Gdy przed dwoma miesiącami opisałem rządowe plany ustawowego przywrócenia monopolu Poczty Polskiej na przesyłki urzędowe i sądowe, wielu czytelników nie kryło radości. Pozwoliłem sobie wówczas napisać komentarz pt. „Każdy monopol demoralizuje”, w którym ostrzegałem, że będzie drożej. Nie przypuszczałem jednak, że moje przewidywania sprawdzą się tak szybko.
komentarz tygodnia
Przed tygodniem Poczta Polska poinformowała, że chce podnieść ceny usług nawet o 20 proc. Wysłanie listu ma kosztować już nie 2 zł, lecz 2,40 zł. Zgodę na to musi jeszcze wydać Urząd Komunikacji Elektronicznej, ale raczej pewne jest, że będzie drożej. Podwyżki dotyczą usługi powszechnej, a więc tego, ile płacimy za nadanie listu i paczki na poczcie. To jednak nie koniec – szybko przełożą się także na kontrakty zawierane z instytucjami publicznymi. Już teraz Poczta Polska, odkąd InPost ustąpił z tego rynku, w praktyce nie ma rywala i przy nowych kontraktach może narzucać swoje ceny. Gdy zaś korzystanie z usług operatora wyznaczonego zostanie narzucone ustawowo, będzie mógł on arbitralnie ustalać swoje stawki. Może minimalnie zejdzie z tych określanych dla usługi powszechnej, a może nie. Administracja nie będzie miała wyjścia – będzie musiała zawrzeć z nim kontrakt, nawet ze świadomością, że przepłaca. A przecież jest oczywiste, że odbiór całej korespondencji z jednej instytucji oznacza dużo niższe koszty niż zbieranie jej z wielu różnych miejsc.
Niepokoi mnie także co innego. Tłumacząc konieczność podwyższenia stawek, rzecznik prasowy zwrócił uwagę m.in. na wyraźnie wyższe koszty pracy i trudności z utrzymaniem pracowników. Jak to się ma do innych jego słów sprzed mniej więcej roku, gdy wyjaśniał, w jaki sposób Poczta Polska mogła zaproponować w przetargu na przesyłki sądowe cenę o 182 mln zł niższą od Polskiej Grupy Pocztowej? Gdy prywatny konkurent zarzucił Poczcie Polskiej stosowanie cen dumpingowych i nieuczciwą konkurencję, ta wyjaśniała, że mogła zejść z ceny dzięki m.in. przeprowadzonej reorganizacji. To jak to w końcu jest? Rywalizując w przetargu, mogła aż tak bardzo przebić ofertę prywatnego konkurenta, a teraz domaga się podwyżek? I to aż o jedną piątą?
Jedno jest pewne – eksperyment w postaci uwolnienia rynku usług pocztowych w Polsce już teraz można uznać za porażkę. Miało na to wpływ wiele czynników, w tym bez wątpienia także nieprzygotowanie prywatnego operatora, nawet jeśli część formułowanych pod jego adresem zarzutów nie była prawdziwa. Bez wątpienia jednak eksperyment ten pokazał jedno: dla odbiorców usług – niezależnie od tego, czy chodzi o zwykłych obywateli nadających pojedyncze listy na poczcie, czy też o duże instytucje wysyłające setki tysięcy pism – konkurencja zawsze jest dobra. Przekonujemy się o tym już po kilku miesiącach jej braku. A to dopiero początek. Trudno bowiem przypuszczać, by przywrócenie monopolu Poczty Polskiej na przesyłki urzędowe i sądowe skłoniło ją do obniżania cen i podwyższania jakości usług.