W poniedziałek w Brukseli odbędzie się drugie spotkanie konsultacyjne w sprawie nowego systemu monitorowania wyrobów tytoniowych.
Komisja Europejska chce, żeby droga wyrobów tytoniowych – od fabryki do handlu detalicznego – była ściśle kontrolowana. W unijnej dyrektywie tytoniowej, obowiązującej od zeszłego roku, przewidziano takie narzędzie, które ma pomóc walczyć z szarą strefą. Nowe rozwiązania miałyby obowiązywać od 2019 r. Wówczas kończy się czas działania obecnie obowiązujących systemów monitoringu, które koncerny tytoniowe wprowadziły we własnym zakresie, ale w porozumieniu z Brukselą. Ich zasięg jest jednak mniejszy: od fabryki do hurtowni.
Aby branża na czas wdrożyła nowe rozwiązania, akty prawne powinny zostać wydane do IV kwartału 2017 r. Jak dotąd Komisja Europejska nie przedstawiła jednak żadnego projektu. Nic nie wskazuje też na to, by państwa członkowskie poznały planowane rozwiązania w przyszłym tygodniu.
– W agendzie spotkania brak punktu dotyczącego projektów rozporządzeń – przyznaje biuro prasowe resortu finansów, który będzie reprezentował Polskę w rozmowach. Polska Izba Handlu, która będzie uczestniczyć w konsultacjach, również twierdzi, że nie wie, czego się spodziewać po najbliższym spotkaniu.
Spekuluje się, że Komisja Europejska narzuci swój model. Według naszych rozmówców od miesięcy lobbowany jest pomysł, by dostawcą i nadzorcą systemu została firma niezwiązana z sektorem tytoniowym. Miałaby to być szwajcarska Sicpa.
Branża tytoniowa, wspierana przez handlowców, nie popiera takiego rozwiązania. Jak zauważa Maciej Ptaszyński, dyrektor generalny polskiej Izby Handlu, przy budowaniu systemu od podstaw rykoszetem mogą dostać handlowcy i hurtownicy, którym zostaną narzucone trudne i kosztowne warunki. Po drugie, w światowych mediach pojawiły się doniesienia, że firma jest uwikłana w afery korupcyjne m.in. w Kenii i Brazylii. Po trzecie, Sicpa każe sobie słono płacić: od każdej paczki pobiera 0,03 eurocenta.
To oznacza, że w przypadku samych papierosów koszt obsługi systemu w Polsce wyniósłby ponad 60 mln euro, czyli ok. 260 mln zł. Kolejne miliony pochłonie śledzenie tytoniu, który monitoringiem ma być objęty kilka lat później. Koszty te musieliby ponieść konsumenci. Producenci zapowiadają, że dodatkowej opłaty nie wezmą na siebie. Jednocześnie deklarują, że nie mają nic przeciwko temu, by monitorowanie zostało powierzone zewnętrznemu podmiotowi.
– Mogłaby to być Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych, która jest emitentem znaków akcyzowych – podpowiada przedstawiciel jednego z koncernów tytoniowych. Zdaniem branży takie rozwiązanie byłoby nawet prostsze we wdrożeniu, bo można byłoby wykorzystać przy jego tworzeniu funkcjonujący obecnie system śledzenia papierosów oparty na kodzie alfanumerycznym i 2D drukowanych na paczce papierosów. Branża nie kryje też, że dzięki takiemu modelowi zaoszczędziłaby. Na obecnie obowiązujący system koncerny wydały ok. 400 mln dol.