Stracą Polacy pracujący w handlu. Zyskają zatrudnieni w sektorze budowlanym.
To nie Brytyjczycy, lecz Irlandczycy najbardziej obawiają się negatywnych skutków brexitu. Władze w Dublinie nie mają wątpliwości, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej spowolni wzrost gospodarczy Zielonej Wyspy. Ofiarą padną zapewne też pracujący tam Polacy. Ale jest i dobra wiadomość. Niektóre sektory gospodarki mogą na brexicie skorzystać i wręcz poszukiwać nowych pracowników. A nasi rodacy na tym skorzystają.
W styczniu brytyjska premier Theresa May potwierdziła spekulacje, że rozwód z Unią będzie pełny, czyli Londyn opuści również wspólny rynek. Według irlandzkiego ministerstwa finansów oraz Instytutu Badań Ekonomicznych i Społecznych (ESRI) twardy brexit spowoduje, że w ciągu dekady irlandzki eksport do Wielkiej Brytanii spadnie nawet o 30 proc., PKB będzie o 4 proc. mniejszy, niż gdyby pozostała ona w Unii, dług publiczny zwiększy się o 20 mld euro, a liczba miejsc pracy, które zostaną zlikwidowane lub nie powstaną, sięgnie 40 tys.
Pierwsze sygnały spowolnienia są już widoczne, mimo że Wielka Brytania nie złożyła jeszcze wniosku o opuszczenie UE. Irlandzki bank centralny zmniejszył tegoroczną prognozę wzrostu z 3,6 do 3,3 proc. Na bezrobocie to się jeszcze nie przekłada; spada ono praktycznie z miesiąca na miesiąc i w styczniu wyniosło 7,1 proc. Ale Zjednoczone Królestwo jest drugim co do wielkości odbiorcą irlandzkiego eksportu po USA, a 30 proc. irlandzkich pracowników jest zatrudnionych w sektorach silnie uzależnionych od eksportu do sąsiada zza morza. Szczególnie narażony jest sektor rolno-spożywczy, bo do Wielkiej Brytanii trafia blisko połowa eksportu produktów żywnościowych.
Takie prognozy to fatalna informacja dla mieszkających w Irlandii Polaków, których według GUS było w 2015 r. 111 tys. Dane Urzędu dotyczą osób mieszkających w Irlandii; liczbę pracujących można określić dzięki numerowi PPS, który jest niezbędny, aby podjąć legalną pracę. Według tych kryteriów liczba Polaków wyjeżdżających za chlebem do Irlandii rosła skokowo od 2001 r. Wówczas na Zielonej Wyspie pracowało ponad 2,2 tys. naszych rodaków. Prawdziwy najazd polskiej siły roboczej na ten kraj nastąpił w 2005 r., kiedy legalną pracę podjęło aż 64,7 tys. osób. W szczytowym okresie w czteroipółmilionowej wówczas Irlandii było zatrudnionych 94 tys. Polaków, choć ta liczba uwzględnia też pracowników sezonowych. Irlandzkie władze nie prowadzą statystyk zatrudnienia cudzoziemców w rozbiciu na poszczególne sektory, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że spora część naszych rodaków pracuje właśnie w tych, które są uzależnione od handlu z Wielką Brytanią.
O ile w pierwszych latach po otwarciu irlandzkiego rynku pracy Polacy najczęściej znajdowali zatrudnienie w sektorze budowlanym oraz przy zajęciach niewymagających wysokich kwalifikacji, czyli branżach najmniej zależnych od eksportu, o tyle z biegiem czasu zaczęło się to zmieniać. Po części z racji czynników zewnętrznych – globalny kryzys, który Irlandia odczuła jako jedna z pierwszych w Europie, oraz pęknięcie bańki nieruchomościowej spowodowały, że wielu przybyszów znad Wisły pracujących w sektorze budowlanym opuściło Irlandię. Widać to w statystykach; w 2007 r. mieszkało tam rekordowe 200 tys. Polaków, w następnym roku było ich 180 tys., a w kolejnym – 140 tys. Później z każdym rokiem liczba ta się zmniejszała, ale przeważnie były to już spadki rzędu 2–3 tys. rocznie. Ten trend widać także w wypadku Polaków z numerem PPS.
Ale zmiana jest związana także z tym, że stopniowo nasi zaczynali pracować na bardziej wymagających stanowiskach albo tworzyli własne firmy usługowe czy handlowe. Ale o ile popyt na usługi wykonywane na miejscu wskutek brexitu się raczej nie zmniejszy, o tyle sytuacja firm zajmujących się handlem, produkcją rolno-spożywczą czy produkcją przemysłową, która jest eksportowana do Wielkiej Brytanii, pogorszy się, co może mieć przełożenie na spadek zatrudnienia.
Irlandia ma jednak nadzieję, że część negatywnych skutków brexitu uda się zrekompensować. Sporo instytucji finansowych jeszcze przed brytyjskim referendum zapowiadało, że w przypadku wyjścia Wielkiej Brytanii z UE opuści londyńskie City. Dublin jest obok Paryża i Frankfurtu najczęściej wymienianym miejscem relokacji i pomimo że Irlandia jest znacznie mniejszą gospodarką od Francji czy Niemiec, ma kilka poważnych atutów. To niskie stawki CIT, ale też to, że będzie jedynym obok Malty anglojęzycznym państwem w Unii, niejako naturalnym pomostem między Stanami Zjednoczonymi, Wielką Brytanią i kontynentalną Europą. A niewielka odległość i duża liczba tanich połączeń lotniczych między Londynem a Dublinem powoduje, że można byłoby pracować w irlandzkiej stolicy, nie wyprowadzając się ze Zjednoczonego Królestwa.
W związku z tym w Dublinie już zaczął się boom budowlany. Według danych ministerstwa finansów budowanych bądź odnawianych jest obecnie ponad 400 tys. mkw. przestrzeni biurowej, a na kolejne 460 tys. mkw. inwestorzy mają już pozwolenia na budowę. Na dodatek przenoszenie się części pracowników do Dublina spowoduje także zwiększony popyt na mieszkania. John Whelan z biura prasowego ministerstwa ds. planowania i polityki mieszkaniowej powiedział DGP, że rządowy plan rozwoju mieszkalnictwa zakłada budowę ok. 25 tys. nowych mieszkań do 2021 r.
„O ile firmy będą podejmować decyzje na temat relokacji czy inwestycji w krótkim czasie, o tyle będą one realizowane w znacznie dłuższym okresie. W tym kontekście Irlandia znajduje się na dogodnej pozycji, by sprostać zwiększonemu popytowi na nieruchomości mieszkaniowe i komercyjne, który może się pojawić” – napisało ministerstwo finansów. W oczywisty sposób otwiera to nowe możliwości zatrudnienia, w tym także dla Polaków. Podczas poprzedniego boomu budowlanego – tego trwającego do 2008 r. – Polacy znajdowali zatrudnienie na budowach, bo Irlandii brakowało rodzimej siły roboczej w tym sektorze. W czasie trwającej następnych kilka lat bessy ten ostatni czynnik tym bardziej nie uległ zmianie.