Veno. Kto pamięta dziś tę nazwę, piękną, łatwą i chwytliwą?... W moim rankingu porzuconych nazw to jedna z wyższych pozycji. Kojarzy się z Juliuszem Cezarem i jego „veni, vidi, vici”. Spółka zadebiutowała na rynku NewConnect w lutym 2008 r. Zajmowała się inwestycjami w podmioty „działające na niszowym rynku przemysłu motoryzacyjnego, jakim jest styling i tuning”. Teraz inwestuje w nowe technologie i gry.

Zaczęła od inwestycji w Carbon Design. Przedmiotem działalności tej spółki było projektowanie rowerów poziomych oraz karbonowych elementów do samochodów wyczynowych. Pojawiła się na NewConnect w październiku 2008 r. i po dziewięciu miesiącach poinformowała, że zakończyła współpracę z liderem zespołu produkującego rowery oraz że zamierza skupić się na produkcji nadwozi do samochodów sportowych i wyścigowych. W styczniu 2010 r. Carbon Design sprzedał „aktywa motoryzacyjne” drugiej spółce z grupy.

Tą drugą spółką było Veno Automotive, które w czerwcu 2008 r. zmieniło nazwę na Arrinera Automotive. Zaprezentowało inwestorom prototyp samochodu Arrinera i stwierdziło, że jest gotowe do jego testów. Z takimi aktywami warto iść na giełdę, dlatego w grudniu 2011 r. po ofercie prywatnej złożony został wniosek o wprowadzenie akcji do obrotu. W lutym 2012 r. poinformowano, że prowadzone są rozmowy z przedstawicielami fabryki, która ma rozpocząć produkcję. Model zakładał, „iż koszty uruchomienia i produkcji supersamochodu Arrinera poniosłaby wstępnie fabryka, a następnie koszty te byłyby uwzględniane w cenie każdego poszczególnego egzemplarza”. W komunikacie liczącym cztery zdania aż osiem razy użyto słowo „supersamochód”, osiem razy nazwę „Arrinera” i ani razu nazwy fabryki.

W tym samym miesiącu spółka prostowała: samochód nie uległ wypadkowi, a publikowane w internecie zdjęcia są nieprawdziwe. Później korygowano kolejne artykuły, z których ostatni, z portalu Moto.pl, miał tytuł „Arrinera, czyli ściema po polsku”. Ostatecznie wycofano wniosek o wprowadzenie akcji do obrotu giełdowego.

Wątek poboczny: w sierpniu 2011 r. na giełdzie pojawiła się spółka AbeoNet, której przedmiotem działalności miało być świadczenie usługi „ochrony reputacji w internecie”. Inwestorzy chyba nie uwierzyli w ten projekt i nie chcieli obejmować kolejnych emisji akcji. W grudniu 2013 r. zmieniła ona nazwę na Copernicus Yachts Group. Sztandarowym modelem został 39-stopowy motorowy jacht stalowy. Oczywiście luksusowo wyposażony. Przychody grupy w 2014 r. wyniosły 26 tys. zł, co sugeruje, że żaden jacht nie został sprzedany. Zresztą po co sprzedawać luksusowe jachty, kiedy można sprzedawać wyścigowe samochody.

Teraz trudne: na przełomie 2014 i 201 5 r . nastąpiła seria transakcji i głównym udziałowcem opisanej wyżej spółki zostało Veno, które zmieniło nazwę na Erne Ventures (spółka babcia). Sprzedano Copernicus Yachts (spółka córka z poprzedniego związku), a Copernicus Yachts Group (spółka matka) nabyła Arrinera Automotive Holding (spółka córka z nowego związku), które było właścicielem Arrinera Automotive (spółka wnuczka – ta, która wcześniej zrezygnowała z giełdy). Nikogo nie powinno dziwić, że w marcu 201 5 r . zmieniono nazwę spółki matki na... Arrinera.

I tu niespodzianka, Arrinera matka to trzecie, a nie drugie, giełdowe wcielenie tego projektu. Bo w czerwcu 2014 r. opublikowano komunikat o wprowadzeniu akcji Arrinera Automotive Holding (córka z nowego związku) do obrotu na londyńskiej giełdzie GXG First Quote. Jej córka, czyli wnuczka, miała realizować „perspektywiczny projekt biznesowy, jakim jest projektowanie i w przyszłości produkcja pierwszego polskiego supersamochodu Arrinera Hussarya”, a ona sama miała sprzedawać ów samochód na rynkach zagranicznych. Przy okazji tamtej oferty prywatnej (zebrano 2,5 mln euro) zapewniano, że „projekt jest już prawie ukończony”, a w 2015 r. miała się rozpocząć sprzedaż limitowanej wersji Arrinera 33. W sierpniu 2015 r. rynek GXG został zlikwidowany, więc obrót akcjami zakończono.

Kolejne podejście. W styczniu 2016 r. „nastąpiła światowa premiera pierwszego polskiego samochodu wyścigowego Arrinera Husarya GT”. Pierwszego? A Syrena Sport? Kiedy zobaczyłem stronę internetową, wzruszyłem się, widząc zakładkę „Dziedzictwo” ze zdjęciami przedwojennych samochodów, lokomotyw i samolotów, a wśród nich rysunek szarżującej husarii. Mam lepszą propozycję – reprodukcje obrazów: „Natarcie husarii”, „Ułan i dziewczyna”, „Józef Piłsudski na Kasztance”, „Mateusz Morawiecki za kierownicą hussarya”.

Przy konstrukcji samochodu są teraz realizowane cztery projekty badawczo-rozwojowe: kompozyty z grafenem (dotacja 2,8 mln zł), aktywna aerodynamika (dotacja 2,5 mln zł), lakiery z grafenem (dotacja 1,7 mln zł) oraz emisja światła białego z ceramiki grafenowej (dotacja 3,8 mln zł). Dotacje do grafenowych produktów realizowane są przez spółkę powiązaną w Erne Ventures, ale – jak dowiadujemy się z memorandum – rezultaty tych badań znajdą zastosowanie w produkcji samochodu.

Zgodnie z memorandum informacyjnym, które towarzyszyło zakończonej niepowodzeniem ofercie publicznej, dostawa pierwszych egzemplarzy modelu GT3 nastąpi w połowie 2017 r., a drogowej wersji modelu w IV kw. 2017 r. Gdyby się nie udało dotrzymać tego terminu, co w przeszłości już się zdarzało, proponuję połączyć siły z zarejestrowaną niedawno spółką ElectroMobility Poland SA. Założyły ją cztery polskie spółki energetyczne, a przed nią ogromne wyzwanie. W ciągu dziesięciu lat wyprodukować milion samochodów elektrycznych. Arrinera swój robi już osiem lat.

W styczniu 2016 r. „nastąpiła premiera pierwszego polskiego auta wyścigowego Arrinera Husarya GT”. Pierwszego? A Syrena Sport?