Fundusze unijne mogą złagodzić skutki spowolnienia gospodarczego w Polsce - uważa minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska. Kierowany przez nią resort - jako jeden z nielicznych - kryzysu nie odczuwa.

"Jako jeden z nielicznych resortów, ministerstwo rozwoju nie odczuwa kryzysu, a raczej go łagodzi" - zapewniła Bieńkowska w rozmowie z PAP.

"Cały czas mamy nadmiar wniosków (o dofinansowanie z UE-PAP), w niektórych przypadkach pięcio-, sześcio-, a nawet 10-krotny, w stosunku do tego, ile mamy środków" - wyjaśniła.

"Założone w rządowym planie stabilizacji środki z UE ostatecznie trafią do przedsiębiorstw"

Polska ma do wydania z unijnej kasy do 2013 roku ponad 67 mld euro. Do 14 grudnia MRR podpisało z ubiegającymi się o unijne wsparcie ok. 5,8 tys umów na kwotę dofinansowania z UE ok. 7,1 mld zł.

Ponadto, jak zapewnia minister, ze względu na słabszą złotówkę i dzięki wydłużeniu do czerwca 2009 roku okresu rozliczania przez Komisję Europejską programów z lat 2004-2006, "pieniędzy przybyło".

Szefowa resortu rozwoju odniosła się też do rządowych planów wydatkowania funduszy w przyszłym roku. "Założone w rządowym planie stabilizacji środki z UE, z jednej strony stanowią znaczny wpływ do polskiego budżetu, a z drugiej, napływ do gospodarki pieniędzy inwestycyjnych, które ostatecznie trafią do przedsiębiorstw" - wyjaśniła Bieńkowska.

"Żaden inny kraj europejski nie otrzymał tak dużych dotacji, jesteśmy największym biorcą środków z funduszy strukturalnych"

Przyjęty przez rząd na początku grudnia "Plan stabilności i rozwoju - wzmocnienie polskiej gospodarki wobec światowego kryzysu finansowego" zakłada, że do końca 2009 roku Polska wyda minimum 16,8 mld zł w ramach funduszy unijnych.

Minister zaznaczyła, że gospodarkę pobudzają nie tylko pieniądze skierowane bezpośrednio do przedsiębiorstw, ale także euro wydane na infrastrukturę publiczną. "Autostrady budują przedsiębiorstwa. Nawet jeśli przetarg wygrywa firma zagraniczna, to zatrudnia polskich pracowników, a ich zarobki napędzają popyt" - wyjaśniła Bieńkowska.

"Żaden inny kraj europejski nie otrzymał tak dużych dotacji, jesteśmy największym biorcą środków z funduszy strukturalnych" - zapewniła. Choć jak powiedziała, nad wydatkowaniem tych pieniędzy administracja "musi się nabiedzić" a wnioskodawcy, w tym przedsiębiorstwa "pocierpieć biurokratycznie", to jej zdaniem nic nie wskazuje na kłopoty w ich wydatkowaniu.



"Chętnych nie brakuje, nic nie wskazuje na kłopoty"

"Jako resort odpowiedzialny za fundusze unijne, powinniśmy zajmować się ich wydawaniem. Chętnych nie brakuje, nic nie wskazuje na kłopoty" - zaznaczyła.

Bieńkowska oceniła, że nie ma zagrożenia, jeśli chodzi o wykorzystanie funduszy na duże projekty infrastrukturalne. "Problemem nie jest nasza zdolność do ich "połknięcia", ponieważ UE pokrywa 85 proc. tych inwestycji, a reszta jest zapisana w budżecie. To jest raczej kwestia niesłychanie długiego w Polsce procesu przygotowania inwestycji" - powiedziała.

Pytana o to czy kryterium innowacyjności nie blokuje dużych inwestycji firm w ramach programu operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (PO IG), Bieńkowska odpowiedziała: "Będziemy się temu bacznie przyglądać, ale dotychczasowe konkursy pokazywały nam, że chętnych przy tym kryterium jest 5-6 razy więcej niż środków". Zapewniła jednocześnie, że w razie potrzeby MRR będzie modyfikować program.

"Oznacza to jednak, że pieniądze szybciej się wyczerpią"

"Natomiast te konkursy, które będziemy od przyszłego roku ogłaszać będą miały większą pulę środków niż to co planowaliśmy wcześniej" - poinformowała Bieńkowska.

W 2009 roku zostanie zwiększona m.in. pula dostępnych pieniędzy w działaniu 4.4 PO IG na innowacyjne inwestycje dużych firm. Zamiast 1,5 mld złotych, firmy będą mogły na swoje projekty w przyszłym roku otrzymać 2,5 mld zł.

"Oznacza to jednak, że pieniądze szybciej się wyczerpią. Ale takie jest oczekiwanie. Ponadto, obecnie jest wiele wniosków, które przechodzą ocenę formalną i merytoryczną, ale potem brakuje dla nich pieniędzy" - powiedziała Bieńkowska.