Coraz częściej podnosi się sprawę konieczności budowy w naszym kraju elektrowni jądrowej. Za takim rozwiązaniem przemawiają argumenty niezbędnej rozbudowy mocy energetycznych i ochrony środowiska.
Decyzję w sprawie strategii rozwoju energetyki jądrowej w Polsce rząd podejmie z chwilą przyjęcia nowej polityki energetycznej Polski do 2030 roku - wynika z informacji uzyskanych w Ministerstwie Gospodarki. Prace nad nią trwają od ponad roku. Jednak sprawa wydaje się przesądzona. Sam premier Donald Tusk pod koniec ubiegłego roku podczas konferencji prasowej oświadczył, że w tym roku ruszą intensywne prace nad projektem elektrowni jądrowej. Padają już też terminy. Na przykład o planach uruchomienia w 2021 roku pierwszego reaktora o mocy 1600 MW mówi zarząd Polskiej Grupy Energetycznej (PGE), a drugiego - dziewięć lat później.

Fundusze i prawo

Wcześniej, bo w 2015 roku, ok. 1,5 MW prądu z reaktorów atomowych pozyskamy dzięki inicjatywie prywatnych firm, które uczestniczą w projekcie budowy nowej elektrowni atomowej w Ignalinie na Litwie, w miejsce zamykanej starej. Z naszej strony uczestniczy w niej także PGE. Ale sprawa idzie jak po grudzie, a decyzję o udziale w tym projekcie zainteresowane firmy podejmą po wynegocjowaniu korzystnych dla siebie warunków biznesowych. Możliwa jest też współpraca z Ukrainą, a wśród potencjalnych partnerów są czeski CEZ, operujący już w Polsce, a być może i... firmy z Korei Płd.
Dotychczas od budowy elektrowni atomowej w Polsce nie odżegnywał się żaden rząd. Ale też żaden nie chciał zmierzyć się z tym wyzwaniem, w sensie prawnotechnicznym, finansowym (jeden reaktor 1,3 GWe kosztuje ponad 1 mld euro), ale i politycznym. Paradoksalnie, obecne wyzwania gospodarcze i środowiskowe ułatwiają podjęcie decyzji. Nie oznacza to, że sprawa jest oczywista i prosta.
Budowa elektrowni atomowej wymaga rozwiązania wielu spraw. Potrzeba stworzyć i przyjąć niezbędne ustawy. Znaleźć fundusze, zamówić reaktory i rozpocząć budowę. Wykształcić kilkuset fachowców i wysłać na staże (dziś mamy tylko około... 50 pracowników naukowych i naukowo-technicznych ds. jądrowych). Lecz proces powinien się zacząć od kampanii wyjaśniającej i przekonania Polaków. Na cały ten cykl potrzeba około 12 lat.
Nie tylko przeciętny Polak nie wie, czy istotnie potrzebne nam są te elektrownie, skoro spore grono ekspertów twierdzi, że do zbilansowania przyszłych potrzeb wystarczy nam rozwijanie energetyki odnawialnej. Przed oczyma mamy obrazy pożaru w Czarnobylu sprzed ponad 20 lat. Kto wie, że od tamtego czasu na świecie buduje się reaktory czwartej generacji, mające zupełnie inny poziom zabezpieczeń. A co wiadomo o znikomym oddziaływaniu - według np. PAA - współczesnej atomówki na środowisko? Środowiska ugrupowań zielonych mają przeciwną, jednoznaczną opinię.
A czy upowszechniła się wiadomość, że Polska jest otoczona wianuszkiem reaktorów jądrowych? Mają je już wszyscy nasi sąsiedzi, a jeszcze bliżej, bo w odległości 60-80 km od naszych granic, właśnie rozpoczyna się budowa dwóch kolejnych atomówek: na Białorusi koło Grodna i w obwodzie kaliningradzkim.



Światowe doświadczenia

Energetyka jądrowa dostarcza prawie 2,7 tys. TWh energii elektrycznej produkowanej na świecie. W 2007 roku miała ona 18,9 proc. udziału w globalnej jej produkcji. Według najnowszych danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA), w 31 krajach pracuje 438 reaktorów o łącznej mocy 372,1 GWe. W niektórych, jak we Francji, na Litwie, Słowacji i w Belgii, dostarczają one ponad połowę energii elektrycznej, na własne potrzeby i eksport.
Co charakterystyczne, po latach wahań, do czego przyczyniły się w niektórych krajach kampanie przeciwników energetyki jądrowej, znów pełną parą ruszyły prace na 35 placach budów nowych elektrowni atomowych lub przy ich modernizacji. Na taki program zdecydował się m.in. rząd brytyjski, przez blisko 15 lat rozwijający energetykę alternatywną, szczególnie wiatrową. Zarazem kilka nowych krajów, spoza atomowego klubu 31, zapowiada lub rozpoczęło wdrażanie planów uruchomienia co najmniej jednego reaktora. Są wśród nich np. Egipt, Turcja, a nawet w ropę zasobne Iran i ZEA. Wśród niemal co tydzień otwieranej w Chinach elektrowni co dziesiąta jest wyposażona w reaktory jądrowe.
W opublikowanym we wrześniu 2008 r. raporcie IAEA przewiduje, że w wariancie pesymistycznym w 2030 roku moc elektrowni atomowych wzrośnie do 473 gigawatów, a w optymistycznym, przez co rozumie się realizację wszystkich zapowiadanych projektów, nawet do 748 GWe.

Przeciwnicy i zwolennicy

Zmiana klimatu dla energetyki jądrowej ma trzy powody. Po pierwsze, gwałtownie zaczęły rosnąć ceny ropy naftowej, gazu ziemnego i węgla, na których to surowcach w dominującej części oparte są systemy energetyczne większości krajów. Po drugie, świat z oporami, ale jednak stara się wypełnić zobowiązania wynikające z protokołu Kioto o redukcji gazów cieplarnianych, do czego przyczyniają się elektrownie konwencjonalne. Trzecim powodem jest zapewnienie większego bezpieczeństwa energetycznego w Europie i spowodowanie, aby był to region mniej zależny od importu energii elektrycznej.
Doświadczenia krajów zachodnich dowodzą, że dość łatwo można zorganizować prywatne konsorcja lub publiczno-prywatne, które sfinansują wydatki inwestycyjne. Nie ma też problemu z zakupem instalacji, o ile zamówi się je z kilkuletnim wyprzedzeniem, bo podaż ograniczona jest do producentów z kilku krajów: Francji, USA, Kanady, Rosji, Finlandii. Problemem jest natomiast przekonanie własnego społeczeństwa do postawienia na swoim terytorium elektrowni atomowej.
W Szwajcarii takie przygotowania PR-owskie zajęły niedawno pięć lat. W Wielkiej Brytanii rząd przez rok prowadził kampanię wyjaśniającą. W efekcie na tyle zwiększyła się liczba zwolenników energetyki jądrowej, a zarazem spacyfikowana została część jej przeciwników, że bez większego ryzyka politycznego rozpoczęto plan wymiany starych reaktorów na nowe, wraz z rozbudową ich mocy.
Kto postawił na atom / DGP
Struktura produkcji energii elektrycznej / DGP
Elektrownia / Bloomberg