Oficjalne potwierdzenie nabycia pakietu akcji Pekao SA z rąk włoskiej Grupy UniCredit przez PZU w konsorcjum z Polskim Funduszem Rozwoju otwiera nowy rozdział w historii tego banku. Równolegle toczy się dyskusja, czy jest to udomowienie, czy też mamy do czynienia z nacjonalizacją.
Konsorcjalne nabycie pakietu 32,8 proc. akcji Banku Pekao SA przez PZU i PFR ożywiło na nowo dyskusję wokół potrzeby udomowienia banków zagranicznych działających w Polsce. W ciągu ostatnich lat doszło do wymiany wielu argumentów, a zdaniem wielu komentatorów i analityków wręcz do konsensusu między zwolennikami a przeciwnikami tej koncepcji. Kompromis zamyka się w dwóch myślach: „korzystniej jest, gdy bankowe centrum decyzyjne znajduje się w kraju, a nie za granicą” oraz „proces udomowienia powinien być dokonywany bez czynnego udziału Skarbu Państwa, a jeśli już musi to nastąpić, to w celu zapobieżenia poważnemu kryzysowi systemowemu”. Często pojawia się postulat, aby udziały od inwestora zagranicznego nabywały prywatne podmioty krajowe, bowiem spółki kontrolowane pośrednio lub bezpośrednio przez Skarb Państwa były i są postrzegane jako zależne od kalendarza politycznego i polityków.
Skąd w ogóle ta dyskusja? Cofnijmy się do czasów transformacji. W procesie prywatyzacji sektora bankowego w latach 90. dążono do pozyskania wiarygodnych inwestorów zagranicznych. Mieli oni zapewnić polskim bankom odpowiednie wsparcie kapitałowe, know-how oraz doświadczoną kadrę menedżerską. Rozmach tego procesu spowodował, że inwestorzy zagraniczni objęli w posiadanie 2/3 aktywów polskiego sektora bankowego. Odwrotnie jest w starych krajach Unii Europejskiej i krajach rozwiniętych. Tam większość ważnych banków ma centra decyzyjne w swoich krajach. W takich krajach jak Niemcy czy Francja udział inwestorów zagranicznych w sektorze nie przekracza 10 proc.
W efekcie światowego kryzysu finansowego w sposób dobitny przekonaliśmy się, jak spółki matki ograniczały aktywność spółek córek, na przykład w dostępności kredytu dla przedsiębiorców czy limitach w zakresie zakupu długu publicznego. Ratowały w ten sposób pozycję i własne wyniki finansowe, tymczasem kluczową funkcją sektora bankowego jest stabilność i sprawność w zakresie pośrednictwa finansowego w gromadzeniu depozytów krajowych, kredytowaniu działalności przedsiębiorców oraz gospodarstw domowych.
Polski rynek finansowy jest od lat na tyle rozwinięty, że nie musi już korzystać z zagranicznych zasobów tak uzależniająco jak dekadę czy dwie dekady temu. Wykształciła się już i zdobyła bogate doświadczenie krajowa kadra zarządzająca. Niestety możliwości jej awansu w bankach należących do zagranicznych grup bankowych są ograniczone. Skoro mamy dziś w Polsce dobrze wykształconych menedżerów, o odpowiednich umiejętnościach, by wyznaczać strategie i kierować rozwojem sektora bankowego, skoro mamy młodych, ambitnych ludzi z potencjałem, by stać się dobrymi menedżerami, to należy stworzyć warunki, aby swoje cele i ambicje zawodowe realizowali oni tu, w Polsce, a najlepiej rodzimych grupach kapitałowych. Muszą zatem istnieć w Polsce nie tylko oddziały zagranicznych grup bankowych, lecz także duże banki i firmy, które tutaj mają swoje centra zarządcze i decyzyjne.
Na skutek kryzysu finansowego od kilku lat trwają przetasowania w strukturze własnościowej sektora bankowego w Polsce. Ważne, aby nie polegały one tylko na wymianie między zagranicznymi grupami bankowymi. Ważniejsze, aby te sektorowe przetasowania służyły – zgodnej z rynkowymi zasadami gry, oczywiście – realizacji hasła: „więcej polskiej gospodarki w polskiej gospodarce”. I właśnie teraz pojawia się taka szansa.
Udomowienie systemu bankowego nie budzi dziś wielkich kontrowersji. Odwrócenie proporcji udziału inwestorów zagranicznych w stosunku do kapitału krajowego spotyka się ze sporym zrozumieniem. Różnice dotyczą drogi do realizacji tego celu.
W szumie wokół transakcji umyka jednak kilka ważnych kwestii. To nie PZU i Polski Fundusz Rozwojowy zabiegały o zakup akcji Pekao SA. UniCredit zaprosił je do takich rozmów, oceniwszy, że nie ma w Polsce podmiotu z kapitałem i możliwościami zbliżonymi do posiadanych przez PZU. Co więcej, nie pojawiła się żadna informacja o innym potencjalnym prywatnym nabywcy z Polski. Nie jest tajemnicą, że największym dysponentem kapitału w kraju są spółki z udziałem Skarbu Państwa i one są najbardziej wiarygodne w świecie finansów.
Również cena transakcji 10,6 mld zł istotnie odbiega od wcześniejszych doniesień prasowych – ponad 12 mld zł. Skoro Włosi działali pod presją czasu, to warto było zaufać zdolnościom negocjacyjnym polskiej strony. Wątpliwe jest również, aby PZU i PFR były jedynymi chętnymi do zakupu Pekao. W kuluarach mówi się, że zakupem banku był zainteresowany również Sbierbank. Wydaje się to prawdopodobne, zważywszy, że Rosjanie składali już ofertę Irlandczykom na zakup Banku Zachodniego WBK, o czym pisała wówczas prasa. Dla Włochów taki kupiec jednak nie mógł gwarantować płynnego przeprowadzenia transakcji. Taka sytuacja znacznie poprawiła pozycję negocjacyjną Polaków.
Niektórzy komentatorzy twierdzą, że PZU powinno ograniczać się do biznesu ubezpieczeniowego. A przecież pozycja lidera w swoim segmencie, jaką zajmuje PZU, umożliwia wyłącznie rozwój organiczny i mimo że firma szuka możliwości rozwoju poza Polską (przejmowanie dużych spółek o znaczącym udziale rynkowym lub mniejszych podmiotów, ale o dużym potencjale rozwojowym), takich ofert jednak nie było. PZU zgodnie ze swoją strategią inwestuje nadwyżki kapitałowe i wypracowany zysk w spółki z perspektywicznych branż, a taką jest sektor bankowy. Ostateczny wynik negocjacji wydaje się urzeczywistniać znaną z praktyki biznesowej strategię „win-win”. Czas ostatecznie to pokaże – niech zwycięscy będą akcjonariusze PZU, obecni oraz przyszli klienci Pekao, polski sektor bankowy i polska gospodarka.
Konrad Banecki, przedsiębiorca, przewodniczący rady nadzorczej Polskiego Towarzystwa Gospodarczego