Choć projekt ustawy o połączeniu Komisji Nadzoru Finansowego z Narodowym Bankiem Polskim powstał dobre kilka miesięcy temu, to sprawa została zawieszona. Bezterminowo
Dotychczasowe efekty dyskusji nad przeniesieniem nadzoru bankowego z KNF do NBP można streścić w jednym zdaniu: oficjalnie wszyscy są „za” wprowadzeniem zmiany, tyle że nikt nad nią nie pracuje. Najbardziej zainteresowani, czyli same instytucje, tłumaczą to tak samo: nie mamy inicjatywy ustawodawczej i przygotowywanie projektów ustaw nie leży w naszych kompetencjach.
Projekt mogłoby przygotować Ministerstwo Finansów. Mogłoby, ale jego przedstawiciele twierdzą, że w MF nic takiego się nie dzieje. – Przychylnie podchodzimy do postulatów prezesa NBP – to oficjalny przekaz, jaki płynie z resortu. Ale z mniej oficjalnych wypowiedzi wynika, że nikt w nim nie ma motywacji, by takie zmiany pilotować.
Od jesieni projekt jest gotowy, powstał przy współpracy z NBP i miał być uchwalony jako poselski. Tyle że choć – według nieoficjalnych doniesień – na rozpoczęciu prac zależy prezesowi NBP Adamowi Glapińskiemu, to na razie w klubie PiS nie ma dla nich zielonego światła. Projekt, który powstał kilka miesięcy temu, zakłada unię personalną Narodowego Banku Polskiego i Komisji Nadzoru Finansowego – szef NBP z automatu stawałby się przewodniczącym tej ostatniej. I możliwe, że właśnie taki kształt nowego nadzoru jest powodem stopowania projektu.
Unia personalna z wiodącą rolą prezesa banku centralnego w praktyce oznaczałaby wyraźne zwiększenie kompetencji szefa NBP kosztem kompetencji premiera i ministrów. Dziś to Beata Szydło mianuje szefa KNF i – na jego wniosek – dwóch zastępców. Do tego w składzie komisji z pozostałych pięciu członków trzech to przedstawiciele ministrów finansów, rozwoju oraz pracy. W efekcie w tym ośmioosobowym ciele dziś premier ma wpływ bezpośredni bądź pośredni na wybór sześciu osób.
Projekt znajdujący się w sejmowych szufladach zakłada, że resort pracy nie miałby już swojego przedstawiciela w komisji. Zyskałby go za to Bankowy Fundusz Gwarancyjny (dziś jego szef zasiada w KNF, ale jako przedstawiciel prezydenta). Kolejna zmiana: szef komisji, czyli prezes NBP, miałby nie dwóch, jak dziś, lecz trzech zastępców. Oznacza to, że prezes NBP miałby w niej de facto cztery głosy, a więc to on mógłby w najsilniejszy sposób wpływać na jej działania.
Zatwierdzanie większego wpływu NBP na komisję za pomocą zmian instytucjonalnych nie musi się podobać w rządzie. I to nie tylko premier Beacie Szydło, ale także wicepremierowi Mateuszowi Morawieckiemu, który jest odpowiedzialny za politykę gospodarczą. Duża część działań w jego planie dotyczy giełdy, funduszy emerytalnych czy banków, a więc instytucji nadzorowanych przez KNF.
Już dziś, gdy szefem komisji jest były członek Rady Polityki Pieniężnej Marek Chrzanowski, będący w bardzo dobrych kontaktach z prezesem NBP Adamem Glapińskim, współpraca wicepremiera z KNF nie należy do najłatwiejszych. Duży zgrzyt to sprawa wyboru nowego prezesa Giełdy Papierów Wartościowych – spółki nadzorowanej przez Ministerstwo Rozwoju. Walne zgromadzenie GPW już na początku stycznia głosami Skarbu Państwa desygnowało na to stanowisko Rafała Antczaka. Ale prezes giełdy musi mieć zgodę KNF – a do tej pory jej nie uzyskał. Argumentem jest brak dostatecznego stażu w instytucjach rynku finansowego. W sprawie do wczorajszego wieczora panował pat. Ostatecznie Antczak zrezygnował z ubiegania się o zgodę KNF i ze stanowiska prezesa Giełdy.
Adam Glapiński jako pierwszy publicznie opowiedział się za zmianami w nadzorze jeszcze w czasie, gdy kandydował na stanowisko szefa banku centralnego. Wtóruje mu obecny przewodniczący KNF. Według Marka Chrzanowskiego skupienie w jednej instytucji nadzoru mikroostrożnościowego (którym dziś zajmuje się komisja) i makroostrożnościowego (dziś to działka banku centralnego i Komitetu Stabilności Finansowej, w którym zasiadają szefowie NBP, resortu finansów, KNF i BFG) ułatwiłoby walkę z kryzysem bankowym, gdyby taki wybuchł. Bo łatwiej byłoby dostosować równocześnie np. wysokość stóp procentowych i wprowadzić programy naprawcze w bankach.
Przewodniczący KNF uważa, że przepływ informacji w nowej strukturze byłby znacznie szybszy, a podejmowanie decyzji prostsze. – Projekt ustawy w tym zakresie powinien powstać. Mam nadzieję, że posłowie albo inne ciało do tego uprawnione taki projekt przygotuje. Apeluję o to. Choć nie mam informacji, by tego typu działania zostały już podjęte – mówił przed kilkoma dniami na posiedzeniu sejmowej komisji finansów publicznych. Można to rozumieć jako apel do posłów, by projekt dostał zielone światło.
Choć jednocześnie przewodniczący KNF sugeruje, że najpierw chciałby uporządkować działanie Urzędu KNF, a dopiero potem przejść do kolejnego etapu. Posłom tłumaczył, że chodzi o wypracowanie wspólnego standardu nadzoru nad różnymi rynkami.
– Moim zadaniem będzie lepsza integracja prac urzędu, ujednolicenie procedur w zakresie nadzoru bankowego, ubezpieczeniowego i nad rynkiem emerytalnym. Najpierw sprawna instytucja, dopiero potem połączenie z NBP. Tylko wtedy takie połączenie będzie miało sens, a rynek finansowy będzie beneficjentem tej zmiany – mówił Marek Chrzanowski członkom sejmowej KFP.
KNF powstała w 2006 r. z połączenia nadzoru nad rynkiem ubezpieczeniowym, emerytalnym i kapitałowym. Z początkiem 2008 r. do KNF włączono nadzór bankowy. Decyzję o powołaniu zintegrowanego nadzoru podjęli politycy PiS za poprzednich rządów tej partii. Wcześniej systemem bankowym zajmowała się Komisja Nadzoru Bankowego, której szefem z urzędu był prezes NBP. Przy zmianie nie obeszło się wówczas bez kontrowersji, za opóźnieniem jej wprowadzenia opowiadał się m.in. ówczesny szef banku centralnego Sławomir Skrzypek.