Resort gospodarki twierdzi, że perspektywa dostaw kaspijskiej ropy do Polski oddala się. Główną wadą tego projektu jest zaangażowanie w jego realizację samych państw, bez udziału biznesu.
W styczniu firma Granherne przedstawi tzw. feasibility study, czyli studium wykonalności inwestycji polegającej na przedłużeniu ropociągu Odessa-Brody do Polski. Nie znając jeszcze wyniku tych badań, wielu ekspertów krytykuje obecną koncepcję kluczowego dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego projektu.
- Skrzyknięcie kilku państw do takiego projektu nie zapewni mu powodzenia. Działający w tym regionie ropociąg Baku-Tbilisi-Ceyhan, zaprojektowany w tym samym czasie co Odessa-Brody dawno został już skończony. Sukces zapewniło mu zaangażowanie międzynarodowych koncernów naftowych - tłumaczy Maciej Gierej, były prezes Nafty Polskiej.
Kolejny problem to brak niezbędnej infrastruktury logistycznej w kraju tranzytowym, jakim byłaby Gruzja.
Zdaniem Macieja Giereja, tamtejsze ropociągi są już pełne, a 95 proc. tej ropy przechodzi przez terminale konkurencyjne wobec polsko-ukraińsko-azerskiego projektu. Miejsca w infrastrukturze przesyłowej dla ropy, która miałaby popłynąć do naszego kraju, będzie zaledwie na poziomie 5 mln ton. A to absolutne minimum, by w ogóle budować ten ropociąg.
Większość analityków jest zdania, że dla opłacalności projektu przesył surowca na Ukrainę i do Polski powinien wynosić 20-40 mln t rocznie (połowę skonsumuje Ukraina, reszta trafi do Polski i ewentualnie dalej przez gdański Naftoport tankowcami do zagranicznych odbiorców). Według Marcina Jastrzębskiego, prezesa Sarmatii, spółki odpowiedzialnej za realizację projektu Odessa-Brody-Gdańsk, jedna z analizowanych koncepcji zakłada rozbudowę rurociągów gruzińskich. Miałaby się tym zająć strona gruzińska.
Andrzej Chwas, dyrektor Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w Ministerstwie Gospodarki, liczy, że polskie problemy z rurociągiem pomoże rozwiązać Unia Europejska.
- Bez wejścia Unii w ten projekt ciężko będzie coś zrobić - twierdzi Andrzej Chwas. Tymczasem Urszula Gacek, poseł do Parlamentu Europejskiego, uważa wręcz odwrotnie.
- UE ani tym bardziej sama Polska nie odnoszą sukcesów w negocjacjach w tym regionie. Z Rosją jest inaczej. Rozmawiałam z przedstawicielami władz Azerbejdżanu i usłyszałam, że z Rosjanami współpraca jest prostsza, bo mówią jednym głosem i nie pytają, jak przeprowadzamy wybory, jak traktujemy naszych dziennikarzy. Unia stawia za dużo warunków - podkreśla Urszula Gacek.
Analitycy prognozują, że ropy w rurze mogłoby brakować już za trzy lata. Krzysztof Spandowski, prezes Przedsiębiorstwa Eksploatacji Rurociągów Naftowych (19 grudnia został odwołany z funkcji przez ministra skarbu), spodziewa się, że eksport mógłby spaść nawet o połowę.
- Rosjanie inwestują w nowe drogi do eksportu. Rozbudowywany jest port w Primorsku, rozpoczęta została budowa portu Ust-Ługa i planowane połączenie z tego portu do Unieczy, czyli miejsca, w którym ropociąg Przyjaźń rozwidla się na część polską i ukraińską. Jeżeli ten rurociąg będzie zrealizowany, to ok. 50 proc. ropy, która płynęła Przyjaźnią, trafi do portu Ust-Ługa - twierdzi Krzysztof Spandowski.
Według niego nie wiadomo, jaka część zmniejszonych dostaw przypadnie na polską nitkę, czy będzie to całe 50 proc., czy mniej.
Polskie rafinerie nie muszą się jednak obawiać. Naftoport pozwala na niemal natychmiastową rezygnację z dowolnej ilości importu rosyjskiej ropy i sprowadzanie surowca tankowcami z każdego innego miejsca na świecie. Dlaczego zatem Orlen i Lotos zaopatrują się w Rosji? Obecnie rosyjska ropa Ural transportowana Przyjaźnią jest wciąż najtańszą opcją dla rodzimych rafinerii. Jak podkreśla Paweł Olechnowicz, prezes Grupy Lotos, przy stale spadającej różnicy cen między droższą ropą Brent z Morza Północnego a tańszą rosyjską zakup innych gatunków niż Ural zaczyna mieć coraz mocniejsze podstawy ekonomiczne. Szacuje się, że w 2012 roku, gdy dostawy do Polski ulegną ewentualnemu zmniejszeniu, Lotos przerabiać będzie nawet 3 mln ton ropy z innych kierunków. Współpraca ze Statoilem i własne wydobycie zapewni spółce nawet 30 proc. tzw. wsadu. Roczny kontrakt Lotosu z Norwegami (istnieje opcja przedłużenia) i starania Orlenu, który już dziś jest w stanie przerabiać ponad 60 różnych gatunków ropy, świadczy o tym, że krajowe koncerny paliwowe są gotowe do znaczącego zmniejszenia dostaw rosyjskiej ropy.
Pozostało
89%
treści
Reklama
Reklama