysięcy państwowych automatów do gier. Za to te zarekwirowane zaczynają coraz więcej nas kosztować
Od momentu obowiązywania nowej ustawy hazardowej przez cały kraj przetaczają się kontrole Krajowej Administracji Skarbowej. KAS miejsce po miejscu, lokal za lokalem szuka nielegalnych automatów (tzw. jednorękich bandytów). Tylko w ciągu pierwszego miesiąca przeprowadziła 678 takich kontroli w miejscach, w których wcześniej stwierdzano naruszanie prawa. Zatrzymano 2375 nielegalnych automatów. Niedużo, jeśli wziąć pod uwagę, że w całym kraju mogło ich być nawet 50–60 tys. W magazynach w województwach kujawsko-pomorskim i warmińsko-mazurskim zlokalizowano aż 11 tys. takich maszyn.
– Bardzo dobrze, że z rynku znikają nielegalne automaty. Ale co się z nimi dzieje? Gdzie i jakim kosztem są przechowywane? Szykujemy właśnie interpelację, by dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja – mówi nam poseł Tomasz Rzymkowski z Kukiz’15.
Częściowo na te pytania odpowiedziało przedstawione właśnie Sejmowi sprawozdanie szefa KAS, z którego wynika, że „ogólne koszty związane z zatrzymywaniem automatów od 1 kwietnia do 8 maja 2017 r. wyniosły ponad 360 tys. zł. W tym koszty związane z magazynowaniem wyniosły ok. 75 tys. zł”. – I tu pojawiają się kolejne pytania: jak wybrano magazyny do ich przechowania, czy był przetarg? Czy te koszty uwzględniono, przygotowując ustawę i planując z niej wpływy podatkowe – wylicza Tomasz Rzymowski.
Pytań jest zresztą sporo. Odpowie na nie wybrany właśnie nowy prezes Totalizatora Sportowego. Wczoraj rada nadzorcza TS ogłosiła, że po tygodniu obrad wybrała na to stanowisko Olgierda Cieślaka. Decyzja jest interesująca, bo poprzednio Cieślaka na to stanowisko wybrano w połowie marca i po ledwie miesiącu ogłoszono kolejny konkurs. Stanowisko prezesa TS to obecnie gorące krzesło. Poprzedni prezes Łukasz Łazarewicz Totalizatorem kierował tylko przez 10 miesięcy.
– Cieślak to niezły wybór. Zna się na tym rynku. Ale to też wybór zaskakujący, bo nie jest on szczególnie zaangażowanym zwolennikiem umowy, jaką Totalizator zapowiedział na wykonanie i dostarczenie automatów – mówi nam ekspert dobrze znający kulisy branży.
Ta umowa to ogłoszona na początku marca zapowiedź współpracy z konsorcjum Exatela, PWPW i Wojskowych Zakładów Łączności nr 1, które wspólnie mają dostarczyć w ciągu kilku lat 35 tys. automatów. Pierwsza transza, licząca kilkaset sztuk, miałaby się pojawić już w tym roku. Ile dokładnie, jaki jest koszt tej współpracy i czy umowa została w ogóle już podpisana – nie wiadomo. Eksperci z branży szacują, że taki kontrakt wart jest od 700 mln do 1,1 mld zł. O czym ani słowem nie wspomniano w uzasadnieniu ustawy hazardowej.
Co więcej, niektórzy uczestnicy prac nad tym dokumentem na Komitecie Stałym Rady Ministrów wychodzą z założenia, że państwowe automaty wcale nie mają być zakupione. – Byłem przekonany, że w pomyśle państwowego monopolu chodzi o upaństwowienie sprzętu, który przecież celnicy sukcesywnie rekwirowali z rynku – komentuje przedstawiciel jednego z resortów konsultującego nowelizację.
Jak się okazuje, nawet Ministerstwo Finansów nie zna szczegółów pomysłu na automatowy monopol. Jego biuro prasowe na nasze pytania odpisało tylko, że „w trakcie procesu legislacyjnego analizowane były skutki, jakie przyniesie nowelizacja dla sektora finansów publicznych. Natomiast decyzje dotyczące m.in. rodzajów automatów i harmonogramu wprowadzania ich na rynek są decyzjami biznesowymi spółki wykonującej monopol państwa w tym zakresie i nie mają wpływu na finanse publiczne”.
Ministerstwo Finansów odesłało nas też do resortu rozwoju, pod który podlega Totalizator Sportowy. Obie instytucje nie odpowiedziały na nasze pytania. Jedno jest niemal pewne: zweryfikować trzeba będzie zakładane wpływy do budżetu państwa z opodatkowania hazardu. Resort finansów szacował, że dzięki nowelizacji hazardowej budżet państwa zyska ponad 15 mld zł w ciągu 10 lat. A w pierwszym roku funkcjonowania prawa – zgodnie z oceną skutków regulacji – miało to być 0,6 mld zł. Teraz jednak niespodziewanie MF przyznaje, że skoro ustawa weszła w życie 1 kwietnia, to „faktyczne skutki w 2017 r. mogą być niższe z uwagi na krótszy okres obowiązywania zmian”. Tyle że ten krótszy okres był przecież znany już przy uchwalaniu nowelizacji.